Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu „Interia Bliżej Świata” publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Dziennik „Le Monde”, z którego pochodzi poniższy artykuł, założono pod koniec 1944 r. Od tego czasu gazeta należy do najchętniej czytanych przez Francuzów i stanowi wiodący głos w debacie publicznej.
Chodzi o drobne przykrości dnia codziennego: gesty zdradzające zdziwienie, dezaprobujące dąsy, spojrzenia pełne pogardy. Od czasu do czasu pojawiają się też lakoniczne uwagi: „hej!”, kategoryczne „tutaj”, „patrz, zanim przejdziesz”. A czasem i obelgi.
Współdzielenie przestrzeni miejskiej przez tłum pieszych i wiele środków transportu – fatbike’i (rowery terenowe z szerokimi oponami – red.) monocykle, rowery elektryczne, hulajnogi itp. – powoduje tarcia, zwłaszcza w godzinach szczytu. A w samym sercu tej wielkiej kakofonii mobilności znajduje się jeden szczególny użytkownik: rowerzysta. Pojawia się problem – pomimo nienagannego śladu węglowego.
„Rowerzyści dyktują warunki wszystkim innym użytkownikom ruchu. Oni niczego nie szanują!” – zarzeka się Matthieu Restout, policjant z Flers (Orne). Opowiada również o zdarzeniu, którego był świadkiem podczas letnich Igrzysk Olimpijskich, kiedy pełnił służbę w Paryżu na ulicy Rivoli:
„Tłum zmusił nas do uregulowania ruchu pieszych i rowerzystów. Oni jechali jednak we wszystkich kierunkach – po ścieżce rowerowej i poza nią – nie zwracając uwagi na tych, którzy szli pieszo, ani na dorosłych, ani na dzieci. A kiedy poproszono ich o respektowanie sygnalizacji świetlnej lub pierwszeństwa, ci neorowerzyści to ignorowali. Pozwolili sobie nawet odpowiadać: 'To ja mam pierwszeństwo, zadzwoniłem dzwonkiem!'”.
Słuchając tego policjanta, nasuwa się wniosek, że mieszkańców miasta ogarnia jakieś niepohamowane szaleństwo, gdy tylko wskoczą na rowerowe siodełko. Czy zatem rowerzysta przejął negatywne cechy kierowcy?
Komunikacyjny galimatias. Złośliwe hasztagi i filmiki w sieci
W serwisie X hashtag #cyclopathe (#cyklopata – red.) bywa powiązany z kontami #saccageparis, które oczerniają politykę Anne Hidalgo (burmistrz Paryża – red.) w stolicy. Potępiane są tam sytuacje uznane za niedopuszczalne i bolesne, czyli zachowanie rowerzystów, którzy stwarzają zagrożenie, wymachują środkowym palcem w siodełku czy parkują na środku chodnika.
W taki oto sposób natrafiam na następującą tyradę: „Ile dzieci zostało ledwo ocalonych przez swoich rodziców przed nieubłaganym pędem nieodpowiedzialnego rowerzysty, mknącego przez paryski park i plującego obelgami w twarz ludziom, którzy mu się sprzeciwią?”.
Po Instagramie i TikToku krąży sarkastyczne wideo opublikowane przez komików Louisa Kleina i Guillaume’a de Saint-Sernina na koncie Concon Television. Przedstawia ono rowerzystę zatrzymującego się na czerwonym świetle. Pieszy, który miał przejść przez pasy, aż prosi go o wspólne selfie.
„Nie mamy tablicy rejestracyjnej i jesteśmy ekologicznym środkiem transportu, przewyższającym wszystko inne” – mówi ironicznie stand-uper Guillaume de Saint-Sernin.
Ukradkowe, a czasem niebezpieczne wyprzedzanie, natrętne dzwonienie dzwonkiem oraz nadmierna prędkość. Wygląda na to, że rowerzysta stał się w mieście obywatelem uprzywilejowanym, który traktuje innych jak znikomą mniejszość.
„Wcześniej, jako pieszy, miałeś pierwszeństwo” – zauważa Nathalie Ancelin, która w Paryżu już przyzwyczaiła się do widoku rowerów „omijających” ją, gdy przechodzi przez przejście dla pieszych.
Tragiczny wypadek na ścieżce rowerowej. Miejscy cykliści mówią o przemocy
W kwestii nieuprzejmości zarzucanej rowerzystom sprawy nabrały jednak szczególnego obrotu przy okazji tragicznego zdarzenia. 15 października 27-letni Paul Varry został potrącony na ścieżce rowerowej, celowo przez kierowcę SUV-a. Wówczas na stronie internetowej stworzonej przez Francuską Federację Użytkowników Rowerów (FUB), która zrzesza 550 lokalnych stowarzyszeń, tysiące ludzi opowiedziało o przemocy ze strony pojazdów, której często padają ofiarami. Filmy ukazują nienawistnych kierowców, którzy używają swoich pojazdów jako broni, aby grozić i ranić. Minister transportu François Durovray ogłosił akcję społeczną pod hasłem „Przeciwko przemocy, chroń wszystkich użytkowników dróg”, ale internauci natychmiast uderzyli w rowerzystów, którym zarzuca się „wszystko”.
41-letni Benjamin Legros, który mieszka w Paryżu i jest zapalonym rowerzystą, chciał podzielić się swoimi odczuciami na rodzinnej grupie na WhatsAppie. Skonfrontował się jednak z ostrymi opiniami swoich rodziców, mieszkających na przedmieściach Paryża. Nicole i Guy (imiona zostały zmienione) – emeryci, którzy wciąż mają kilka codziennych aktywności – poświęcili czas, aby spokojnie wyjaśnić, dlaczego, poruszając się pieszo, nieufnie podchodzą do rowerów. „Rowerzyści nigdy nie zatrzymują się na czerwonym świetle. Jedyny raz, kiedy to się zdarzyło, aż podziękowałam tej pani” – mówi Nicole. „Politycy postawili ich na piedestale. Niektórzy chwalą się, że nie szanują pieszych” – dodaje Guy.
„Bike bashing” (dosł. „rowerowa nagonka”; krytyka lub wyrażanie negatywnych opinii na temat rowerów lub jazdy na rowerze) to dopiero przygrywka, która zaczyna rozbrzmiewać coraz głośniej, łącząc w sobie wszystkie rodzaje goryczy.
„Ze względu na rowerzystów jazda samochodem w Paryżu to już praca na pełen etat, wymagająca całkowitej czujności” – mówi Guy. „Wyprzedzają cię jednocześnie z prawej i z lewej strony. A w nocy ubierają się w ciemne kolory” – dodaje Nicole, wspominając o presji, jaką kierowcy wywierają na siebie nawzajem. Para przyznaje jednak, że nigdy nie przytrafił jej się wypadek z powodu roweru. „To dlatego, że jesteśmy bardzo ostrożni” – podkreślają. Ich syn komentuje za to rozczarowany: „W zasadzie dla nich ideałem byłby brak rowerzystów”.
Ruch „bike bashing” coraz głośniejszy. Co na to badacze?
Antropolożka Aude Raynaud postanowiła zbadać ten cichy, wyłaniającą się z asfaltu konflikt. Podczas badań terenowych w Lyonie i Paryżu badaczka – której praca ukaże się w 2026 roku – stała na chodniku, zwrócona twarzą do skrzyżowania, z notatnikiem w ręku. Jej obserwacje uchylają rąbka tajemnicy na temat komunikacyjnych problemów, o których często się pisze, ale mało analizuje – a czasem opierają się po prostu na nieporozumieniach.
Na przykład rowerzyści i piesi nie zachowują się w ten sam sposób. Ci, siedzący na rowerowym siodełku, wzrok mają utkwiony w dal, dwa palce na każdym hamulcu, a jeden gotowy do zatrąbienia klaksonem. Ich wzrok i słuch są nieustannie zaangażowane do oceny kierunków i prędkości innych użytkowników ruchu. Z kolei wszechświat pieszych nie przekracza kilku metrów, a smartfon bywa kuszącym, potencjalnym rozpraszaczem.
W mobilnym świecie – jak i wszędzie – daje się odczuć archipelagizację: każdy widzi świat przez małą końcówkę własnego obiektywu, nie umiejąc postawić się w sytuacji drugiego. Nie zastanawiając się na przykład, czy rowerzysta jadący slalomem po chodniku pojawił się tam, bo na ścieżce rowerowej akurat zaparkował samochód dostawczy.
„Nie zawsze przestrzegam kodeksu drogowego” – przyznaje 37-letni Sébastien, mieszkaniec Paryża. Na światłach ruszam przed samochodami, aby nie utknąć między większymi pojazdami. Kiedy nawierzchnia jest zła, celowo ustawiam się na środku ulicy, nawet jeśli oznacza to spowolnienie kierowców jadących za mną. I czasem, aby wyprzedzić śmieciarkę, jadę chodnikiem”.
Rowerzyści w ogniu krytyki. Mają przywileje, brakuje wiedzy i empatii
Czy to dlatego ludzie nie pałają dziś miłością do kolarstwa? A może dzieje się tak, ponieważ niektóre decyzje komunikacyjne nie są zrozumiałe ze względu na brak edukacji (znak M12 upoważnia do przejeżdżania rowerem na czerwonym świetle pod pewnymi warunkami)?
Jeszcze cztery lata temu kolarstwo cieszyło się jak najlepszą opinią. Podczas lockdownów wszyscy marzyli o rowerowych przejażdżkach – dla przyjemności i zdrowia. Rowery były kupowane w sklepach w takich ilościach – z rekordowym wynikiem 2,8 miliona sprzedanych sztuk w 2021 roku – że skruszona branża w końcu ogłosiła niedobór rowerów, po czym podwoiła swoje wysiłki, by produkować ich więcej.
Kiedy Elisabeth Borne była w Matignon (Hôtel Matignon, oficjalna siedziba francuskiego rządu – red.) odpowiedzialna za transport, a następnie za transformację ekologiczną, regularnie zwoływała branżowe stowarzyszenia, aby ogłaszać wypłaty setek milionów euro na rzecz władz lokalnych. Wszystko to celem rozwiązania problemu „nieciągłości ścieżek rowerowych”, budowy „domów rowerowych” (przestrzeń edukacyjna dla rowerzystów i osób zainteresowanych kolarstwem – red.), instalowanie „parkingów rowerowych” w miastach i na obszarach wiejskich.
I osiągnięto sukces. Mimo iż w 2018 r. zakładano, że przemieszczanie się na rowerze wzrośnie w 2024 r. o 9 proc., a wzrosło o jedynie o 4 proc., to w okresie 2019-2023 liczba użytkowników tras rowerowych powiększyła się o 37 proc. – według stowarzyszenia Vélo&Territoires. W Rennes, gdzie wola polityczna była silna, w tym samym okresie wzrost ten wyniósł 87 proc.
Miasta rezerwują centra dla pieszych. Skąd zła reputacja rowerów?
Ale dziś fabryczne modele sprzedają się gorzej, a kilka miast – takich jak Agen czy Lille – zakazało ostatnio jazdy na rowerze w swoich pieszych centrach, pod karą grzywny w wysokości 35 euro oraz nawet 135 euro dla tych, którzy jeżdżą zbyt szybko. Nawet hulajnoga elektryczna, choć ma złą reputację, wypada w tym zestawieniu za nieszkodliwy gadżet.
Jednak statystyki dotyczące bezpieczeństwa ruchu drogowego nie uzasadniają tych emocji. W 2023 roku we Francji odnotowano tylko trzy wypadki śmiertelne zostały spowodowane przez rowerzystów. Z kolei zmotoryzowane środki transportu – samochody, ciężarówki, motocykle, skutery – zabijają łącznie 150 razy więcej osób.
Faktem jest jednak, że wiecznie żywa przestrzeń miejska, coraz bardziej przypomina miniaturową scenę polityczną. Nie tylko mierzymy się z innymi, ale ich osądzamy – czasem z pewną zazdrością. „Poczucie wolności, jakie mają rowerzyści, jest irytujące. Zamierzają uratować świat, ale nie zwracają uwagi na sygnalizację świetlną, nawet kiedy powinni” – mówi Fabien Bagnon, wiceprezydent metropolii Lyonu, który poświęcił swoją kadencję budowie sieci rowerowej.
Kilkakrotnie pytany podczas publicznych spotkań o zachowanie rowerzystów, samorządowiec zmienił w końcu poglądy odnośnie poruszania się po mieście. Obecnie zachęca wszystkich, aby „zaakceptowali swoje niedoskonałości i pracowali nad sobą, ponieważ negatywne interakcje prowadzą do kolejnych”.
Rowerzyści biją się w piersi. „Chcemy unikać konfliktów”
Czy jesteśmy świadkami zmiany doktryny? Do tej pory promocja jazdy na rowerze opierała się na idei, że nieuprzejmość wynika z braku udogodnień – a ci, którzy jeżdżą po chodniku, nie mają innego wyjścia, ponieważ ulica jest dla nich zbyt niebezpieczna. Teraz prorowerowy ruch bierze byka za rogi. „Próbujemy zidentyfikować źródła nieporozumień” – przyznaje Thibault Quéré, dyrektor ds. komunikacji FUB. „Nasze podejście jest porównywalne z tym, które dominuje w kwestii redukcji odpadów: najpierw unikaj konfliktów, potem je ograniczaj, następnie edukuj, a na końcu karz, gdy jest to konieczne” – wyjaśnia.
Podobnie jak inne duże stowarzyszenia regionalne w Rennes, Strasburgu czy Lille, działacze z La Ville à Vélo (pol. Miasto na rowerze – red.) z Lyonu porozumieli się z miejską policją, aby zwiększyć świadomość wśród przebojowych cyklistów, pędzących rano wzdłuż brzegów Rodanu.
„Policja skupia się na słuchawkach (od 2015 r. we Francji obowiązuje zakaz jazdy na rowerze w słuchawkach – red.), a my skupiamy się na poszanowaniu pieszych” – mówi Frédérique Bienvenue, współprzewodnicząca stowarzyszenia.
Czy ruch prorowerowy jest biegły w samobiczowaniu? „Przeprowadzamy nie tylko transformację przestrzeni publicznej, ale także transformację społeczeństwa” – odpowiada Thibault Quéré.
Artykuł przetłumaczony z „Le Monde”. Autor: Olivier Razemon
Tłumaczenie: Nina Nowakowska
Tytuł, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji