– Brynów i okolice to część Katowic, która jest otoczona lasami. Zwierzęta, w tym dziki, pojawiają się u nas często, sama pamiętam to jeszcze z dzieciństwa – mówi nam mieszkanka osiedla, Katarzyna Zioło-Baron. Zaniepokojona odstrzałem dzików na Brynowie, przygotowała petycję do prezydenta Katowic ws. zatrzymania zabijania na osiedlu. 

Katowice to niejedyne miasto, w którym strzela się do dzików. Władze Bielska-Białej właśnie podpisały umowę na odstrzał 50 dzików. Tam, jak opisywała „Gazeta Wyborcza”, spłoszone dziki przewróciły kobietę, która trafiła do szpitala z potłuczeniami. Ona sama mówiła później dziennikarzom, że nie chce zabijania dzików, ale jakieś działania są potrzebne, bo mieszkańcy „czują się sterroryzowani”. Główne problemy ze zwierzętami w mieście dotyczą jednak rycia trawników i zderzeń z samochodami. 

W Bielsku-Białej zaplanowany jest odstrzał 50 dzików. Dziki masowo zabijane są też w Warszawie i okolicach, a także Gdańsku. Wśród mieszkańców są ci, którzy zgłaszają skargi na zwierzęta i tacy, którzy ostro sprzeciwiają się odstrzałowi na terenie miasta. Eksperci i przedstawiciele organizacji ekologicznych zgadzają się, że osiedla to nie miejsce dla dzików, ale rozwiązania inne niż zabijanie są bardziej wymagające dla samorządów i samych mieszkańców.

Zobacz wideo 5 cm wody w Wiśle. Radni i ekolodzy apelują do Trzaskowskiego Wybierz serwis

Łowczy między blokami

– Informację o tym, że wykonywany będzie odstrzał dzików, znaleźliśmy na klatce schodowej. Napisano tam, że to „na prośbę mieszkańców”. Ale my też jesteśmy mieszkańcami i o nic takiego nie prosiliśmy. Dlatego razem z mężem podjęliśmy próby rozmów z władzami miasta, a gdy te nie przyniosły skutki, wystartowaliśmy z petycją – opowiada Katarzyna Zioło-Baron. Podkreśla, że zebrali już ponad 260 podpisów, a z informacji, jakie uzyskali, do miasta wpłynęły tylko trzy skargi na dziki. Dotyczyły przede wszystkim zniszczonych trawników. 

Zioło-Baron nie tylko uważa sam odstrzał dzików za niehumanitarny, ale też obawia się tego, jak jest prowadzony. I – jak mówi – te obawy podzielają inni mieszkańcy. 

Podczas gdy my staraliśmy się negocjować z miastem, jednej nocy na osiedlu pojawił się łowczy i zaczął strzelać do dzików. Poza kartką na klatce, gdzie nie było konkretnych terminów, nie mieliśmy żadnej informacji. Wielu sąsiadów poczuło się zagrożonych, po grupie sąsiedzkiej zaczęły krążyć nagrania mężczyzny, który chodzi z bronią między blokami

– relacjonuje.

Na nagraniach, które nam udostępniła, widać mężczyznę, który w nocy chodzi po osiedlu, prowadzi psa myśliwskiego, wkłada zabitego dzika do bagażnika. Nagrywający mieszkańcy mówią szeptem i zerkają przez okno. 

Zdaniem mieszkańców zabrakło dokładnych informacji o tym, gdzie, kiedy i w na jakich zasadach planowany jest odstrzał. 

– Według miasta to łowczy sam powinien nas informować o tym, że danej nocy będzie prowadził odstrzał. A jak to sobie wyobrażają? Czy ma dzwonić do każdego? – mówi kobieta. Podkreśla, że sytuacja, w której strzela się do dzików między blokami, jest niebezpieczna. – Niedawno w mediach głośno było o sytuacji, że mężczyzna zginął, bo myśliwy pomylił go z dzikiem – dodaje.  

Pani Aleksandra, do niedawna mieszkanka Gdańska, także obawiała się strzelania do dzików w mieście – do tego stopnia, że skłoniło ją to do przeprowadzki. Na ten rok zaplanowano zabicie 200 dzików, ale od 2023 roku do teraz zabito ich w Gdańsku aż niemal 1300, opisywał „Dziennik Bałtycki”. – To po prostu zatrważające – mówi. – Dochodzi do zabijania zwierząt na oczach osób postronnych, nawet dzieci, co jest zresztą niezgodne z prawem – dodaje. O sprawie zawiadomiła Rzecznika Praw Obywatelskich. – Mam opinię Polskiego Towarzystwa Etycznego, które apelowało do prezydentki Gdańska o zaprzestanie masakry dzików – stwierdza.

– Oczywiście obecność dzików w mieście nie jest pożądana i nie chodzi o to, żeby to utrzymać. Ale są alternatywne metody niż zabijanie, na przykład niektóre miasta stosują z powiedzeniem antykoncepcję w celu ograniczenia populacji – mówi pani Aleksandra. W Polsce na razie prowadzone są na ten temat badania.

Dzik w mieście (zdjęcie ilustracyjne)Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl

Polowanie na osiedlu

Strzelanie na osiedlach budzi wątpliwości nie tylko w kwestiach bezpieczeństwa, ale też prawa – wskazuje mecenas Adam Kuczyński, zajmujący się m.in. prawem ochrony środowiska. 

– Gdyby władze na różnym poziomie na serio traktowały przepisy, to taki odstrzał na obszarach zaludnionych byłby nie do pomyślenia – mówi prawnik. Wskazuje na przepisy prawa łowieckiego, które zabraniają „strzela do zwierzyny w odległości mniejszej niż 150 m od zabudowań”. 

Jeśli mówimy o lesie miejskim, to rzeczywiście ten wymóg może być spełniony, ale na osiedlach – zapewne nie. Szczególnie że możemy mieć do czynienia z dynamiczną sytuacją, zwierzęta przecież się przemieszczają

– podkreśla. – Nawet biorąc pod uwagę najbardziej optymistyczny scenariusz, że odstrzał wykonuje w pełni profesjonalna osoba, z zachowaniem maksymalnych środków ostrożności, to kto zagwarantuje, że w ostatniej chwili dziecko nie wybiegnie zza krzaków? – dodaje. 

– Znam osoby, które wielokrotnie zgłaszały to na policję. Podawano miejsca, ulice, gdzie strzelano i tam czarno na białym widać, że musiało to być mniej niż 150 m od zabudowań, bo mowa o miejscach w środku miasta. Ale ani miasto, ani policja na to nie reaguje – mówi o sytuacji w Gdańsku pani Aleksandra. Nie pomogła też petycja ws. wstrzymania odstrzału, choć zebrano ponad 2500 podpisów. 

– Pisze do nas bardzo wiele osób, które nie radzą sobie z zabijaniem dzików w ich okolicy. To są osoby z problemami kardiologicznymi czy problemami zdrowia psychicznego, których jest w naszych społeczeństwie coraz więcej i nie można tego lekceważyć – komentuje Izabela Kadłucka, psycholożka i biolożka, prezeska Fundacji Niech Żyją! Podkreśla, że odgłos strzałów, widok, a nawet świadomość zabijania i cierpienia, mogą znacznie pogorszyć stan psychiczny, spowodować bardzo duży stres.

Prawne wątpliwości co do odstrzału pojawiły się też w powiecie Otwockim obok Warszawy. Tam chodziło jednak nie o odległość od domów, a to, w jaki sposób wynagradzać strzelanie do dzików. Starosta Otwocki Tomasz Laskus uważa, że w powiecie „stracono jakąkolwiek kontrolę nad populacją dzików”. Wydał w tym roku decyzję o odstrzale 100 zwierząt, którą chwalił m.in. jeden z portali o broni i łowiectwie. 

Jako problem wskazał przepisy, które „umożliwią samorządom finansowanie odstrzału redukcyjnego dzików”. Przygotował nawet petycję w tej sprawie, w których apeluje o zmianę prawa. Zaś przy okazji decyzji o odstrzale dzików wprost powiedział, że zastosował „fortel”, żeby „ominąć obowiązujące przepis”. Polega on na tym, że w zamian za odstrzał myśliwi mogą zatrzymać zabitego dzika (tuszę). 

W samej Warszawie także zabija się dziki. Od stycznia do czerwca tego roku było ich 46, ale w całym 2024 zabito aż 466 zwierząt. Część zastrzelono, a w przypadku większości zastosowano tak zwany „odłów z uśmierceniem”. Czyli dziki zostały złapane w zagrodę-pułapkę, a później zabite. Miasto wskazuje, że obecna populacja dzików w mieście – szacowana na 1500-2500 zwierząt – stwarza problemy, jak na przykład kolizje z samochodami. W ubiegłym roku było ich ponad 160. 

Odstrzałowi w Warszawie i Otwocku sprzeciwia się część mieszkańców, a na Facebooku powstała nawet strona „Nie Trzaskać Dzików”. Jej autorzy nie tylko krytykują zabijanie dzików w mieście, ale też zachęcają do – jak podkreślają zgodnego z prawem – utrudniania odstrzału i odłowu redukcyjnego. 

Dzik (zdjęcie ilustracyjne)
Dzik (zdjęcie ilustracyjne)Fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl

Co zrobić, żeby nie zabijać?

W Warszawie przez lata główną metodą radzenia sobie z dzikami był ich odłów (czyli łapanie) i wywóz dzików w inne miejsce. W latach 2008-2017 na obszarze stolicy odłowiono aż 3366 dzików. Jednak od 2017 roku Warszawa jest w obszarze objętym ograniczeniami w związku z wykryciem afrykańskiego pomoru świń. Ta choroba wirusowa atakuje dziki, a jeśli dojdzie do przełamania bioasekuracji, może zakazić świnie. W takim wypadku, szczególnie przy masowej hodowli, straty są ogromne. 

Przepisy wprowadzone w celu ograniczenia rozprzestrzeniania ASF nie pozwalają na przemieszczanie dzików. Wobec tego Warszawa ocenia, że obecnie nie ma skutecznych i bezpiecznych metod oraz alternatyw dla „odłowu wraz z uśmierceniem i odstrzału”. Jednocześnie miasto zapewnia, że prowadzi akcje edukacyjne, a także badania mające na celu sprawdzenie, którędy przemieszczają się dziki. A także, że nie zamierza wybić populacji i chce, by ta była utrzymana w lasach miejskich. 

– W tej chwili działamy chaotycznie i doraźnie, a jedynym narzędziem jest zabijanie. A da się robić to inaczej. Miasta mogłyby przygotować i wdrożyć kompleksowe programy zapobiegania osiedlaniu się dzików w obszarach zamieszkałych. Ale to wymaga pracy, finansowania i konsekwencji – mówi dr Robert Maślak, zoolog, działacz Lewicy i członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody. – Podstawą jest analiza problemu, zmapowanie tego, gdzie dziki się pojawiają, jakie są ich szlaki. Na podstawie tego można opracować potrzebne działania – dodaje.

W jego ocenie wydaje się bardzo prawdopodobne, że dziki pojawiają się częściej w coraz większej liczbie miast. Powodów takiego zachowania może być kilka:

Po pierwsze – tam, gdzie nie poluje się bardzo intensywnie, dzików może być więcej. Sprzyjają im zmiany w rolnictwie (jak upowszechnienie upraw kukurydzy) i cieplejszy klimat, dzięki któremu samice mają młode nie raz, a dwa, a nawet trzy razy w roku. Po drugie – dziki to inteligentne zwierzęta, a w miastach znajdują pokarm, ciepło, bezpieczeństwo

– mówi.

Nie tylko w miastach wyrzucamy dużo jedzenia, ale wręcz zdarza się, że ludzie celowo dokarmiają dziki. A kiedy zaczynają kojarzyć człowieka z jedzeniem, to mamy już poważny problem – dodaje. Dlatego pierwszym problemem do rozwiązania jest kwestia odpadów, które dla dzików stanowią pokarm. – Możliwe działania to między innymi edukacja mieszkańców, śmietniki odporne na zwierzęta – mówi

– Kolejnymi krokami mogłyby być – nawet tymczasowe – ogrodzenia, odstraszanie przez patrole. Te mogłyby być nawet złożone z wolontariuszy, ale pod warunkiem, że zostaną odpowiednio przeszkoleni. Ale te działania musiałyby być prowadzone bardzo konsekwentnie, bo w przeciwnym razie dziki od razu skorzystają z okazji – podkreśla. 

Maślak zauważa, że obok cierpienia zwierząt i niebezpieczeństwa związanego ze strzelaniem w mieście, zabijanie dzików budzi też kontrowersje społeczne. Zwolennicy i przeciwnicy spierają się, co pokazują przykłady z Katowic czy Warszawy i Otwocka.

– Chcielibyśmy, żeby miasto postawiło na inne rozwiązania, żeby wspierało edukację mieszkańców. To, że jesteśmy blisko natury, lasy i zwierząt, jest wielką wartością naszego osiedla – podsumowuje Katarzyna Zioło-Baron.

Udział
Exit mobile version