Wynik wyborów prezydenckich w USA nie tylko wyznaczy kurs na przyszłość Stanów Zjednoczonych. Prawdopodobnie będzie miał on również egzystencjalne konsekwencje dla Ukrainy. Stany Zjednoczone udzielają jej największego wsparcia, po inwazji rosyjskich żołnierzy w 2022 roku.
Pod rządami prezydenta Joe Bidena, Waszyngton do tej pory zapewnił Ukrainie pomoc wywiadowczą, środki finansowe i nowoczesną broń o wartości prawie 175 mld dolarów (161 mld euro). Ktokolwiek zostanie wybrany na prezydenta USA 5 listopada, może trzymać los Ukrainy w swoich rękach. Zanim nowy prezydent obejmie urząd 20 stycznia 2025 roku, wojna w Ukrainie potrwa już prawie trzy lata.
– Nowy prezydent USA stanie przed trzema opcjami: zmniejszyć pomoc dla Ukrainy, utrzymać ją na obecnym poziomie, lub zająć bardziej zdecydowane stanowisko – mówi Michaela Mattes, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, która specjalizuje się w konfliktach międzynarodowych i współpracy.
Kamala Harris i wojna w Ukrainie
Kandydatka Partii Demokratycznej na prezydenta i obecna wiceprezydent Kamala Harris jasno wyraziła swoje poparcie dla Ukrainy. – Obiecała pozostać po stronie Ukrainy tak długo, jak będzie to konieczne – powiedział Deutsche Welle Shawn Donahue, adiunkt nauk politycznych na Uniwersytecie Stanu Nowy Jork Buffalo. Dodał, że Kamala Harris „raczej pozwoliłaby na użycie amerykańskiej broni dalekiego zasięgu przeciwko celom w Rosji”.
Michaela Mattes zakłada, że Harris przynajmniej utrzymałaby status quo, wspierając Ukrainę i podtrzymując sankcje wobec Rosji. Mogłaby nawet stać się bardziej asertywna i zająć twardsze stanowisko wobec Moskwy, aby zbudować reputację silnego przywódcy.
Dla obecnej wiceprezydent USA stawką w grze jest bezpieczeństwo europejskie i globalna stabilność. – Harris postrzega Rosję jako niebezpieczny kraj, który naruszył prawo międzynarodowe, a także zrobił coś niemoralnego, więc Rosji nie można ufać – analizuje prof. Mattes.
Relacje Trumpa z Rosją i Ukrainą
Republikański kandydat na prezydenta prowadzi inną politykę wobec Ukrainy i otoczył się podobnie myślącymi doradcami. Relacje Donalda Trumpa z Kijowem są skomplikowane. Obejmują jego próbę nakłonienia prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, by ten wszczął dochodzenie w sprawie syna Joe Bidena, Huntera, który był zatrudniony w ukraińskiej firmie gazowej. Miałoby to umożliwić usunięcie Joe Bidena z urzędu.
Trump ponadto odwołuje się do swoich relacji z rosyjskim przywódcą Władimirem Putinem i twierdzi, że nie doszłoby do wojny w 2022 roku, gdyby to on był wówczas prezydentem USA. Teraz Trump obiecuje, że jeśli zostanie wybrany 5 listopada, zakończy wojnę „w ciągu 24 godzin”. Ponieważ na razie nie wiadomo, jak miałby tego dokonać, wielu obserwatorów politycznych zakłada, że Trump popchnie Ukrainę w kierunku zawarcia pokojowego porozumienia z Rosją.
Zdaniem Shawna Donahue Trump mógłby zmusić Ukrainę do zaakceptowania pewnego rodzaju zamrożonego konfliktu mniej więcej wzdłuż obecnych linii frontu, co odbyłoby się kosztem ukraińskiego terytorium. Nie jest jasne, czy W³adimir Putin zaakceptowałby takie warunki w dłuższej perspektywie, ale dałyby one jego armii czas na przegrupowanie się.
– Jednak kandydat Republikanów oczekiwałby również, że Europejczycy będą dalej zwiększać swoje zaangażowanie na Ukrainie i w NATO – mówi Dominik Tolksdorf, współpracownik Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych i wykładowca gościnny w think tanku Global Governance Institute z siedzibą w Brukseli.
Ograniczenie życiowo ważnej pomocy dla Ukrainy prawdopodobnie zaostrzy sytuację. Gdyby pomoc USA dla niej została całkowicie wstrzymana, europejskie rządy miałyby trudności z samodzielnym wspieraniem Ukrainy. – Dałoby to Kremlowi większą swobodę w narzucaniu jej swojej woli – twierdzi Dominik Tolksdorf, który specjalizuje się w polityce USA i stosunkach transatlantyckich.
Ukraina i jej członkostwo w NATO
– Kolejną drażliwą kwestią jest chęć przystąpienia Ukrainy do NATO. W pewnym momencie Harris prawdopodobnie poprze członkostwo Ukrainy w NATO – mówi Donahue, który odwiedził Ukrainę dwukrotnie od początku wojny.
Jedną z omawianych opcji jest model członkostwa, który zakłada, że Ukraina nie odzyska granic z 1991 roku. W takim przypadku NATO byłoby zobowiązane jedynie do obrony terytorium kontrolowanego obecnie przez Ukrainę. Byłoby to porównywalne z sytuacją Republiki Federalnej Niemiec przed zjednoczeniem Niemiec.
Z drugiej strony warto wziąć pod uwagę, że Trump jest zaciekłym krytykiem NATO i zasugerował nawet, że ten sojusz wojskowy nie powinien chronić członków, którzy wnoszą zbyt mały wkład w swoją obronę.
– Mimo to Trump mógłby zbliżyć Ukrainę do NATO w ramach porozumienia kończącego wojnę – uważa Kurt Volker, Specjalny Przedstawiciel USA ds. Negocjacji ws. Ukrainy w latach 2017-2019. Posiadanie Ukrainy w NATO byłoby częścią „trwałego pokoju i odstraszania”, powiedział Volker DW na początku pa¼dziernika.
Amerykanie sceptyczni wobec Rosji
Równie ważna jak nowy prezydent USA będzie zmiana układu sił większości w Kongresie, który decyduje o wydatkach rządowych. Spośród 100 miejsc w Senacie, 34 miejsca są przedmiotem wyborów 5 listopada, podobnie jak wszystkie 435 miejsc w Izbie Reprezentantów. Demokratyczna kontrola nad Izbą Reprezentantów jest kluczowa dla Harris, aby przeforsować dostawy broni i innej pomocy do Ukrainy.
Kolejną obawą jest to, że amerykańska opinia publiczna jest coraz bardziej zmęczona wojną w Ukrainie. Odsetek Amerykanów, którzy twierdzą, że rosyjska inwazja na Ukrainę stanowi zagrożenie dla interesów USA, znacznie spadł, zgodnie z sondażem przeprowadzonym przez Centrum Badawcze Pew na początku lipca. Wykazał on, że 69 procent Amerykanów popiera sankcje gospodarcze wobec Rosji, a 54 procent chce dalszego wysyłania sprzętu wojskowego do Ukrainy.
– Rosja bez wątpienia ma nadzieję na wyborcze zwycięstwo Trumpa, nie tylko dlatego, że mógłby on pomóc Putinowi uzyskać przewagę w Ukrainie, ale także dlatego, że jako prezydent mógłby jeszcze bardziej podzielić USA i zdestabilizować amerykańską demokrację – twierdzi Dominik Tolksdorf. – Kreml ma nadzieję, że pod rządami Trumpa Stany Zjednoczone będą zajęte głównie sobą i w dużym stopniu przestaną być liczącym się graczem w polityce międzynarodowej.
***
Artykuł pochodzi z Deutsche Welle