W grudniu 2024 roku Chiny oficjalnie zatwierdziły budowę największej zapory wodnej na świecie. Konstrukcja powstanie w Tybecie, na rzece Yarlung Zangbo (znanej także jako Brahmaputra), w rejonie Medog – tuż przy granicy z Indiami. Projekt zakłada budowę hydroelektrowni, która ma produkować 300 miliardów kilowatogodzin energii rocznie, więcej niż jakiekolwiek inne źródło energii na Ziemi. Koszt inwestycji szacowany jest na 137 miliardów dolarów.
„To strategiczna lokalizacja, dająca Pekinowi realną możliwość manipulowania przepływem wody w relacjach z Indiami” – ostrzegała w rozmowie z portalem Al Jazeera Saheli Chattaraj, ekspertka ds. Chin z Jamia Millia Islamia University w Delhi. Władze Indii uważają, że ogromny zbiornik (o pojemności 40 miliardów metrów sześciennych) może być użyty jako broń w razie pogorszenia stosunków między krajami.
Indyjski kontratak: zapora na rzece Siang
Odpowiedź z Delhi nadeszła szybko. Indie wznowiły prace nad własnym megaprojektem – zaporą Siang Upper Multipurpose Project w stanie Arunachal Pradesh. Projekt wart 13,2 miliarda dolarów ma generować 11 000 megawatów energii i stanowić zaporę przeciwdziałającą potencjalnemu wpływowi chińskich konstrukcji.
Ale lokalni mieszkańcy nie są przekonani. „Rząd chce zabrać naszą świętą rzekę i zmienić ją w przemysłową instalację. Nie pozwolimy na to” – mówił Al Jazeerze Gegong Jijong, lider protestu i przewodniczący Siang Indigenous Farmers’ Forum. Według szacunków co najmniej 20 wiosek zostanie całkowicie zalanych, a kolejne dwa tuziny częściowo podtopione.
Rząd odpiera zarzuty. Szef rządu stanowego Pema Khandu twierdzi, że zapora „nie jest tylko elektrownią wodną – jej prawdziwym celem jest ocalenie rzeki Siang przed wpływem chińskich działań”.
Tu się zdarzają silne trzęsienia ziemi
Zarówno chińska, jak i indyjska zapora powstają w niezwykle niestabilnym regionie. Wyżyna Tybetańska – ze względu na niedostępność i ekstremalny klimat znana czasem jako trzeci biegun” – to obszar bogaty w lodowce i źródła największych rzek Azji. Jednocześnie to teren aktywny sejsmicznie. Jak zauważył BR Deepak, profesor z Jawaharlal Nehru University w Delhi, aż 15 proc. wszystkich trzęsień ziemi o magnitudzie powyżej 8.0 w XX wieku miało miejsce właśnie w Himalajach.
Najnowszy przykład – trzęsienie ziemi o sile 7,1 w styczniu 2025 roku – zabiło co najmniej 126 osób. Inspekcje wykazały uszkodzenia w pięciu z 14 sprawdzanych w jego następstwie chińskich tam na rzekach: wśród zniszczeń odnotowano pęknięcia, odchylenia ścian i inne awarie, które wskazały na konieczność ewakuacji okolicznych wiosek. Groźba katastrofy naturalnej połączonej z awarią ogromnych konstrukcji inżynierskich staje się coraz bardziej realna.
Na to nakłada się zmienność klimatu – topniejące lodowce, zmienne opady i intensyfikacja sezonów monsunowych powodują, że rzeka Brahmaputra doświadcza skrajnych przepływów: od susz po gwałtowne powodzie.
Brahmaputra bez ochrony prawnej
Rzeka Brahmaputra przepływa przez trzy państwa: Chiny, Indie i Bangladesz. Mimo tego, nie istnieje żadne kompleksowe porozumienie międzynarodowe dotyczące zarządzania jej wodami. „To poważny brak, biorąc pod uwagę znaczenie tej rzeki dla życia milionów ludzi” – stwierdził Mehebub Sahana, geograf z University of Manchester w portalu “The Conversation”.

W przeciwieństwie do porozumienia o Dunaju, którego sygnatariuszami jest w sumie 14 krajów oraz Unia Europejska, Brahmaputra nie podlega żadnej umowie międzynarodowej. Jedynym obowiązującym dokumentem jest memorandum o wymianie danych hydrologicznych między Chinami a Indiami, podpisane w 2002 roku. Jednak w sytuacjach napięcia politycznego – jak w 2017 roku po starciach w górskim regionie Doklam – Pekin wstrzymał przesył danych, a w północno-wschodnich Indiach doszło wtedy do fali powodzi, w wyniku których zginęło ponad 70 osób.
Najwięksi przegrani: mieszkańcy Bangladeszu
Chociaż tylko 8% dorzecza Brahmaputry leży w Bangladeszu, rzeka zapewnia ponad 65% wody w tym kraju. Dlatego lokalni eksperci biją na alarm. „Wyścig tam między Chinami i Indiami uderzy w nas najmocniej” – ostrzegał “Al Jazeerę” Sheikh Rokon, sekretarz generalny organizacji Riverine People z Dhaki.
Według Malika Fidy Khana, dyrektora Center for Environmental and Geographic Information Services (CEGIS), Bangladesz nie ma dostępu do żadnych raportów oddziaływania środowiskowego obu zapór. „Nie mamy ani studium wykonalności, ani oceny wpływu na środowisko czy społeczeństwo. A to oznacza ślepotę wobec ewentualnej katastrofy” – mówił Khan.

Rzeka transportuje ogromne ilości osadów, które budują żyzne delty i chronią wybrzeże przed erozją. Zapory zatrzymają sedymentację, co może oznaczać przyspieszoną erozję wybrzeża, utratę gruntów i zagrożenie dla terenów takich jak Sundarbany – największy las namorzynowy świata, położony na wybrzeżu Bangladeszu i uzależniony od substancji odżywczych dostarczanych przez rzekę.
Zamiast współpracy – polityka i milczenie
Obecnie relacje Indii z Bangladeszem są napięte. Po zmianie rządu w Dhace – gdzie władzę objął noblista Muhammad Yunus, dystansujący się od Indii – oba kraje nie prowadzą żadnych wspólnych działań wobec Chin. A to poważne zagrożenie dla stosunkowo ubogiego Bangladeszu, o wiele mniejszego od dwóch sąsiadów. To powinna być dyskusja obejmująca całe dorzecze, nie tylko rozmowy bilateralne” – apelował Sheikh Rokon.
Michael Kugelman, dyrektor South Asia Institute w amerykańskim ośrodku badawczym Wilson Center, zaznacza jednak, że nawet wspólny sprzeciw Indii i Bangladeszu nie powstrzyma Pekinu. „Chiny nie reagują na presję z zewnątrz, niezależnie czy pochodzi od jednego, dwóch czy dziesięciu państw” – powiedział .
Według Kugelmana rosnące napięcia o wodę mogą się tylko pogłębiać, zwłaszcza w obliczu zmian klimatycznych. „Indie nie mogą sobie pozwolić, by woda, która powinna do nich spływać, była przetrzymywana w Chinach” – podsumował ekspert.
Konflikt o himalajską zaporę jest zaledwie jednym z wielu sporów o wodę, które coraz częściej przekształcają się w regionalne konflikty polityczne. Innym jest na przykład protest Egiptu i Sudanu przeciw budowie w Etiopii ogromnej zapory na Nilu. Kraje obawiają się, że tama ograniczy przepływ życiodajnej wody i substancji odżywczych zasilających ich pola. W przyszłości podobnych konfliktów o rzeki będzie tylko przybywać wraz z presją, jaką na poszczególne państwa wywierają skutki globalnego ocieplenia.