Zachodnie media sugerują, że Ukraina jest bliżej zawarcia rozejmu z Rosją niż kiedykolwiek wcześniej. Czy jest Pan zdania, że w najbliższym czasie możemy spodziewać się konkretnych ustaleń dotyczących zawieszenia broni?

Jestem do tego nastawiony bardzo sceptycznie. Nie wierzę, że zawieszenie broni nastąpi w najbliższym czasie, a nawet nie jestem pewien, czy w ogóle do niego dojdzie. Trump się spieszy. Sam sobie narzuca terminy. Najpierw zapowiadał osiągnięcie porozumienia w ciągu doby, potem do Wielkanocy, następnie w ciągu stu dni, aż w końcu zaczął dostrzegać, że to nierealne. Jednak jego pośpiech szkodzi Ukrainie, bo w takiej sytuacji kompromisy mogą być osiągnięte kosztem ustępstw wobec Putina.

Ostatni plan pokojowy, który trafił do mediów, jasno to pokazuje: jego istotą są ustępstwa na rzecz Putina, choć opakowane w drobne pozorne ustępstwa z jego strony.

Zobacz wideo Efekty rozmowy Trump-Putin, czyli Putin rozgrywa Trumpa

Mamy w tej kwestii niemałe doświadczenie. Byłem zastępcą szefa ukraińskiej delegacji w Trójstronnej Grupie Kontaktowej, czyli w procesie mińskim. Pamiętam: takich reżimów zawieszenia broni było dziesiątki, około trzydziestu. Wszystkie kończyły się tak samo – Rosja łamała ustalenia. Putin za każdym razem działał według tego samego schematu: prowokacja – oskarżenie Ukrainy – złamanie rozejmu. Całe nasze doświadczenie dowodzi, że Putin nie przestrzega żadnych umów. Gdy tylko uzna to za korzystne, złamie je bez najmniejszych wahań.

Jest jeszcze inny poważny problem – kontrola nad linią frontu. Nawet podczas realizacji porozumień mińskich było to ogromnie trudne, mimo obecności misji OBWE. Dzisiaj byłoby to jeszcze bardziej skomplikowane technicznie. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, jak mogłoby to funkcjonować.

Ale najważniejsze jest coś innego: Putinowi nie można ufać. On nie jest zainteresowany zawieszeniem broni. Jego celem jest zniszczenie Ukrainy. Może zgodzić się na jakieś porozumienie tylko wtedy, gdy stworzy ono warunki do naszego zniszczenia w przyszłości. Dlatego nie wierzę w zawieszenie broni jako coś, co mogłoby być korzystne dla Ukrainy. Jedyną opcją, która miałaby sens, jest rozejm oparty na realnych gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy. Takich, które rzeczywiście powstrzymałyby Putina, gdy – a to nieuniknione – spróbuje wznowić agresję. I tu pojawia się kluczowe pytanie: jakie gwarancje mogłyby być skuteczne? Na dziś jedyną realną gwarancją jest członkostwo Ukrainy w NATO.

Stany Zjednoczone wykazują sceptycyzm wobec członkostwa Ukrainy w NATO, a niektórzy wręcz wykluczają taką możliwość. Jakie alternatywne rozwiązania mogłyby zapewnić Ukrainie odpowiednie gwarancje bezpieczeństwa?

Tak, podejście rzeczywiście jest sceptyczne, ale dla nas członkostwo w NATO to kwestia przetrwania. Nie mamy prawa rezygnować z tego celu. Już podczas szczytu w Bukareszcie w 2008 roku oraz szczytu w Wilnie w 2023 roku zapisano, że droga Ukrainy do NATO jest nieodwracalna. Te obietnice muszą zostać spełnione. Alternatyw dla NATO praktycznie nie ma. Wszystko, co nie jest NATO, oznacza słabsze gwarancje bezpieczeństwa.

Istnieje jednak opcja, która – choć niepełna – mogłaby częściowo powstrzymać Putina: szybkie przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej. To utrudniłoby mu agresję, ponieważ wojna przeciwko Ukrainie stałaby się wojną przeciwko całej Unii. Poza tym w ramach UE funkcjonuje Wspólna Polityka Bezpieczeństwa i Obrony, którą można by szybko wzmocnić, tworząc coś na kształt europejskiego sojuszu obronnego.

Szczególną rolę w tym procesie mogłyby odegrać Francja, państwo dysponujące bronią jądrową, Wielka Brytania, która, choć poza UE, również posiada broń nuklearną, oraz Niemcy jako lider gospodarczy. W efekcie realne gwarancje bezpieczeństwa mogłyby obejmować: przyjęcie Ukrainy do UE, rozwój wspólnego europejskiego systemu bezpieczeństwa oraz wsparcie ze strony Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec. Jednak najpewniejszą gwarancją wciąż pozostaje członkostwo w NATO.

Trump twierdzi, że Zełenski rzekomo gotów oddać Krym Rosji w ramach porozumienia pokojowego. Skąd wziął się taki pomysł?

Można odnieść wrażenie, że Trump niezbyt dobrze orientuje się w zawiłościach prawa międzynarodowego, dyplomacji oraz naszego ustawodawstwa. Po pierwsze, Zełenski wielokrotnie stanowczo zaprzeczał możliwości jakichkolwiek ustępstw w sprawie Krymu. Nawet gdyby prezydent chciał to zrobić, byłoby to niemożliwe – Konstytucja Ukrainy jednoznacznie zakazuje jakichkolwiek ustępstw terytorialnych. Zmiana konstytucji w tym kierunku jest całkowicie nierealna. Byłoby to sprzeczne z prawem międzynarodowym, polityką USA i – co kluczowe – z wolą ukraińskiego społeczeństwa. Naród ukraiński nigdy nie zgodzi się na oddanie swoich ziem.

Wydaje się, że Trump po prostu błędnie interpretuje słowa Zełenskiego. Prezydent jedynie przyznawał, że obecnie nie mamy wystarczających zasobów, by wyzwolić Krym drogą militarną, ale zawsze podkreślał konieczność politycznego i dyplomatycznego odzyskania okupowanych terytoriów. Jednocześnie nigdy nie zrezygnowaliśmy i nie zrezygnujemy z suwerenności nad Krymem ani innymi tymczasowo okupowanymi ziemiami. Podkreślam – „tymczasowo okupowanymi”. Dlatego wypowiedź Trumpa to albo niezrozumienie sytuacji, albo świadome przeinaczanie stanowiska Ukrainy.

Z wypowiedzi w USA wynika, że ustępstwa terytorialne są nieuniknione. Kto kreuje takie wrażenie i czy naprawdę nie ma już przestrzeni do negocjacji, by zmienić to podejście?

Ustępstwa terytorialne są dla Ukrainy po prostu nieakceptowalne. Nigdy nie rezygnowaliśmy i nie zrezygnujemy z suwerenności nad tymczasowo okupowanymi terytoriami. To nie kwestia rezygnacji, lecz tego, że przywrócenie faktycznej kontroli to kwestia czasu. Z prawnego punktu widzenia Krym i wszystkie tymczasowo okupowane terytoria pozostają częścią Ukrainy. Przywrócenie kontroli może nastąpić zarówno drogą wojskową, jak i polityczno-dyplomatyczną, a to może zająć trochę czasu. Ale z naszej suwerenności nigdy nie zrezygnujemy.

Nie widać żadnych przygotowań Rosji do zakończenia wojny. Czy Amerykanie są tego świadomi?

Amerykanie dobrze rozumieją rzeczywistą sytuację. Jednak kwestia dotyczy politycznej woli i interesów, w tym wpływów Trumpa i różnych grup wokół niego. Niektóre z nich promują interesy Rosji, w tym ideę, że Putin chce nie tylko utrzymać Krym, ale również zająć jeszcze cztery obwody i wypchnąć ukraińskie wojska.

Putin się nie zatrzyma. Najpierw – podbój terytoriów, potem – możliwa krótka przerwa na odbudowę armii i przygotowanie do nowej agresji. I to będzie nie tylko wojskowy atak, ale także wojna polityczna: destabilizacja sytuacji w Ukrainie, podważanie jedności Zachodu, rozbijanie solidarności transatlantyckiej, szerzenie dezinformacji i propagandy. Putin dostrzega zagrożenie w jedności – amerykańskiej, europejskiej, ukraińskiej – i stara się ją zniszczyć.

Pieskow oświadczył, że Rosja czeka na sygnał od Ukrainy, by wznowić bezpośrednie negocjacje. Co ta wypowiedź może oznaczać?

Decyzja dotycząca takich sygnałów należy do prezydenta, ponieważ negocjacje to jego prerogatywa. Sama wypowiedź Rosji już jest pewną porażką dla Moskwy: początkowo próbowali prowadzić rozmowy o Ukrainie bez Ukrainy, bezpośrednio z USA, ale ponieśli porażkę.

Negocjacje bezpośrednie z Rosją niosą ze sobą ryzyko – szantaż, naciski, prowokacje. Dlatego bezpieczniej jest prowadzić je w szerszym formacie, z udziałem USA i europejskich partnerów. To minimalizuje rosyjski nacisk i zapewnia większe wsparcie dla Ukrainy. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, czy teraz trzeba rozpoczynać negocjacje, ale format z międzynarodowym udziałem wydaje się bardziej sensowny.

Udział
Exit mobile version