– Propozycje zespołu Donalda Trumpa świadczą o jednym: w amerykańskiej administracji nie ma dziś realnego planu zakończenia wojny w Ukrainie – mówi w rozmowie z Gazeta.pl Jewhen Mahda, ukraiński politolog i dyrektor Instytutu Polityki Światowej w Kijowie. W jego ocenie, Waszyngton coraz częściej działa według zasady: „dociśnij słabszego, żeby uzyskać efekt”.
W ostatnich tygodniach amerykańska debata na temat zakończenia wojny na Wschodzie przybrała wyraźnie jednostronny ton, uważa ekspert. Zespół Trumpa lansuje pomysł kompromisów terytorialnych, które mają rzekomo doprowadzić do zawieszenia broni i rozpoczęcia negocjacji. – To absurdalne – komentuje Mahda. – W jaki sposób ma wyglądać ta symetria, skoro Rosja oddaje niewielki skrawek terytorium, które sama wcześniej nielegalnie zajęła, a Ukraina – godzi się na trwałą utratę Krymu, rezygnuje z NATO i de facto akceptuje agresję? Gdzie tu sprawiedliwość? Gdzie logika? – pyta.
Plan USA budzi niepokój w Kijowie
Według eksperta z Kijowa, cała koncepcja opiera się na błędnym założeniu, że Ukraina – jako kraj zmęczony wojną – będzie gotowa przyjąć niemal każdy warunek, byleby uzyskać spokój. – W zespole Trumpa nie ma ani zrozumienia potrzeb Ukrainy, ani świadomości, jak wielkie zagrożenie stanowi dziś Rosja – ostrzega w rozmowie z Gazeta.pl Jewhen Mahda.
Niepokój wywołały również słowa amerykańskiego wiceprezydenta J.D. Vance’a, który powiedział, że Stany Zjednoczone mają plan zakończenia wojny w Ukrainie, który zakłada ustępstwa terytorialne zarówno ze strony Kijowa, jak i Moskwy. Dla Mahdy ta narracja jest nie tylko błędna, ale wręcz groteskowa. – Sugerowanie, że Rosja i Ukraina mają coś sobie „nawzajem oddać”, to dramatyczne nieporozumienie – podkreśla.
Zdaniem eksperta działania Trumpa nie są przypadkowe – jego zespół coraz mniej ukrywa swoje przychylne podejście do Kremla. – Oni naprawdę wierzą, że uda się rozegrać spektakularne zakończenie wojny w ciągu pierwszych 100 dni prezydentury. Ale to nie dyplomacja, to niebezpieczna iluzja – mówi ekspert.
„To nie Trump decyduje”. Ekspert: Kongres nie zgodzi się na uznanie Krymu za rosyjski
Ewentualna decyzja o uznaniu Krymu za część Rosji nie zależy wyłącznie od prezydenta USA. Możliwości Donalda Trumpa w kluczowych sprawach mogą być ograniczone – twierdzi ukraiński politolog Ihor Rejterowycz w rozmowie z Radiem Swoboda.
– Tego nie zrobi jeden Donald Trump. To powinien robić Kongres. A ja wątpię, że Kongres się na to zgodzi – zaznacza Rejterowycz. Jak podkreśla, formalne uznanie przez Stany Zjednoczone aneksji Krymu przez Rosję wymagałoby poparcia większości parlamentarnej, co w obecnych realiach wydaje się mało prawdopodobne.
Ekspert ostrzega także przed konsekwencjami geopolitycznymi takiego kroku. – Wtedy cały świat po prostu popatrzy na to i zapyta: czy wy w ogóle jesteście poważni? Co wy robicie? Wypuszczacie dżina z butelki – mówi Rejterowycz. W jego ocenie byłby to precedens, który podważyłby obowiązujący od dekad porządek międzynarodowy. – Wszystkie państwa mają jakieś historyczne roszczenia terytorialne – dodaje.
Rejterowycz zaznacza również, że nawet jeśli USA ograniczą swoje zaangażowanie w proces negocjacyjny, całkowita rezygnacja z poparcia dla Ukrainy nie będzie możliwa. Jak mówi, takie działanie uderzyłoby nie tylko w międzynarodowy wizerunek Ameryki, ale również w samego prezydenta Trumpa.
„Wyjście USA z rozmów byłoby katastrofą”. Deputowana: Ukraina musi walczyć o zaangażowanie Waszyngtonu
Dla Ukrainy to moment krytyczny – ostrzega Iwanna Kłympusz-Cyncadze, przewodnicząca parlamentarnej komisji ds. integracji z UE. Jak podkreśliła w rozmowie z telewizją Espreso, ewentualna rezygnacja Stanów Zjednoczonych z aktywnego udziału w procesie pokojowym byłaby poważnym ciosem – zarówno dla Ukrainy, jak i dla bezpieczeństwa całej Europy. – Pogodzenie się z tym, że USA mogą ogłosić wyjście z procesu, twierdząc, że to nie ich wojna i nie ich odpowiedzialność – jest nie do przyjęcia – zaznaczyła ukraińska deputowana.
Jej zdaniem Stany Zjednoczone mają wobec Ukrainy istotne zobowiązania – począwszy od zapisów w Memorandum Budapeszteńskim, przez tzw. deklarację krymską, aż po szereg doktryn politycznych potępiających naruszanie granic siłą. Dlatego – jak stwierdziła – Ukraina nie może się zgodzić na sytuację, w której USA zrezygnują z zaangażowania, zostawiając ciężar odpowiedzialności wyłącznie Europie. – Bez pomocy USA, dostępu do amerykańskiej broni i danych wywiadowczych, nawet przy wsparciu europejskich partnerów, Ukraina nie będzie w stanie zapewnić strategicznej porażki Rosji – podkreśliła.
Kłympusz-Cyncadze bierze obecnie udział w posiedzeniu Rady Międzyparlamentarnej Ukraina-NATO w Niemczech. Jak informuje, europejscy partnerzy w pełni popierają integralność terytorialną Ukrainy oraz jej dążenia do członkostwa w NATO. – Wszyscy są zgodni: Rosja nie ma prawa decydować o losie innego kraju – zaznaczyła.
Zaniepokojenie deputowanej wzbudziła natomiast wypowiedź amerykańskiego senatora Marco Rubio, który mówił o „lepszym zrozumieniu logiki Rosji”. – To niepokojące. Trudno zrozumieć logikę działań państwa, które bez powodu terroryzuje sąsiada tylko dlatego, że nie chce uznać jego prawa do istnienia – oceniła Kłympusz-Cyncadze.
Jej zdaniem, mimo niepokojących sygnałów z USA, Ukraina ma jeszcze szansę wpłynąć na amerykańskie stanowisko – o ile uda się utrzymać spójną linię współpracy z europejskimi partnerami i przekonać Biały Dom, że Ukraina jest kluczowym elementem globalnego bezpieczeństwa. – Europejczycy rozumieją, jak bardzo to wpływa na ich własne bezpieczeństwo. Wiedzą, że dziś trzeba skoncentrować wszystkie wysiłki na wspieraniu Ukrainy – podkreśliła.