Nowe rozporządzenie, jak tłumaczy Biały Dom, ma na celu „obronę kluczowego interesu narodowego” i zapewnienie „globalnego przywództwa USA w dziedzinie eksploracji i rozwoju zasobów dna morskiego”. Dekret nakazuje Narodowej Administracji Oceanicznej i Atmosferycznej (NOAA) przyspieszenie wydawania licencji na eksploatację surowców znajdujących się na dnie oceanów – przede wszystkim w postaci tzw. polimetalicznych konkrecji, czyli głazów bogatych w nikiel, mangan, kobalt i miedź.
„Zbliżamy się do kryzysu surowcowego w kontekście napięć handlowych z Chinami” – stwierdził Alex Gilbert z Payne Institute for Public Policy przy Colorado School of Mines . Nowe przepisy umożliwiają firmom takim jak kanadyjska Metals Company (TMC) omijanie ram regulacyjnych tworzonych przez Międzynarodowy Urząd ds. Dna Morskiego (ISA) działający pod auspicjami ONZ.
Wbrew międzynarodowemu prawu?
Administracja Trumpa powołuje się na ustawę o zasobach mineralnych głębokiego dna morskiego z 1980 roku (Deep Seabed Hard Mineral Resources Act), aby udzielać licencji na wydobycie w wodach poza jurysdykcją narodową. USA jako jedno z nielicznych państw nie ratyfikowały Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza (UNCLOS), co pozwala im działać poza mechanizmem regulacyjnym ISA.
Międzynarodowe oburzenie nie kazało na siebie długo czekać. „USA naruszają prawo międzynarodowe i szkodzą interesom całej społeczności międzynarodowej” – oświadczył rzecznik chińskiego MSZ Guo Jiakun . Podobną opinię wyraził Międzynarodowy Urząd ds. Dna Morskiego: „Jeśli potężne państwa próbują obejść międzynarodowe ramy prawne, podważają podstawy współpracy międzynarodowej i równego dostępu do zasobów”.
Głębinowy Dziki Zachód?
Kanadyjska The Metals Company zapowiedziała już rozpoczęcie eksploatacji w Strefie Clarion-Clipperton między Meksykiem a Hawajami – na obszarze o powierzchni ponad 25 tysięcy km². Firma szacuje, że może tam pozyskać nawet 15,5 mln ton niklu, 12,8 mln ton miedzi, 2 mln ton kobaltu i 345 mln ton manganu. Jej prezes, Gerard Barron, oświadczył, że „USA właśnie odzyskały przywództwo w dziedzinie głębinowych minerałów”.
Tymczasem ponad 30 państw i setki naukowców apelują o moratorium na głębinowe górnictwo, powołując się na brak wiedzy o jego wpływie na ekosystemy oceaniczne. „To jak gra w rosyjską ruletkę z oceanem” – ostrzega Duncan Currie z Deep Sea Conservation Coalition .
W styczniu 2024 r. wstępną zgodę na rozpoczęcie badań przygotowujących grunt pod wydobycie znajdujących się na morskim dnie minerałów wyraził rząd Norwegii. Oslo zamierzało udostępnić firmom działki na dnie Oceanu Arktycznego, które byłyby wykorzystywane do testowania technologii poszukiwania i wydobycia surowców. Po zmasowanej krytyce, w grudniu ubiegłego roku Norwegia zawiesiła te plany.

Wydobycie skupia się na tzw. konkrecjach polimetalicznych – formacjach wielkości ziemniaka, powstających przez miliony lat i zawierających cenne metale. Największe ich złoża występują w Strefie Clarion-Clipperton, kluczowym obszarze planowanej eksploatacji.
Dotychczas żadna firma nie rozpoczęła komercyjnego wydobycia w wodach międzynarodowych. Trwają testy i pilotaże, m.in. prowadzone przez The Metals Company oraz Nauru Ocean Resources. Planowane operacje zakładają zbieranie konkrecji za pomocą pojazdów gąsienicowych, odsysanie ich do jednostki nawodnej i zrzut przetworzonych osadów z powrotem do toni wodnej.
Groźba dla życia w głębinach
Wielu biologów ostrzega, że skutki dla oceanicznego życia mogą być katastrofalne. “Pióropusze osadów powstające wskutek wydobycia mogą zakłócać żerowanie, oddychanie, komunikację i rozmnażanie się organizmów w toni wodnej” – tłumaczy Alexus Cazares-Nuesser, biolog oceaniczny z Uniwersytetu Hawajskiego. Dotyczy to zarówno zooplanktonu, jak i ryb, meduz czy ryb głębinowych.
Szacuje się, że w samej strefie Clarion-Clipperton aż 90% gatunków jest nieznanych nauce. „Nie wiemy nawet, co możemy stracić” – mówi Katie Matthews z organizacji Oceana. Zmącenie wody może zakłócić łańcuchy pokarmowe i osłabić zdolność oceanu do wychwytywania i przechowywania dwutlenku węgla, co może mieć wpływ na globalny klimat.
Badacze wskazują, że setki ton pyłu i gruzu, który będzie wrzucany z powrotem do wody po odzyskaniu cennych minerałów z wydobywanych z dna konkrecji, może zmącić oceaniczne wody na ogromnych obszarach. Takie pióropusze osadów mogą rozprzestrzeniać się na odległość setek czy tysięcy kilometrów, wpływając na gospodarkę i środowisko na obszarach odległych od miejsc wydobycia.
Zyski niepewne, ryzyko pewne
Ekonomiści wskazują na wątpliwą opłacalność komercyjnego wydobycia w głębinach. Ceny niklu i kobaltu spadają, co czyni przedsięwzięcie ryzykownym finansowo. „Czy oni w ogóle zarobią na tym pieniądze?” – pyta Tom LaTourrette z RAND Corporation. Niektóre firmy, w tym Tesla, zmniejszają użycie tych metali w bateriach lub stawiają na ich recykling, co dodatkowo osłabia argumenty za pilnym rozpoczęciem eksploatacji.
Z drugiej strony, USA wskazują na potrzebę uniezależnienia się od Chin w zakresie dostaw minerałów strategicznych i obronnych. Administracja Trumpa szacuje, że głębinowe wydobycie może przynieść gospodarce 300 mld USD w ciągu dekady i stworzyć 100 tys. miejsc pracy.
Międzynarodowy Urząd ds. Dna Morskiego ma latem 2025 roku przyjąć ostateczne regulacje dotyczące eksploatacji wód międzynarodowych. Jednak ruch USA może skutecznie je podważyć i otworzyć drogę innym państwom do samodzielnego działania. „To może być początek wyścigu na dno” – ostrzega Gracelin Baskaran z CSIS.
Przed światem stoi więc wybór: zaryzykować zniszczenie słabo poznanego ekosystemu w imię surowcowej suwerenności – czy poczekać na pełne dane i globalne regulacje.