Od redakcji: Rozmowa została przeprowadzona przed śmiercią papieża Franciszka.
Maciej Słomiński, Interia: Uważam się za osobę w miarę zorientowaną w sprawach religii i wiary, tymczasem o Roku Jubileuszowym, który przypada w Kościele co ćwierćwiecze, a który właśnie obchodzimy, usłyszałem niedawno po raz pierwszy w życiu. O co chodzi w tym Roku Jubileuszowym?
Krzysztof Niedałtowski, duszpasterz środowisk twórczych archidiecezji gdańskiej, rektor kościoła św. Jana, teolog i religioznawca: – Wszyscy pamiętamy rok 2000, który był ważny dla całego chrześcijaństwa z oczywistej przyczyny – obchodziliśmy okrągłą ziemskich narodzin Jezusa Chrystusa, być może to nawet nieco przyćmiło poprzedni Rok Jubileuszowy.
– Każdy Rok Jubileuszowy nawiązuje do idei wcielenia Boga w naszą historię, do odnowienia oblicza ziemi. Świętujemy go jako czas szczególnego oczyszczenia, powrotu do korzeni, do tego, o co w życiu chodzi. Rok Jubileuszowy to czas nawrócenia, nawiązania bliższej relacji z Panem Bogiem, otwarcia się na drugiego człowieka i pogłębienia życia duchowego.
Rozumiem hasło oczyszczenia w tych niespokojnych czasach, ale „otwarcie na drugiego człowieka i bliskość z panem Bogiem” powinna być dla chrześcijanina codziennością, a nie tylko od święta.
– W 2025 r. w bulli inauguracyjnej papież mówi do nas wprost: bądźcie pielgrzymami nadziei i szukajcie jej źródeł. Tyle jest dziś beznadziei, które niosą wojny, które się toczą na świecie. Jak znaleźć nadzieję? To pytanie o przedłużenie ludzkiego życia, o szacunek dla niego. Gdzieś w podtekście jest apel o otwartość na nowe życie, żeby młodzi ludzie chcieli zakładać rodziny, do czego za bardzo się nie garną. To wyzwania uniwersalne, są też konkretne dla trzeciej dekady XXI wieku.
– Papież Franciszek mówi wprost o więźniach, o konieczności amnestii, o sytuacjach, w których powinniśmy darować długi państwom biednym, zadłużonym. Wymiary tego są bardzo różne. Ale idea jest jedna: przywrócenia pierwotnego ładu pomyślanego przez Boga dla człowieka, a zaburzonego przez chciwość, wojny, lenistwo, egoizm i tak dalej.
Roku Jubileuszowego nie obchodzono od początku chrześcijaństwa.
– W 1300 roku, w średniowieczu, które było czasem wojen, plag i wszelkiego rodzaju nieszczęść, papież Bonifacy VIII wpadł na pomysł, że światu potrzeba odnowy w nawiązaniu do narodzin Jezusa. Że to jedyna szansa na wprowadzenie pokoju między narodami, na oczyszczenie stosunków naruszonych przez wojny. Rok jubileuszowy miał być obchodzony co 100 lat, ale historia wymusiła większą częstotliwość.
– Czarna śmierć, czyli dżuma, spustoszyła stary kontynent w 1348 r., zmarła prawie trzecia część ludności. Dlatego kolejny rok jubileuszowy obchodzono już w 1350 r., skrócono czas oczekiwania do 50 lat, a potem jeszcze o połowę. Powstała idea, że każde pokolenie powinno mieć szansę na uczestniczenie w tak wielkim święcie – jedno pokolenie to mniej więcej 25 lat i taka jest częstotliwość dzisiaj.
Zdaje się, że idea Roku Jubileuszowego została niejako zapożyczona od starszych braci w wierze.
– Oczywiście, Rok Jubileuszowy nawiązuje do Starego Testamentu, do biblijnej tradycji izraelskiej, gdzie obchodzono tak zwane lata szabatowe – co siedem lat następował rok odpuszczenia długów, puszczenia wolno niewolników itd. Ideą było przywrócenie właściwych miar i proporcji oraz przypomnienie, że wszystko, co nam daje Bóg, jest jedynie powierzone w zarząd, a nie na własność i powinniśmy tym zarządzać sprawiedliwie, mądrze i godnie. Co siedem lat szabatowych, czyli siedem razy siedem, co daje razem 50 lat, Żydzi świętowali tak rok łaski, rok święty i to było jeszcze bardziej uroczyste. Powrót do idei, jaką Jachwe-Bóg miał, kiedy wprowadził ich do ziemi obiecanej, kiedy wrócili z niewoli egipskiej i stali się tymi, którzy zarządzają ziemią.
– To bardzo mądra i dobra idea. Szansa na oczyszczenie i przywrócenie wolności. Ostatnio rozmawiałem o tym z Konstantym Gebertem, który jest praktykującym znawcą judaizmu. Mówił, o znaczeniu tego święta, nie tylko symbolicznym, ale również praktycznym w dzisiejszym Izraelu. Żydzi cały czas obchodzą lata święte.
Zawsze w Watykanie są tłumy turystów, ale z tego, co wiem, w Rok Jubileuszowy zostały pobite wszelkie rekordy. Czy oczyszczenie w stolicy apostolskiej waży więcej?
– Tłumy biorą się stąd, że w Roku Jubileuszowym w Bazylice Świętego Piotra i w trzech innych bazylikach rzymskich otwierane są tak zwane święte wrota. Od przejścia przez nie symbolicznie zaczyna się ten rok. To gest nawrócenia, oczyszczenia, pojednania, pokoju i tego wszystkiego, co się wiąże z rokiem jubileuszowym.
– Nie wszyscy będą mogli pielgrzymować do Rzymu. Papież wyznaczył różne terminy na świętowania różnych grup środowiskowych, ja jestem duszpasterzem środowisk twórczych i 16 lutego przypadł nasz dzień. Było bardzo uroczyste śpiewanie w naszej wspólnocie w kościele św. Jana w Gdańsku, były duże warsztaty muzyczne. Chwila naprawdę podniosła, doznanie wspólne i oczyszczające. Nasza wspólnota jest żywa, tego dnia przeżyła swoje imieniny czy urodziny. To było podsumowanie już 35 lat naszego duszpasterstwa w Gdańsku.
Przewija się wątek innych religii w naszej rozmowie – oczyszczenie może kojarzyć się z muzułmańskim ramadanem.
– Dobra uwaga. Wszelkie święta pozwalają żyć człowiekowi w pewnym rytmie. Proszę sobie wyobrazić życie w płaskim kalendarzu, nie ma niedziel, a dla Żydów nie ma szabatu.
Tydzień bez niedzieli byłby koszmarem.
– Mechaniczny upływ czasu byłby nieludzki, dlatego religia zawsze nam podpowiada jakiś rodzaj święta i to najczęściej jest niedziela – siedmiodniowy cykl nawiązujący do biblijnej historii stworzenia świata, gdzie Bóg tworzył przez sześć dni, a siódmego odpoczął. To zaproszenie i do świętowania, do odpoczynku i do dania odpocząć innym.
Nie może zabraknąć pytania o papieża Franciszka. Na ile dla księdza jest bliska jego nauka, którą odczytuję jako południowoamerykańską teologią wyzwolenia? To przesłanie nie do końca jest po myśli dużej części polskich katolików.
– Podoba mi się styl sprawowania papiestwa przez Franciszka. Mój podziw budzi to, że nie koncentrujmy się na centrum, a na tych, którzy są w obrzeżach, którzy cierpią biedę. Papież Franciszek użył na przykład genialnego określenia symbolicznego, że Kościół powinien być szpitalem polowym w czasie wojny, która się toczy. Nie chodzi dosłownie o militaria, ale ogólną sytuację współczesnego świata, który jest jak pole bitwy.
– Zgadzam się, że rolą Kościoła powinno być gojenie i opatrywanie ran, tych, którzy są skrzywdzeni w walce. To jest mi bardzo bliskie, tak rozumiem Kościół. Wspaniały jest również wielki akcent, który papież kładzie na ekologię, na to że jesteśmy częścią natury i musimy o nią dbać, żeby mieć gdzie dalej żyć i mieszkać.
Ze zdrowiem papieża Franciszka nie jest najlepiej.
– Jeśli skończy się jego ziemski żywot albo nie pozwoli mu stan zdrowia, mam nadzieję, że jego następca będzie kontynuował wybraną linię. Kościół dzisiaj wymaga nowych otwarć, nowego ducha, który powinien trochę przewietrzyć niektóre struktury.
– Trwający rok jubileuszowy, ten rok nadziei, doskonale wpisuje się w filozofię papieża Franciszka. Miejmy nadzieję, że papież jeszcze będzie mógł nam służyć, chociaż jest już bardzo podeszłym wieku, ma za sobą ogromny szmat życia. Ufamy, że będzie prowadził dalej Kościół, a cokolwiek się stanie zostawi po sobie wielki dorobek.
Czy dzisiaj Kościół jest w kryzysie i defensywie?
– Kryzys to słowo, które się często powtarza na temat Kościoła, i rzeczywiście można go obserwować. Jeśli popatrzymy na polski Kościół, to obserwujemy laicyzującą się społeczność, szczególnie ludzi młodych. To oczywiście jest faktem, jest mniej powołań kapłańskich itd.
– W takich strukturach na pewno czuć kryzys, jeszcze pytanie o jego miejsce. Ludzie głosują nogami, kościoły pustoszeją, chociaż nie wszystkie. Jeśli ja w niedzielę staję przy ołtarzu w kościele św. Jana, to jest to wspólnota nie tyle parafialna, a środowisk twórczych, która skupia wielu zaangażowanych ludzi, którzy czują się podmiotowo.
– Osobiście czuję ogromną energię ludzi świeckich, którzy biorą sprawy w swoje ręce. Czuję, że to jest droga, którą powinniśmy iść. Księża są tylko towarzyszami podróży, współpielgrzymami, a niekoniecznie dyrektorami przedsiębiorstwa pod tytułem parafia.
Mówi ksiądz o konieczności zmian, tymczasem siłą Kościoła zawsze był jego konserwatyzm.
– W sensie demograficznym i związanym z tym ilością wiernych, europejski Kościół jest w defensywie. Niektóre formy wymagają nowego otwarcia, nowego przemyślenia. Myślę, że drogą Kościoła jest przede wszystkim konkretny człowiek z konkretnymi problemami i w oczekiwaniami.
– Moja filozofia polega na tym, żeby zgodnie z duchem papieża Franciszka, zapraszać albo nawet zostawiać ludziom pole do działania. Nie wyręczać ich ani nie tłumaczyć, że tylko duchowni mają w ręku władzę i sposób na zarządzanie Kościołem. Świadomie usuwam się tak daleko jak można, żeby zostawić wolność ludziom, z tej wolności rodzi się odpowiedzialność. Jeśli ta odpowiedzialność się pojawi to nie ma nic lepszego, bo wtedy my wszyscy jesteśmy Kościołem.