Królik szły za Rzymianami. Nie dosłownie, bo nie tropiły rzymskich legionów, ale te uważały je za zwierzęta bardzo przydatne także na wojnie. Stanowiły szybko mnożący się zapas mięsa, więc Rzymianie taszczyli i osiedlali dzikie króliki tam, gdzie podbijali nowe tereny, niemal w całej Europie. Nie na Wyspach Brytyjskich jednak.
W 43 r. n.e. armia cesarza Klaudiusza rozpoczęła pełnoskalową inwazję na Wyspy Brytyjskie. Przez kolejnych kilkadziesiąt lat Rzymianie podbili sporą ich część, aczkolwiek zatrzymali się na południowej Szkocji, gdzie postawili Mur Hadriana przed groźnymi plemionami z północy.
Spora część (chociaż nie całe) Wysp Brytyjskich była pod ich kontrolą i wpływem. Skoro zatem Rzymianie zawlekli pochodzące głównie z Półwyspu Pirenejskiego króliki w różne miejsca Europy, to i Wielka Brytania wydawała się być idealnym dla nich miejscem.
A jednak tak się nie stało. Badania archeologiczne wskazują na to, że króliki dotarły tam wyjątkowo późno. Nie z Rzymianami, ale Wikingami i Normanami. Jako pierwszy miał je przywieźć do Anglii Wilhelm Zdobywca.
Krewni i znajomi królika od Kubusia Puchatka
Ciekawe, bo przecież królik kojarzy się z Wlk. Brytanią jak mało które zwierzę. Zamieszkuje łąki i parki, rozległe tereny trawiaste. Jest też częścią kultury.
Alicja podążała za królikiem do Krainy Czarów, Beatrix Potter pisała o Piotrusiu Króliku, w Stumilowym Lesie królik mieszka obok Kubusia Puchatka, sprowadzając krewnych i znajomych królika.
Nie ma Wlk. Brytanii, a konkretniej Anglii, bez królika, ale aby zrozumieć w pełni tę fascynację, należy przenieść się do XIX w. Począwszy od modnych wtedy kapeluszy, na których produkcję króliki dostarczały podszerstek, a skończywszy na polowaniach. To właśnie te zwierzęta były punktem odniesienia dla wielu brytyjskich aktywności.
Ktoś powie – królik? Też coś! Co to za polowanie? Pamiętajmy jednak, że XIX-wieczna Wlk. Brytania to kraj pozbawiony grubego zwierza, pozostały tam wtedy w zasadzie tylko jelenie i sarny. Zniknęły dziki, łosie, żubry, wilki, niedźwiedzie. Brytyjska przyroda została ogołocona ze zwierząt, więc króliki były częstym celem polowań.
Tak łatwiej zrozumieć, skąd chociażby zwierzęta te znalazły się w Australii, by stać się tam plagą. Już Pierwsza Flota przywiozła je tam z Anglii w 1788 r. Wówczas króliki – to ciekawostka – nie przyjęły się na kontynencie australijskim.
Kiedy jednak w 1859 r. Anglik Thomas Austrin wypuścił nieco tych zwierząt na swej farmie w Barwon w stanie Wiktoria, by mieć do czego postrzelać z tarasu, stały się już plagą.
Brytyjczycy nie byli w stanie wyobrazić sobie życia bez królików, nawet tak daleko od ojczyzny. Fascynacja tymi zwierzętami była ogromna i ona doprowadziła do powstania olbrzymich mutantów.

Królik wielki jak baran to powód do dumy
Brytyjczycy bawili się odmianami i rasami królików w taki sposób, w jaki bawiono się krzyżówkami psów czy kotów. Już w pierwszej połowie XIX w. zwierzęta te krzyżowano tak, aby uzyskać istoty jak najbardziej efektowne. Czyli jakie? Ano może łaciate. Albo z wielkimi, coraz większymi uszami. Albo ogromne!
Takie króliki robiły duże wrażenie, zwłaszcza że Wlk. Brytania w XIX w. szukała rozmaitych rozrywek. Wystawy czy konkursy królicze były jedną z nich. Napędzały ruch „The Fancy”, czyli zorganizowanej hodowli i prezentacji zwierząt dla przyjemności i rywalizacji. Powstawały kluby hodowców, z rytuałem, zasadami i klasyfikacją. Moda na króliki była coraz silniejsza. To dla jej zaspokojenia powstał baran angielski.
Krzyżówki zwierząt doprowadziły do tego, że w XIX w. powstała rasa królików o niezwykle długich uszach i ogromnym cielsku. Prawdziwe giganty. To dla nich organizowano prestiżowe zawody Fancy Breeds, gdzie liczyła się masa, budowa ciała i długość uszu. Hodowcy prześcigali się w tworzeniu coraz większych królików. Sprowadzano w tym celu osobniki z różnych zakątków świata, by je połączyć.

Baran angielski jest więc dzieckiem tej XIX-wiecznej fascynacji, mody i, nowoczesnej na tamte czasy, techniki pozwalającej na modyfikację wyglądu zwierząt. Wśród niewielu gatunków hodowlanych uzyskano tak imponujące efekty jak w jego wypadku.
Największe barany angielskie ważyły nawet 7 kg, a przypomnijmy, że dziki królik żyjący na miedzy rzadko osiąga 2 kg. Barany miały też ekstremalnie długie uszy, mierzące ponad 70 cm. To dziesięciokrotnie więcej niż u królika dzikiego, gdzie, niby i tak już długie, uszy dorastają do 7 cm.
Inaczej mówiąc, baran angielski był tylko królikiem kanapowym czy klatkowym, na pokaz i dla pochwalenia się. Nie służył niczemu innemu, nie mówiąc o tym, że w naturze miałby problem z przetrwaniem.
Wielki królik to przecież wielki magazyn mięsa
W leżącej po drugiej stronie Kanału La Manche Francji króliki także były niezwykle ważne, ale głównie jako zwierzę hodowane dla mięsa i skóry. Z króliczych futer wyrabiano odzież i kapelusze, a mięso było kluczowe w XIX-wiecznej Francji.
Zwłaszcza po wojnach napoleońskich na prowincji i francuskiej wsi, gdzie brakowało większych zwierząt jak krowy i owce. Królików trzymano za to mnóstwo, bo było to proste, a zwierzęta mnożyły się szybko. Dało się nimi wykarmić nawet wielodzietne rodziny.

Najlepiej zatem, aby króliki były jak największe i dawały dużo mięsa. To stało za krzyżówkami, które doprowadziły do powstania gigantów – olbrzyma belgijskiego czy barana francuskiego.
Ważący około 7 kg baran francuski (nie mówiąc o przekraczającym 10 kg olbrzymie belgijskim) dorównywał rozmiarami odmianie angielskiej i powstał zapewne na jej bazie. Z tą różnicą, że Francuzi nie organizowali tylu wystaw i nie musieli się nim aż tak chwalić. We Francji miała to być odmiana rzeźna.
Nie miała aż tak długich uszu jak baran angielski, gdyż nie było takiej potrzeby. Za to sprawiała wrażenie królika na sterydach, z rozbudowaną tkanką mięśniową. Z czasem świat się zmieniał, a króliki nie musiały być już podstawą wyżywienia tak wielu ludzi w Europie.
Baran francuski stawał się coraz mocniej zwierzęciem pokojowym i kanapowym, modnym w hodowli jak angielski krewniak. I równie mocno jak on odbiegający od pierwowzoru, za którym do nory wbiegła Alicja i do którego Thomas Austrin chciał postrzelać z tarasu w Australii.