Politycy z Koalicji Obywatelskiej i otoczenia Rafała Trzaskowskiego odmieniają obecnie przez wszystkie przypadki tylko jedno słowo: stypa. Właśnie tak opisują atmosferę po porażce włodarza Warszawy w drugiej turze wyborów prezydenckich, ale też to, jakie będą jej konsekwencje dla obozu władzy. Konsekwencje odczuje też jednak sam Trzaskowski. I to wcale nie mniejsze niż rząd Donalda Tuska.
Mówi sztabowiec Platformy: – Rafał jest dzisiaj najbardziej poobijany z nas wszystkich. Nie będzie już nigdy liderem tego obozu.
Ważny polityk PO, doświadczony w robieniu kampanii wyborczych: – To jest spora rysa na politycznym CV Rafała. To są dwie przegrane w dwóch kolejnych wyborach prezydenckich. I bądźmy realistami, piekielnie ważnych wyborach. Bo efektem tych porażek jest co najmniej 15 lat PiS-u w Pałacu Prezydenckim.
Dwie godziny chwały. Najkrótsza prezydentura świata
W wyborczą niedzielę o godz. 21 nic nie zwiastowało tego, co nadejdzie. Pierwsze wyniki – sondaż exit poll przygotowany przez IPSOS – pokazywały minimalne, ale jednak zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego. Prezydent Warszawy prowadził z Karolem Nawrockim 50,3 do 49,7 proc. Przewaga śladowa, a jednak w Muzeum Etnograficznym w Warszawie, gdzie Trzaskowski miał swój wieczór wyborczy, wyniki exit poll wywołały euforię, jakby kandydat Koalicji Obywatelskiej właśnie został zaprzysiężony na prezydenta Polski.
Nie wiadomo, czy niesiony tym ekstatycznym rozedrganiem tłumu, czy z jakiegokolwiek innego powodu, sam Trzaskowski wpisał się w klimat wieczoru wyborczego w 100 proc. Swoje wystąpienie, choć chaotyczne, nieprzygotowane i bez motywu przewodniego, wygłosił jednak w tonie, jakby uwierzył, że już odebrał klucze do Pałacu Prezydenckiego.
Polityka, jak życie, bywa przewrotna i o tej przewrotności przekonał się Trzaskowski. O godz. 23 opublikowano już dużo dokładniejsze wyniki badania late poll IPSOS-u, gdzie proporcje wynosiły 50,7 do 49,3 proc. Tyle że na korzyść Nawrockiego. Stało się jasne, że prezydencki pociąg odjechał bez Trzaskowskiego na pokładzie, a internet zalały memy o najkrótszej prezydenturze świata, która potrwała raptem dwie godziny.
Kiedy po 1 w nocy drugie wyniki late poll jeszcze mocniej wskazały na Nawrockiego, wszystko stało się jasne. Trzaskowski przegrał, a wraz z nim przegrał rząd Donalda Tuska. Przed Koalicją 15 Października ponad dwa lata, arcytrudne lata, ekstremalnej kohabitacji z prezydentem Nawrockim. Kohabitacji, której celem będzie wykolejenie rządu Tuska i, jeśli tylko okoliczności na to pozwolą, przedterminowe wybory.
Nic dziwnego, że Trzaskowski od niedzieli jest, jak zdradzają źródła Interii, w fatalnym nastroju. Po gorzkim rozczarowaniu w wieczór wyborczy rozmawiało z nim zaledwie kilka najbliższych osób. – Faktem jest, że ten last poll nas zaskoczył. Nie sądziliśmy, że to będzie tak wyglądać. Jest straszna stypa, oj jest – powiedział nam w powyborczy poniedziałek jeden ze współpracowników prezydenta Warszawy.
W tych okolicznościach to jest teraz czas Donalda. Co by nie mówić i jakby nie krytykować Tuska, to jest dzisiaj człowiek, od którego wszystko u nas zależy
W ten sam powyborczy poniedziałek prezydent Warszawy opublikował na Twitterze/X oświadczenie, w którym pogratulował wygranej Nawrockiemu, ale przede wszystkim zwrócił się do swoich wyborców. „Dziękuję za Waszą obecność na wiecach. Za wszystkie życzliwe słowa. Za wszystkie wspólnie zdjęcia, uściśnięte dłonie, za okrzyki wsparcia. Za każdy wywieszony baner, za każdy transparent” – wylicza Trzaskowski. „Dziękuję, że uwierzyliście we mnie i oddaliście na mnie głos w niedzielę. I przepraszam, że nie udało mi się przekonać do mojej wizji Polski większości obywateli. Przepraszam, że nie zwyciężyliśmy wspólnie” – dodaje.
To tylko potwierdza słowa rozmówców Interii o tym, jaką wagę dopiero co zakończone zmagania o Pałac Prezydenckie miały dla wiceszefa PO. – Ta kampania miała dla Rafała gigantyczne znaczenie, gigantyczny ciężar. Bez porównania większy niż pięć lat temu. Tutaj były dużo większe oczekiwania. Wtedy nikt nie oczekiwał od niego wygranej, tutaj wygrana była wymagana od pierwszego dnia – zauważa osoba z bliskiego otoczenia Trzaskowskiego.
„Przegryw”, który zostanie zapomniany
Wygranej jednak nie ma. Jest porażka, a ta pociąga za sobą konsekwencje. Najpoważniejsze poniesie sam Rafał Trzaskowski, bo to on był kandydatem i twarzą całego przedsięwzięcia. Kilkadziesiąt godzin po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów prezydenckich w obozie i w elektoracie Koalicji Obywatelskiej najczęściej podnoszone są dwa pytania. Pierwsze: czy to koniec kariery Trzaskowskiego w wielkiej polityce. I drugie: czy Trzaskowski i jego środowisko zostaną rozliczeni za niezwykle kosztowną politycznie przegraną.
Co do pierwszej kwestii, wszyscy politycy, z którymi rozmawiała Interia, są zgodni. Jedyna różnica polega na dawce ironii i sarkazmu wobec przegranego, na którą sobie pozwalają. – Udało mu się, jest prezydentem Warszawy i będzie kontynuować tę misję – śmieje się jeden z samorządowców Platformy, chociaż jest to śmiech przez łzy. – Co dalej? Europarlament? Może… – zastanawia się. – Kampania samorządowa będzie spinać się z europarlamentarną. A jak nie, to dostanie „trójkę” do sejmiku i cześć – kończy z ironią.
Inny z naszych rozmówców, wieloletni polityk PO, wbija Trzaskowskiemu szpilę, przypominając, że wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się dwa miesiące po zakończeniu jego kadencji w fotelu prezydenta Warszawy. – Jednym z uroków polityki jest jej nieprzewidywalność, ale jeśli nie będzie żadnych ekstraordynaryjnych zdarzeń, to Rafał nie ma przyszłości w wielkiej polityce – przewiduje nasze źródło. Jak dodaje, na korzyść Trzaskowskiego przemawia fakt, że „dostał dwa razy po 10 mln głosów”, ale z drugiej strony „wybory prezydenckie to rozgrywka, w której nie ma nagród za drugie miejsce”.
W Platformie można też usłyszeć opinie, że irytacja na Trzaskowskiego to jedno, ale wyczuwalna jest też irytacja na Donalda Tuska i fatalny wizerunek rządu, który niewątpliwie odbił się na kampanii prezydenta Warszawy. – Gniew partii i wyborców będzie i na Rafale, i na Donaldzie. Rafał dostał baty za rząd, więc nie jest odkryciem, że ten rząd nie działa dobrze. Za to z kolei dostanie się Donaldowi – analizuje jeden ze sztabowców PO. – W gorszej sytuacji na pewno jest jednak Rafał, bo nasz twardy elektorat kocha Donalda miłością bezwarunkową, a Rafał jest dla nich dzisiaj przegrywem – dopowiada po chwili.
Tu pojawia się podniesione kilka akapitów wcześniej pytanie o rozliczenie zarówno Trzaskowskiego, jak i jego ekipy. Chociaż debata nad kampanią Platformę niewątpliwie czeka, to strzelistych gestów wymierzania sprawiedliwości nikt dzisiaj nie przewiduje. W partii jest duża świadomość tego, że najbliższe dwa lata będą dla Koalicji 15 Października drogą przez mękę. Rozpoczęcie jej od pogrążenia się w wojnie domowej i wzajemnych rozliczeniach to przepis na to, żeby ta droga skończyła się oddaniem władzy jeszcze przed 2027 rokiem.
– Nikt nie wsadzi Rafałowi noża pod żebro, zwłaszcza że nie ma jak. Będzie dalej prezydentem Warszawy, w spokoju dokończy kadencję i nikt nie będzie go pokazowo ścinać – zapewnia nas dobrze zorientowany w partyjnych nastrojach polityk PO. Na tym jednak jego krzepiące słowa dla Trzaskowskiego się kończą. – Rafał nie będzie kozłem ofiarnym, ale zostanie zapomniany. Wiszą na nim dwie wielkie przegrane, to nie jest lider – ucina temat rozliczeń nasz rozmówca.
Liderem jest za to Donald Tusk. I – jak zgodnie twierdzą nasze źródła – najbliższe miesiące będą dla niego największym momentem próby po odzyskaniu władzy jesienią 2023 roku. To w dużej mierze od premiera zależy, czy Koalicja 15 Października dotrwa do końca kadencji parlamentu i czy będzie w stanie wydostać się arcytrudnego położenia, w którym jest obecnie.
– W tych okolicznościach to jest teraz czas Donalda. Co by nie mówić i jakby nie krytykować Tuska, to jest dzisiaj człowiek, od którego wszystko u nas zależy – rozkłada ręce ważny polityk Platformy, któremu do szefa rządu wcale nie jest jednak politycznie blisko.
Rafał nie będzie kozłem ofiarnym, ale zostanie zapomniany. Wiszą na nim dwie wielkie przegrane, to nie jest lider
Jak mówi, chciałby powrotu „twardego Tuska z naszej pierwszej kadencji u władzy”. – Albo wprowadzimy jakiś reżim i ludzie zaczną czuć na sobie realną odpowiedzialność za partię, albo będzie po nas. Dzisiaj nie ma żadnej odpowiedzialności, głupich kroków różnych naszych polityków w ostatnim czasie było zdecydowanie za dużo – punktuje.
Na razie Tusk próbuje manewru, który już niejednokrotnie wybawiał go z opresji, a więc „ucieczki do przodu”. W powyborczy poniedziałek telewizje wyemitowały jego wystąpienie, mini orędzie do narodu. Zapowiedział w nim m.in. to, że zwróci się do Sejmu o wotum zaufania dla swojego gabinetu. Głosowanie najprawdopodobniej odbędzie się 11 czerwca.
Tusk zapowiedział, że z nowym prezydentem jego rząd będzie współpracować „w zgodzie z konstytucją i własnym sumieniem”, a także „wszędzie tam, gdzie to konieczne i możliwe”. I chociaż rządzący liczą, że również głowa państwa wykaże chęć współpracy, to „plan awaryjny, zakładający trudną kohabitację, jest przygotowany”.
Jak on wygląda? – Ruszymy z robotą, bez względu na okoliczności, bo po to zostaliśmy wybrani. Będziemy przedkładać gotowe już projekty ustaw, ale jeśli trzeba, będziemy rządzić i podejmować decyzje, także przy próbującym blokować dobre zmiany prezydencie. Doświadczenie już mamy – tłumaczy Tusk.
Nasi rozmówcy z Platformy uważają manewr z wotum zaufania za dobry pomysł. Tusk chce w ten sposób związać ręce koalicjantom i zapewnić sobie ich lojalność na pozostałą część kadencji. Tajemnicą poliszynela jest bowiem to, że PiS wykorzysta każdą okazję do przeciągnięcia na swoją stronę posłów i posłanek z Koalicji 15 Października.

– Chce złapać koalicjantów w pułapkę: poparliście ten rząd już po porażce Rafała, więc nie możecie zdradzić, bo się zeszmacicie – mówi nam doświadczony polityk Platformy.
Co do reszty strategii premiera, jej celem jest pokazanie Polakom, że rząd zasuwa od rana do nocy i przynajmniej ze swojej strony robi, co tylko może, żeby wywiązać się ze złożonych obietnic. Wetujący wszystko jak leci nowy prezydent, miałby w tym scenariuszu przekierować społeczny gniew i frustrację na stronę PiS-u, dając tym samym Koalicji Obywatelskiej szansę, żeby w 2027 roku utrzymać się przy władzy.
– Rzecz w tym, że taka strategia musiałaby być uzupełniona czymś, czego po przejęciu władzy ten rząd kompletnie nie posiada: sprawną komunikacją – zauważa jeden z naszych rozmówców z PO. Może być z tym problem, bo premier Tusk dopiero co chwalił się w Polsat News, że to on jest rzecznikiem rządu i nie zamierza z tej funkcji rezygnować. Jednak porażka w wyborach prezydenckich może sprawić, że nie będzie mieć wyboru.