Plan pojawia się w bardzo ważnym momencie. Izrael rozpoczął intensywne bombardowania Gazy i próbuje dostać się do stolicy Strefy. Napotyka jednak na zorganizowany opór, a odcięci od miesięcy od pomocy humanitarnej mieszkańcy nie mają już dokąd uciekać. W tych warunkach Donald Trump postanowił podjąć kolejną próbę wprowadzenia zawieszenia broni, które wydaje się pozytywnie przyjęte przez Izrael. Chociaż nie ma takiej pewności. Zaraz po zakończeniu spotkania z Trumpem, premier Benjamin Netanjahu (już po hebrajsku) powiedział, że nie planuje wycofać żołnierzy z Gazy.
Punkt pierwszy: „Gaza będzie zderadykalizowaną strefą wolną od terroru, która nie jest zagrożeniem dla sąsiadów”. Samo to zdanie nie mówi wiele, chociaż nadaje ton reszcie dokumentu. To nie porozumienie pokojowe, a warunki kapitulacji Gazy. Nie ma ani słowa o tym, czy podobne warunki będą obowiązywały Izrael. Całość programu ma zresztą kilka poważnych problemów.
Rozbrojenie Hamasu przed spełnieniem warunków przez Izrael
Propozycja Trumpa bierze pod uwagę tylko jedną stronę. Wszyscy zakładnicy mają być wypuszczeni w ciągu 72 godzin od zaakceptowania warunków przez Izrael. Dodatkowo zakładnicy w izraelskich więzieniach zostaną uwolnieni dopiero po tym, kiedy Hamas uwolni swoich, a wycofanie się izraelskich wojsk jest uzależnione od rozbrojenia Hamasu.
Palestyńczycy mogą mieć podstawy do obaw, co może się wydarzyć, kiedy złożą broń. W trakcie wojny domowej w Libanie, dzięki mediacji międzynarodowych sił, Organizacja Wyzwolenia Palestyny zgodziła się na wycofanie swoich sił zbrojnych w sierpniu 1982. Trzy tygodnie później doszło do masakry w Bejrucie, w Sabrze i Szatili, gdzie ze wsparciem sił izraelskich prawicowe milicje zamordowały kilka tysięcy bezbronnych Palestyńczyków.
Mimo rozbrojenia Izrael nie zaprzestaje też ataków na Zachodnim Brzegu Jordanu, gdzie rządzi współpracująca z nim Autonomia Palestyńska. We wrześniu 2023 roku organizacja Save The Children alarmowała, że był to najkrwawszy rok w historii i zabitych zostało 38 dzieci. Od tego czasu jest tylko gorzej, a Izrael dokonuje codziennych ataków na miasta, porywa mieszkańców i niszczy całe dzielnice. Planuje też aneksję kolejnych terenów, dokonując kolejnych czystek etnicznych.
Zawieszenie broni w Libanie również funkcjonuje tylko w teorii – Izrael złamał je już kilka tysięcy razy, prowadząc regularne naloty i zabijając ponad 200 osób. W ostatnich tygodniach zabita została libańsko-amerykańska rodzina, ojciec i trójka dzieci. Ponadto po podpisaniu porozumienia Izrael wkroczył do przygranicznych miejscowości, których nie udało się zdobyć w trakcie walk. Podobna sytuacja miała miejsce w Syrii – kiedy tylko upadł rząd Assada, Izrael rozpoczął okupację kolejnych syryjskich terenów.
Obawy o wykorzystanie porozumienia do kontynuowania wojny na lepszych warunkach to nie teorie spiskowe. Netanjahu zaraz po wyjściu ze spotkania z Trumpem otwarcie zapowiedział, że nie planuje wycofania wojsk i uznania Państwa Palestyńskiego, a całość rozmów służy do odwrócenia percepcji konfliktu. W negocjacjach nie uczestniczyli też przedstawiciele Hamasu – przy ostatniej rundzie rozmów Izrael dokonał ataku na Katar próbując ich wyeliminować.
Odbudowa Strefy Gazy w rękach zagranicznych korporacji
Postulaty ekonomiczne nie mówią o żadnych konkretach. Ciężko w ogóle myśleć, czym miałaby być „przemyślane propozycje inwestycji oraz ekscytujące pomysły na rozwój” w sytuacji, w której samo sprzątanie gruzów może zająć dekady, a w Gazie zniszczone zostały wszystkie szpitale, stacje uzdatniania wody, szkoły czy uniwersytety. Trumpowskie bajanie o riwierze jest po prostu groteskowe, kiedy priorytetem będzie stworzenie systemu ochrony zdrowia gotowego na przyjęcie największej na świecie populacji sierot z amputowanymi kończynami.
Palestyńczycy mogą obawiać się również udziału międzynarodowych konsorcjów w odbudowie. Kiedy Izrael odciął ONZ i lokalne organizacje od rozdzielania pomocy humanitarnej, w maju 2025 r. stworzone zostały cztery punkty nadzorowane przez GHF – Gaza Humanitarian Foundation. Nie tylko przekazywały mniej pomocy. Obecność organizacji wiązała się z codziennymi masakrami. Palestyńczycy zmuszeni są do wielokilometrowych marszy, żeby trafić na krótkie okienko wydawania pomocy. Potem izraelskie wojska otwierają ogień. W kolejkach i drodze do nich zginęło ponad 2500 osób, prawie dwadzieścia tysięcy zostało rannych.
GHF również była pomysłem Trumpa i Netanjahu. Jeśli odbudowa strefy będzie bazowana na podobnych fundamentach, jest się czego obawiać.
Brak wyborów na horyzoncie, niejasna droga do samorządności
Władza w Gazie ma być w rękach technokratycznego „zarządu dla pokoju”, na czele którego zasiadał będzie Donald Trump aż do czasu, kiedy Autonomia Palestyńska dokona własnych reform i zostanie uznana za gotową. Benjamin Netanjahu wspomniał już o dwóch warunkach takich reform: Autonomia Palestyńska ma powstrzymać się od krytyki Izraela w mediach oraz odciąć się od działań Międzynarodowego Trybunału Karnego przeciwko izraelskim zbrodniarzom wojennym.
Plan Trumpa nie tylko nie daje Palestyńczykom większego zakresu suwerenności i samorządności. Wręcz przeciwnie – umieszcza ich pod rządami kontrolowanymi przez otwartych sojuszników Izraela, którzy według własnego widzimisię będą mogli decydować, kiedy uznawane przez prawie wszystkie kraje świata Państwo Palestyńskie będzie mogło decydować samo o sobie.
Nie wiadomo też nic o międzynarodowych siłach bezpieczeństwa, które miałyby znaleźć się w Gazie. Trump zrzuca odpowiedzialność na państwa arabskie, ale te nie były zaangażowane w tworzenie jego punktów i nie wyraziły gotowości do uczestniczenia w akcji.
Kilka dobrych punktów
Przede wszystkim – zakończenie walk. Dodatkowo pomoc humanitarna ma być przywrócona na zasadach zerwanego przez Izrael zawieszenia broni ze stycznia 2025 r.
Wartościowe jest podkreślenie, że nikt nie zostanie siłowo wysiedlony z Gazy, a osoby, które wyjadą dobrowolnie, będą miały prawo do powrotu. Izrael nie będzie miał prawa do aneksji i wycofa wojska z większości terenów Gazy – jednak wciąż będzie kontrolował strefę przygraniczną.
A gdyby nie była to Palestyna?
Jeśli mimo tego ktoś myśli, że warunki są rozsądne, warto zastanowić się, jak ocenilibyśmy je w oderwaniu od Gazy. Na przykład gdyby to Putin zaproponował je Ukrainie.
Oczywiście są pewne różnice: Ukraina jest suwerennym państwem, które zostało najechane przez Rosję, a Rosjanie okupują część jej terenów. Gaza jest terytorium całkowicie okupowanym przez Izrael od 1967, bez kontroli nad własnymi granicami, kompletnie odciętym od świata od 2007 roku.
Ale najważniejszy element jest wspólny – mamy agresora, który nielegalnie okupuje ziemię innego kraju i stawia warunki pokoju:
- Ukraina musi rozbroić się w pełni, a obecne władze nie mają prawa do współudziału w rządzeniu.
- Kontrolę nad odbudową kraju przejmuje technokratyczna władza, której przewodzi bliski sojusznik Władimira Putina i główny dostawca jego broni.
- Rosja tworzy strefę bezpieczeństwa wewnątrz granic Ukrainy, w której mogą stacjonować jej wojska
- Ukraina oddaje kontrolę nad granicami w ręce międzynarodowych sił, które mają pilnować, żeby na Ukrainę nie trafiła broń.
- Władze Ukrainy są odpowiedzialne za deradykalizację własnych obywateli.
To oczywiście fikcja stworzona dla celów porównania. Ale pozwala pokazać pewien typ podejścia. Nie ma tu mowy o równej propozycji pokojowej, jest to po prostu żądanie kapitulacji przez okupanta. Mało tego, takiego, w którego gwarancje bezpieczeństwa nie można wierzyć. W 1994 w zamian za oddanie broni atomowej Ukraina otrzymała gwarancje nienaruszalności granic od Rosji. Izrael wielokrotnie w swojej historii pokazał, że wykorzystuje sytuacje w podobny sposób.
Nie jest to analiza, która napawa entuzjazmem. Trudno patrzeć na przyszłość z nadzieją. Ale Gaza potrzebuje natychmiastowego zawieszenia broni i powstrzymania ludobójstwa. Każda chwila oddechu dla Palestyńczyków jest krokiem w dobrą stronę.