– Żeby powstała armia Europy, musi najpierw powstać jakiś europejski sojusz wojskowy. Tego nie ma i nie widać na horyzoncie – mówi Maślanka. Jego zdaniem obecnie jesteśmy ciągle bardzo daleko od realizacji wizji o zjednoczonych europejskich siłach zbrojnych. – Od lat mamy do czynienia z różnymi formami pogłębionej współpracy wojskowej, takiej jak na przykład Eurokorpus, wspólna brygada francusko-niemiecka, czy holendersko-niemiecka. Jednak to jest dalekie od armii Europy – zaznacza.
Inne spojrzenia na sytuację
W przypadku wspólnotowej, międzynarodowej armii koniecznością jest stworzenie analogicznie wspólnotowego dowództwa dla niej. Takiego, które mogłoby efektywnie nią kierować bez oglądania się przy każdej decyzji na polityków poszczególnych państw. – Do tego musiałby powstać sprawny ośrodek podejmowania decyzji politycznych. Taki, na rzecz którego państwa by oddały swoje kompetencje i suwerenną kontrolę nad własnymi siłami zbrojnymi – tłumaczy Maślanka.
Dzisiaj, pomimo nadzwyczajnego wzmożenia i emocji wywołanych polityką USA wobec Europy, Rosji i Ukrainy, nie widać na to specjalnego apetytu wśród liderów europejskich państw demokratycznych. Wręcz momentami przeciwnie, Francuzi fetują swoją politykę niezależności prowadzoną od lat 50. XX wieku, która teraz pozwala im być w dużym stopniu niezależnymi od kaprysów Waszyngtonu. Pomimo od lat wykazywanego w sondażach poparcia społecznego na rzecz zintegrowanej armii europejskiej w większości państw Europy.
Maślanka wskazuje na jeden podstawowy problem, który czyni na razie armię europejską mało realnym pomysłem. – To brak wspólnej oceny zagrożenia wśród państw europejskich. Na przykład Hiszpania, Włochy czy Grecja mają ją inną niż Polska i kraje bałtyckie – mówi ekspert. Europa to spory kontynent i na różnych jego krańcach różne rzeczy są ważne dla ludzi. Hiszpanie bardziej przejmują się niestabilnością w Afryce Północnej i masową migracją, niż Finowie czy Polacy Rosją. I na odwrót. Inaczej widzą więc to, co jest dla nich zagrożeniem i przed czym najlepiej się zabezpieczać. – Moim zdaniem obecne emocjonalne wzmożenie spowodowane polityką USA tego nie zmieni – uważa Maślanka.
Kiedy powstawało NATO i dołączały do niego kolejne państwa sytuacja była inna. – Dominacja USA w Europie narzucała dość uniwersalne wspólne myślenie i widzenie świata. Dodatkowo poczucie zagrożenia ze strony ZSRR było znacznie większe. Strach przed znacznie słabszą współczesną Rosją nie jest wystarczający w Europie Zachodniej – mówi ekspert OSW. Dodatkowo teraz z Europy dobrowolnie wycofują się Amerykanie. Znika więc presja ze strony jednego dominującego hegemona, który narzucał, ale z drugiej strony ułatwiał, wspólne podejmowanie decyzji przez Europejczyków.
Dwie różne opcje rozwoju wydarzeń
Najpewniejszą drogą do europejskiej armii byłaby po prostu federalizacja Europy. Czyli pogłębianie integracji w ramach UE na rzecz przekształcenia jej w coś bliższego USA. Wspólna polityka zagraniczna i obronna byłaby naturalnym efektem takich działań. Aktualnie nie widać jednak na to powszechnego apetytu w Europie. Wręcz przeciwnie, w największych państwach kontynentu w siłę rosną partie prawicowe i skrajnie prawicowe, które częściej mówią o nacjonalizmie, niż o europejskiej integracji. Choć zdaniem Maślanki nie można wykluczyć, że z powodu działań USA w Europie wzmocnieniu ulegną tendencje federalizacyjne. Wówczas droga do armii europejskiej stałaby się bardziej realna.
– Jednak nie można też wykluczyć, że brak amerykańskiego wpływu doprowadzi do wzrostu nacjonalizmów, zwłaszcza w silniejszych państwach europejskich. Takich jak na przykład Francja, Niemcy czy Włochy, które mogą stwierdzić, że są na tyle silne, iż mogą się nie przejmować innymi i prowadzić izolacjonistyczną politykę transakcyjną. Niezależną od USA – mówi ekspert OSW. – To by niosło też ryzyko odrodzenia się starych europejskich konfliktów – dodaje. Na przykład pomiędzy Grecją i Turcją, których wzajemna wrogość jest aktualnie mocno przytłumiona przez przynależność do NATO. W skrajnych scenariuszach nie można jednak wykluczyć nawet, dzisiaj trudnej do wyobrażenia, wrogości na linii rządzonych przez AfD Niemiec i Marine Le Pen Francji.
Działania w ramach NATO
Maślanka jest zdania, że nie ma potrzeby skupiać się na kwestii tworzenia europejskiej armii, jako koniecznej odpowiedzi na gwałtowną zmianę polityki USA. Jego zdaniem bardziej realistyczna i bezpieczniejsza jest współpraca w ramach NATO. – Najnowsze działania Europy są dobre. Nawet jeśli nie prowadzą do europejskiej armii. Zwłaszcza wspólnotowe finansowanie projektów obronnych i rozwoju przemysłu zbrojeniowego – mówi ekspert OSW. Najnowsze propozycje Komisji Europejskiej mówią o łącznie 800 miliardach euro w różnych mechanizmach na rzecz wzmocnienia potencjału zbrojnego państw UE.
– USA tak czy inaczej ograniczą swoją obecność w Europie. Konieczne jest więc rozwijanie europejskich zdolności strategicznych, takich jak na przykład uderzeń dalekiego zasięgu, zwiadu satelitarnego, które zwiększyłyby naszą samodzielność – dodaje. Aktualnie Europa jest w znacznym stopniu uzależniona od USA w zakresie takich zdolności, które od dekad zaniedbywała, ponieważ w ramach NATO zapewniali je Amerykanie.
– To na czym należy się zwłaszcza skupiać teraz to wspólne działania na rzecz wzmocnienia głosu Europy w NATO. Do tego mądrzej się zbroić i tworzyć więcej zdolności w ramach Sojuszu – uważa Maślanka. – Trzeba pamiętać, że obecnie wszystko szybko się zmienia. Nie ma pewności, jak długo utrzyma się obecna polityka USA. W przypadku Rosji warto też brać pod uwagę czynnik biologiczny – dodaje ekspert OSW.