To obrazy jak z filmu s-f. Rozgrzana, czerwona magma strzela w niebo na wysokość przeszło 100 metrów – to nowa faza erupcji wulkanu Kilauea. Wznoszący się na ponad 1200 metrów n.p.m. bazaltowy szczyt znajduje się na wyspie Hawaii, zwanej przez Hawajczyków po prostu Big Island. Zajmuje tam przeszło 13 procent powierzchni całej wyspy, mówimy bowiem o wulkanie dużym, rozległym i bardzo aktywnym. Tak dużym, że we wnętrzu zawiera jezioro lawowe o nazwie Halemaʻumaʻu.
To góra bardzo istotna w historii i wierzeniach Hawajczyków. Uważają oni, że w jego wnętrzu mieszka bogini Pele, która uwięził tam jej zalotnik Kamapuaʻa.
Kilauea to jeden z najaktywniejszych wulkanów
Amerykańska Służba Geologiczna podała wówczas, że wyrzucił z siebie słup lawy i ognia na wysokość 60 metrów. Niebezpieczne były także bomby lawowe wydostające się z krateru. Ewakuacji nie przeprowadzono, ale władze hawajskie wydały komunikat, by ludzie pozostali w domach z uwagi na toksyczne wyziewy. W efekcie Hawajczycy spędzili święta i Nowy Rok nie na plaży, jak zazwyczaj, ale w domach.
![](https://i.iplsc.com/000KLC8MKHREPESV-C322-F4.webp)
Potem Kilauea przycichł nieco i teraz uderzył ponownie. Pióropusz magmy jest jeszcze większy niż w grudniu, ma przeszło 100 metrów, a zdjęcia z erupcji robią duże wrażenie. Jak informują amerykańskie agencje, to dziewiąta aktywność Kilauea od grudnia i raz jeszcze mieszkańcy wyspy Hawaii dostali ostrzeżenie, by z domów nie wychodzić.
Największa odnotowana erupcja wulkanu miała miejsce w 1790 r. Było to jeszcze w czasach, gdy wybuchu nie obserwowali Europejczycy i Amerykanie.