-
Żeglarz portugalski to niepozorne, lecz groźne zwierzę morskie, które można spotkać na plażach wielu regionów świata, w tym Morza Śródziemnego i Wysp Kanaryjskich.
-
Zwierzę wykorzystuje napompowany gazem worek do unoszenia się na wodzie oraz długie, parzące macki sięgające nawet 30 metrów do polowania i obrony.
-
Kontakt z żeglarzem portugalskim grozi bolesnymi poparzeniami i jego obecność może prowadzić do czasowych zamknięć kąpielisk, jednak nie występuje on w Bałtyku.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Żeglarz portugalski kojarzyć mógłby się z Vasco da Gamą, Bartolomeo Diasem, Ferdynandem Magellanem (na hiszpańskiej służbie) czy Pedro Cabralem i raczej z otwartym morzem, a nie piaskiem na plaży. Tymczasem także tu, w mule i ciepłym piasku możemy takiego żeglarza spotkać. I to takiego żeglarza portugalskiego, do którego podchodzić należy z rozwagę i ostrożnością.
Nic nie wskazuje na to, że kawałek napęczniałego od wody czy powietrza woreczka leżący na plaży Wysp Kanaryjskim, Chorwacji, Seszeli, ale także nawet Szkocji czy Norwegii, może być w ogóle żywą istotą. A jest. I rzeczywiście, zwierzę to można spotkać w wodach i tym samym na plażach i wybrzeżach bardzo wielu morskich akwenów świata, od subtropikalnych w Oceanie Indyjskim koło Seszeli czy Malediwów przez Morze Śródziemne aż po północny i chłodny Atlantyk. Żeglarze portugalskie, zwane także aretuzami, widywano i u wybrzeży Szkocji, i Anglii, i Norwegii, zatem jego określenie „portugalski” nie oddaje istoty rzeczy w kwestii jego zasięgu. To mnie jest żaden portugalski czy iberyjski endemit, ale zwierzę szeroko rozpowszechnione.
Żeglarz portugalski ma system produkcji gazu
A jednak mało znane. Sam fakt, że jakaś żywa istota przypomina worek z powietrzem, wydaje się dziwne. Przynajmniej tak długo, jak długo nie zorientujemy się, po co mu taki wygląd i taki worek.
Takie galaretowate, miękkie ciało podobne czasem do woreczka z żelem kojarzy nam się ze zwierzętami nazywanymi powszechnie „meduzami”. Nie jest to zbyt precyzyjne, gdyż meduza to jedynie jedna z faz rozwojowych zwierząt należących np. do krążkopławów czy rurkopławów, do których zaliczamy żeglarza portugalskiego. Te zwierzęta tworzą formę osiadłą zwaną polipem i formę swobodnie pływającą zwaną właśnie meduzą. U rurkopławów występują one często równolegle. A meduzy wykorzystują możliwości swego ciała i swej fizjonomii do pływania, do którego wiele innych morskich zwierząt nie jest zdolnych.
Otóż żeglarze tworzą coś, co zwie się pneumatoforem. To właśnie taki rozciągliwy worek, w którym zwierzę ma komórki zdolne do tworzenia lekkiego gazu. Worek zamykany jest mięśniem zwieraczem i gdy trzeba, żeglarz portugalski napełnia go gazem (głównie tlenkiem węgla), po czym zamyka. Wygląda wtedy jak mały balonik, jak fragment folii bąbelkowej. Napełniony takim lekkim gazem, bez problemu wynurza się i unosi na powierzchni wody. Może wtedy dryfować na wodzie bez wysiłku i rozpocząć swoją łowiecką strategię opartą na pułapce zastawianej na ofiary od góry.
Parzydełka żeglarza portugalskiego sięgają 30 m w głąb
Małe ryby i inne żyjątka morskie nie spodziewają się zagrożenia ze strony takiego organizmu. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy po oceanach dryfuje wiele śmieci i foliowych opakowań. To może być jedno z nich. A może jednak meduza? Gdy któraś rybka podpłynie sprawdzić, może być już po niej. Żeglarz portugalski ma bowiem mnóstwo tentakul, czyli czegoś w rodzaju macek, parzydełek zwisających z jego ciała ku głębinom morza. I to zwisające na niesłychane wręcz odległości, bowiem u najbardziej dorodnych żeglarzy może być to nawet 30 metrów! To znaczy, że zwierzę jest w stanie wydobyć pokarm nawet z takiej głębokości i raczej nie głoduje.
Są jednak pewne ograniczenia tego łowieckiego eldorado. Owszem, żeglarz portugalski dryfuje tak sobie i dryfuje, niewiele musi robić, aby sięgnąć swych ofiar, bo te same zaplątują się w jego tentakule, ale zarazem zwierzę nie ma żadnego wpływu na to, co się z nim dzieje. Nie decyduje o tym, dokąd płynie i którędy. Napełnione powietrzną bańką, poddaje się prądom morskim, dlatego te zanoszą go niekiedy na wody ciepłe, innym razem na chłodne i żeglarz portugalski musi to wytrzymać. Kiedy pojawi się sztorm, fale zrobią się zbyt duże i rurkopław jest zagrożony, musi reagować. Spuszcza wtedy powietrze ze swego woreczka i zanurza się, by przeczekać szkwał. Gdy pogoda się poprawi, znów wyjdzie na powierzchnię.

Żeglarz portugalski ma sposób na drapieżniki. To jad
Ponieważ żeglarz portugalski nie ma możliwości aktywnego pływania i żyje tylko na dryfie, nie ma też za bardzo jak bronić się przed atakami drapieżników. Duże ryby, żółwie morskie, atakujące z góry ptaki mogłyby go łatwo schwytać i pożreć. Żeglarz ma jednak na to sposób i jest nim jad. Wytwarza toksynę na tyle silną, że odstrasza potencjalnych agresorów całkiem skutecznie.
Skutkiem ubocznym takiej obrony jest to, że gdy fala wyrzuci żeglarza na brzeg (niekiedy czasowo, bo przypływ może go zabrać z powrotem), powstaje zagrożenie. Żeglarz portugalski – podkreślmy – nie ma możliwości pływania, a tym bardziej przemieszczania się po piasku. Leży więc i czeka, a gdy trafi na plażowicza, skutki mogą być opłakane. Odnotowywano poważne poparzenia jadem tych zwierząt, więc nie warto ich dotykać ani podnosić. Lepiej ominąć.
Nie w Bałtyku jednak. Chociaż aretuzy trafiają się u brzegów Wielkiej Brytanii, Norwegii, Danii, Holandii czy Francji, to jednak nie w Morzu Bałtyckim. Po pierwsze – nie ma odpowiednich prądów, które mogłyby je tu zanieść, a po drugie – zdaniem naukowców, tak niskie zasolenie wody jak w naszym morzu nie odpowiada temu rurkopławowi. Nie jest w stanie tu funkcjonować. Już jednak nad Morzem Śródziemnym czy na Wyspach Kanaryjskich spotkamy go bez trudu.