Przyjaciel zmarłego 46-latka zabrał głos po tragedii
Marcin Wicik, przyjaciel zmarłego 46-letniego Marcina B., opowiedział Wirtualnej Polsce, że mężczyzna był w przeszłości zawodowym sportowcem związanym z klubem Wisła Puławy. – Miał niesamowicie dobry charakter, naprawdę był wyjątkowo ciepłym człowiekiem i nigdy chyba nikomu nie był w stanie ubliżyć, czy zrobić jakąkolwiek krzywdę – powiedział. Dodał, że informacje o śmierci Marcina dotarły do niego, gdy był we wtorek rano na mszy świętej. – Miasto Puławy jest naprawdę małe, ludzie się tu znają. Jeżeli nie bezpośrednio, to pośrednio. Marcin był człowiekiem będącym bardzo blisko lokalnej społeczności. Jak trzeba było coś pomóc, to on zawsze był, pomimo tego, że jego praca wiązała się z wyjazdami. Marcin pracował w lokalnej firmie transportowej. Zawsze starał się też uczestniczyć w życiu społecznym i naprawdę był często zaangażowany w różne inicjatywy – dodał. Wicik przekazał także, że zielonogórska rada miasta chce powołać komisję praworządności do zbadania całej tej sytuacji. Mają w niej uczestniczyć policja i przedstawiciele schroniska.
Przyjaciel zmarłego: Został odnaleziony dopiero po dwóch godzinach
– Marcin był na grzybach. Przed tragedią jeszcze wysyłał zdjęcia tych grzybów do rodziny. W pewnym momencie urwał się kontakt. Teraz wiem, że dzwonił na 112. Te psy go zaatakowały, on z nimi walczył -relacjonował rozmówca portalu. Wicik podkreślił także, że 46-latek był dobrze zbudowany. – To był człowiek, który miał metr dziewięćdziesiąt wzrostu, miał ponad 100 kilogramów wagi, miał muskulaturę. Z jednym psem by sobie prawdopodobnie poradził, ale to była wataha. Jak przyjechała pomoc, te psy po prostu przy nim leżały, potraktowały go jak zwierzynę. To były 54 ugryzienia, niektóre o głębokości ran do 10 cm – mówił. Następnie wyjawił, że rodzina zmarłego powiedziała mu, że ten został znaleziony dopiero po dwóch godzinach.
46-latek zginął po tym, jak został zaatakowany przez psy
Do tego tragicznego zdarzenia doszło w niedzielę 12 października w lesie niedaleko miejsca obsługi podróżnych na drodze S3, w pobliżu Zielonej Góry. 46-letni kierowca ciężarówki, podróżujący w stronę Poznania, wszedł do lasu, aby zebrać grzyby. W pewnym momencie został zaatakowany przez trzy psy, według medialnych doniesień owczarki belgijskie, które wybiegły z pobliskiej strzelnicy. Mężczyzna zdołał jeszcze zadzwonić pod 112. Funkcjonariusze, którzy przyjechali na miejsce, znaleźli 46-latka w stanie krytycznym, z licznymi ranami. Trafił do szpitala, gdzie lekarze przez następne dni walczyli o jego życie. Był wielokrotnie operowany – jak ustaliła „Gazeta Wyborcza” konieczna była amputacja kończyn. Mężczyzna zmarł we wtorek, 14 października, wieczorem. Prokuratura przekazała w rozmowie z dziennikiem, że wstępne ustalenia wskazują na to, że właściciel psów nie zachował wymaganych środków ostrożności. – Psy wydostały się z posesji, czyli terenu strzelnicy. I zaatakowały przechodzącego w pobliżu 46-letniego mężczyznę – powiedziała prok. Ewa Antonowicz, z zielonogórskiej prokuratury. Wiadomo też, że Marcin B. próbował się bronić przed zwierzętami. Zranił jedno z nich. „GW” ustaliła, że właściciel strzelnicy został już wstępnie przesłuchany przez policję. Sam zresztą jest byłym policjantem oraz „wywodzi się z rodziny o policyjnych tradycjach i ceni wartości Ruchu Narodowego”. Na jego strzelnicy – co potwierdziła prokuratura – szkolili się także inni policjanci.
Przeczytaj także: Trzy psy śmiertelnie pogryzły 46-latka. Wstrząsające informacje z prokuratury. „To nie jest dobre miejsce”
Źródła: Wirtualna Polska, „Gazeta Wyborcza”