Zapewnienie bezpiecznej żeglugi na Morzu Czarnym, zaprzestanie stosowania siły na tym akwenie i zapobieganie wykorzystywaniu statków handlowych do celów militarnych – to najważniejsze ustalenia trzydniowych negocjacji amerykańsko-rosyjsko-ukraińskich w Rijadzie. Ponadto strony rosyjska i ukraińska potwierdziły całkowite wstrzymanie ataków na infrastrukturę krytyczną obu państw.
Z kolei Amerykanie zobligowali się udzielić Rosji pomocy w przywróceniu dostępu do globalnego rynku eksportu produktów rolnych i nawozów, obniżeniu kosztów ubezpieczeń morskich oraz ułatwieniu dostępu strony rosyjskiej do portów i systemów płatności dla powyższych transakcji. Waszyngton ma też zapewnić pomoc w wymianie jeńców wojennych, a także w odzyskaniu ukraińskich dzieci, uprowadzonych przez Rosjan po zajęciu terytoriów na południowym-wschodzie Ukrainy.
Jednocześnie wszystkie strony zgodziły się co do konieczności niezwłocznej kontynuacji konsultacji technicznych w celu wypracowania mechanizmów wdrażania, monitorowania i kontroli podjętych zobowiązań.
Wojna w Ukrainie. Putin realizuje swój plan wobec Trumpa
Kto jest największym wygranym trzydniowej sesji negocjacyjnej w Arabii Saudyjskiej? Trudno tutaj wskazać inną odpowiedź niż: Rosja. Z kilku powodów.
Po pierwsze, zawieszenie broni na Morzu Czarnym nie narusza żywotnych interesów Kremla, a stwarza iluzję kooperacji w pracach nad trwałym zakończeniem wojny. Dominacja Rosji nad Ukrainą w basenie Morza Śródziemnego była i jest bezdyskusyjna. Kluczowe cele Władimira Putina mają być zrealizowane na lądzie. To wyparcie Ukrainy z obwodu kurskiego i zakończenie wielomiesięcznej ofensywy Kijowa w tym regionie, uzyskanie możliwie pełnej kontroli nad obwodami chersońskim, donieckim, ługańskim i zaporoskim, wreszcie również kontynuowanie ofensywy na zachód Ukrainy w kierunku Kijowa. Ani zaprzestanie ataków na infrastrukturę energetyczną, ani zakończenie walk na Morzu Czarnym nie zmuszają Rosji do rezygnacji z tego, na czym naprawdę jej w tej wojnie zależy.
Putin chce odizolować Stany Zjednoczone i ma na tym polu już bardzo znaczące dokonania – z powodu Rosji Amerykanie konfliktują się z Europą, odstraszają swoimi działaniami sojuszników w basenie Pacyfiku, szantażują dla własnych korzyści napadniętą Ukrainę. W ciągu dwóch miesięcy Ameryka przestała być dla świata wiarygodna jako sojusznik. Już samo to jest wielkim zwycięstwem Rosji i Putina.
Po drugie, stosunkowo przemilczanym, a niezwykle istotnym sukcesem Rosji jest amerykańska pomoc w powrocie tego kraju na globalny rynek eksportu produktów rolnych i nawozów. W obu tych dziedzinach Rosja przed wojną była jednym z najważniejszych globalnych graczy. Możliwość ponownego czerpania pełnych zysków z tego tytułu byłoby ważnym zastrzykiem finansowym dla krwawiącej rosyjskiej gospodarki, cennym wzmocnieniem machiny wojennej Kremla, ale przede wszystkim początkiem powrotu Rosji na światowe salony po trzyletniej banicji. I to powrotem triumfalnym, bo od A do Z zorganizowanym przez Stany Zjednoczone.
Po trzecie, Rosja stale kupuje sobie czas potrzebny do jak najmocniejszego przechylenia wojennej szali na swoją korzyść. Z jednej strony, uczestniczy w rozmowach pokojowych z Amerykanami i Ukraińcami, z drugiej – intensyfikuje bombardowania, ostrzały artyleryjskie i ataki dronowe. Jednocześnie, nie czyni żadnych naprawdę kluczowych koncesji ze swojej strony. Oczekiwania takich koncesji wobec Kremla nie zgłaszają również Amerykanie (w przypadku Ukrainy ich podejście było diametralnie odmienne).
Bardzo ważną rzecz w rozmowie z państwową agencją informacyjną Tass powiedział już po rozmowach z Amerykanami szef Komisji Spraw Międzynarodowych Rady Federacji Rosyjskiej. – Negocjacje między Rosją i Stanami Zjednoczonymi będą kontynuowane z udziałem społeczności międzynarodowej, w tym ONZ i poszczególnych krajów – ocenił Grigorij Karasin.
Na uwagę zasługuje zwłaszcza wzmianka o ONZ. Zaangażowanie w negocjacje pokojowe ONZ byłoby dużym sukcesem Kremla. Raz, że jest to organizacja zdominowana przez trzy wielkie mocarstwa: Stany Zjednoczone, Chiny i Rosję (w tej chwili Amerykanie i Chińczycy, choć w różnym stopniu, sprzyjają realizacji rosyjskich interesów w wojnie przeciwko Ukrainie). Dwa, że to dodanie kolejnej zmiennej do pokojowego równania, które tak desperacko stara się rozwiązać Donald Trump. Nowe ogniwo, nowe gremium dyskusyjne – choćby i takie, w którym Rosja ma istotną przewagę nad Ukrainą – to wydłużenie drogi do osiągnięcia trwałego pokoju, a zapewnienie kolejnych szans na zyskanie satysfakcjonującej przewagi na froncie.
Po czwarte, Putin coraz mocniej wikła Trumpa w swoją grę. Pozwala mu brylować w mediach, przedstawiać się jako wielkiego rozjemcę, dawać poczucie sprawczości. Jednocześnie nie płaci za to żadnej ceny, a Trump każdego dnia coraz mocniej inwestuje politycznie w wizję rychłego zakończenia wojny. Najmocniej inwestuje zaś zapewniając świat o swoim zaufaniu do intencji Rosji i osobistym zaufaniu do Putina. Im więcej administracja amerykańska w ten sposób zainwestuje w rosyjskiego niedźwiedzia, tym trudniej będzie jej się potem z tego wycofać, gdy (bo nie jeśli) okaże się, jakie naprawdę były i są intencje Kremla.
O uwikłaniu Trumpa bardzo ciekawie opowiadał w niedawnym wywiadzie dla Interii Michał Kacewicz. – Tu dochodzimy do kolejnego celu Rosji, a więc spychania Ameryki do kąta, na margines – tłumaczył dziennikarz Biełsatu i wieloletni korespondent w krajach byłego Związku Radzieckiego. – Putin chce odizolować Stany Zjednoczone i ma na tym polu już bardzo znaczące dokonania – z powodu Rosji Amerykanie konfliktują się z Europą, odstraszają swoimi działaniami sojuszników w basenie Pacyfiku, szantażują dla własnych korzyści napadniętą Ukrainę – argumentował nasz rozmówca. Na koniec dodał: – W ciągu dwóch miesięcy Ameryka przestała być dla świata wiarygodna jako sojusznik. Już samo to jest wielkim zwycięstwem Rosji i Putina.
Ameryka udaje sukces, Ukraina gra w grę Trumpa
Zupełnie inne nastroje niż na Kremlu panują w Waszyngtonie i Kijowie. Tu o wielkim sukcesie nie ma mowy, jest raczej minimalizacja strat. Amerykanie dbają o podtrzymanie wrażenia, że to nadal oni kontrolują sytuację. Z kolei Ukraińcy nie chcą ponownie rozsierdzić Donalda Trumpa i czekają na moment, gdy ten zostanie ośmieszony przez Władimira Putina, po czym przejrzy na oczy, jeśli chodzi o prawdziwe intencje Rosji.
Negocjacje między Rosją i Stanami Zjednoczonymi będą kontynuowane z udziałem społeczności międzynarodowej, w tym ONZ i poszczególnych krajów
Dla Amerykanów najważniejsze jest podpisanie wreszcie tzw. umowy surowcowej, którą Stany Zjednoczone i Ukrainy miały zawrzeć już niemal miesiąc temu podczas wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Białym Domu. Jak przed kilkoma dniami zapewniał media sam Trump „stanie się to naprawdę niedługo”.
Jednak na tzw. metalach ziem rzadkich apetyty administracji Trumpa wcale się nie kończą. W ostatnich tygodniach do listy „życzeń” Białego Domu doszło przejęcie własności ukraińskich elektrowni atomowych. Jak podkreśla amerykański prezydent i jego otoczenie, Ameryka ma w obszarze energetyki jądrowej ogromne doświadczenie i ekspercką wiedzę, natomiast kontrola nad czterema ukraińskimi elektrowniami byłaby dla Kijowa najlepszą ochroną nie tylko samych elektrowni, ale również całej sieci energetycznej.
W rzeczywistości wcale nie chodzi jednak o altruizm względem Ukraińców. Trumpem i jego ludźmi powodują dwie kwestie. Po pierwsze – jak spekulują eksperci w samej Ukrainie – Zełenski i jego administracja mieli przekonać Amerykanów, że kontrolowana przez Rosjan Zaporoska Elektrownia Jądrowa byłaby najlepszym źródłem zasilania dla kopalni tzw. metali ziem rzadkich, na których tak zależy Trumpowi. Po drugie, Amerykanie liczą, że podczas odbudowy ukraińskiej sieci energetycznej – już po wojnie – znaczącą rolę może odegrać amerykański nuklearny czempion, czyli dobrze znany w Polsce koncern Westinghouse Electric Company.

Od strony politycznej Waszyngton wciąż gra zaś o to samo – zakończenie walk w Ukrainie w ciągu pierwszych 100 dni drugiej kadencji Trumpa. Datą graniczną jest tutaj 1 maja, ale nieoficjalne informacje z obozu trumpistów mówią, że amerykańskiemu prezydentowi marzy się dobicie ostatecznego dealu jeszcze przed Wielkanocą, a więc 20 kwietnia. To dlatego jest gotów na daleko idące ustępstwa, jeśli chodzi o jakość wypracowanego porozumienia. Również dlatego do tej pory naciskał na słabszą i napadniętą Ukrainę, a nie na silniejszą Rosję, która w wojnie jest agresorem.
Najmniej powodów do zadowolenia po saudyjskich negocjacjach ma, niestety, Ukraina. Przekonawszy się na początku marca o dotkliwości gniewu Trumpa, celem Kijowa jest teraz niedrażnienie amerykańskiego przywódcy i utrzymanie za wszelką cenę wsparcia wojskowego oraz wywiadowczego ze strony Waszyngtonu.
To dlatego Ukraińcy bez szemrania zgodzili się na całkowitek, 30-dniowe zawieszenie broni, które jednak z miejsca odrzucił Putin. Teraz przystali na zakończenie ataków na infrastrukturę energetyczną, chociaż to Rosja bardziej cierpiała wskutek takich ataków (z prostego powodu: w Ukrainie nie bardzo jest jeszcze co niszczyć), a także na zawieszenie broni i wznowienie handlu na Morzu Czarnym. I znów: chociaż Ukraina może zyskać na sprzedaży swoich produktów rolnych drogą morską, Rosja dzięki obiecanemu przez Amerykanów powrotowi na globalny rynek nawozów i produktów rolnych zyska bez porównania więcej.
Administracja prezydenta Zełenskiego robi więc dobrą minę do coraz gorzej wyglądającej gry, jak mantrę powtarzając to, na czym zależy Trumpowi, czyli że Ukrainie bardzo zależy na trwałym pokoju. Jednocześnie Kijów liczy, że w pewnym momencie Putin przelicytuje w grze na czas i rozgrywaniu trumpistów, a wówczas karta diametralnie się odwróci. Tyle że takiego obrotu spraw Ukraińcom nikt nie jest w stanie zagwarantować.