Prokuratura oskarża Zbigniewa Bońka o to, że w okresie od listopada 2014 r. do sierpnia 2021 roku, czyli w okresie pełnienia funkcji prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, wyrządził on związkowi szkodę majątkową wielkich rozmiarów.

Dojść do tego miało poprzez zapłatę należącej do ówczesnego członka zarządu PZPN Jakuba T. spółce ponad miliona złotych za negocjacje sponsorskie między związkiem a inną firmą. Zdaniem prokuratury negocjacje były fikcyjne, a dowodzić tego ma podpisanie umowy pośrednictwa już po zawarciu umowy sponsorskiej.

– Jestem zaskoczony, że po tylu latach reprezentowania polskiej piłki przez nas nagle rzuca się cień na sprawę, gdzie cienia nie ma. Dwie spółki prywatne podpisały umowę sponsorską i nikt nie miał zastrzeżeń. Dopiero po moim odejściu z PZPN ktoś zaczął tym manipulować – komentuje całe zamieszanie w rozmowie z „Faktem” Boniek.

„Nie było żadnej woli ze strony prokuratorów”

Były prezes PZPN zdradził, że kiedy pierwszy raz przyszedł do prokuratury, to był absolutnie przekonany, że nic w tej sprawie wątpliwego nie ma. – Natomiast już od razu zobaczyłem, że intencją prokuratorów nie jest to, żeby zbadać sprawę. Celem był akt oskarżenia – stwierdził.

To właśnie dlatego zdecydował się napisać listo do ministra sprawiedliwości Adama Bodnara z prośbą o wyłączenie ze sprawy dwóch prokuratorów, Witolda Grdenia i Krzysztofa Gienasa. – Obaj sprawiali wrażenie, że nie interesuje ich to, co mówię. Nie dali mi możliwości zobaczenia akt sprawy – powiedział „Faktowi” Boniek.

Dostęp do akt dopiero po pewnym czasie otrzymał jego mecenas. – Nie było tam nic oprócz artykułów dziennikarskich i dziwnych donosów – powiedział były prezes PZPN. Wtedy też on i jego obrońca zwrócili się z prośbą o wezwanie dodatkowych świadków, które od samego początku były zaangażowane w przygotowywanie umowy, przez którą teraz prowadzone jest postępowanie, aby wykazać, że wcale nie było to żadnych „tajnym” dogadywaniem się. – Usłyszeliśmy „nie, nie, nie”. Po prostu nie było żadnej woli ze strony prokuratorów – zrelacjonował Boniek.

– Zrobiono z tego sprawę, gdzie atrakcją jest Zbigniew Boniek i 13 ludzi, z czego o wielu z nich wcześniej nie wiedziałem, że istnieją – usłyszeli dziennikarze.

Zbigniew Boniek tłumaczy aferę

Boniek przedstawił „Faktowi”, jak z jego strony wyglądała cała sytuacja. – Pan T. przyszedł do nas i powiedział, że przyprowadzi sponsora. Doszło do spotkania na linii władze PZPN – sponsor. Ustaliliśmy przy okazji z panem T., że jeśli podpiszemy umowę, to dostanie 7 lub 10 proc. za pośrednictwo – opowiedział były prezes PZPN.

– Główną i jedyną „nitką” w śledztwie, której się trzymają prokuratorzy, to fakt, że podpisaliśmy z panem T. umowę po tym, jak podpisaliśmy już umowę ze sponsorem. I tyle. To jest według mnie normalne w pracy w marketingu, sponsoringu itd. Gdyby pan do mnie przyszedł, żebym sprzedał pana mieszkanie, to najpierw by pan załatwił formalności z klientem, którego do pana przyprowadziłem, a dopiero później ze mną – stwierdził Boniek.

Udział
Exit mobile version