– Sytuacja, z którą mamy do czynienia, szczególnie jeżeli chodzi o dobrostan nauczycieli, o warunki pracy, płacy, o to co dzieje się w sferze prawa oświatowego, co dzieje się w sprawach dotyczących naszego środowiska, wymaga radykalnych działań – powiedział podczas konferencji prasowej prezes ZNP Sławomir Broniarz.
To reakcja na niespełnienie obietnic składanych nauczycielom przez rządzących. Na stole czekają dwie nowelizacje Karty Nauczyciela: obywatelska i przygotowana przez MEN, nowelizacja ustawy o świadczeniach kompensacyjnych oraz propozycja podniesienia wynagrodzenia nauczycieli o co najmniej 10 proc.
Wiceprezeska ZNP Urszula Woźniak w rozmowie z „Rzeczpospolitą” podkreśliła, że ZNP nie wyklucza żadnej formy akcji protestacyjnej, łącznie ze strajkiem.
Ale strajk nauczycielom zupełnie się nie widzi.
Strajk nauczycieli? Są na nie. „Zaniepokojeniem nie zapłacę rachunków”
Kiedy padła zapowiedź „akcji protestacyjnej” w sieci zawrzało. Nauczyciele masowo zaczęli komentować ten pomysł. I większość mówi: nie przyłączę się. Dlaczego?
– ZNP już przy poprzednim strajku zrobił z nas frajerów – mówi Interii Agnieszka*. – Ludzie z rodzinami nierzadko stracili jedną, a nawet dwie pensje, bo w oświacie często pracują małżeństwa. I nagle, bez pytania nas o zdanie, ZNP zakończył strajk sam z siebie – wyjaśnia.
Zastanawia się, dlaczego mowa o akcji protestacyjnej na dwa tygodnie przed wakacjami. – Pan Broniarz i cały zarząd ZNP cały czas „wyrażają zaniepokojenie” – zaniepokojeniem nie zapłacę rachunków, nie kupię dziecku butów. Moim zdaniem to żenująca akcja bez widoków na powodzenie – komentuje.
O sytuacji w oświacie mówi tak: – Wakaty w edukacji są cały czas obecne, młodzi rezygnują po kilku dniach, na „starych” nauczycielach ledwie trzyma się w strzępach ten chory system. Nie dla strajku, nie dla ZNP, które już dawno nie działa skutecznie w kwestii rozmów z politykami o naszych pensjach.
– Pracuję w kilku miejscach, żeby móc zapewnić mojej nastolatce taki poziom życia, jaki może zapewnić rodzina z zawodowym kierowcą czy policjantem. Dlaczego my jesteśmy gorsi? – pyta nauczycielka.
Nauczyciele rozgoryczeni. „Brak przygotowania”. Powtórki nie chcą
Nie tylko ona jest rozgoryczona. Bartosz mówi o sobie: „nauczyciel z powołania, który z pasją wykonuje swoją pracę” – również w żadnej akcji protestacyjnej organizowanej przez ZNP udziału nie weźmie.
Znów pojawia się temat strajku z 2019 roku. – Widać było brak przygotowania i profesjonalizmu. Działania ograniczały się wyłącznie do planu A: rozpoczęcia protestu w poniedziałek i podpisania porozumienia już we wtorek, gdy egzaminy gimnazjalne miały się rozpocząć w środę. Plan awaryjny nie istniał, a cała sytuacja pogłębiła chaos i dezorientację. Protestującym nauczycielom oferowano jedynie puste gesty solidarności – słowa otuchy w stylu „wytrzymajcie”. W takich warunkach nie zdecyduję się na udział w działaniach prowadzonych przez organizację, której brakuje wizji i konsekwencji.
Bartosz dodaje, że od lat obserwuje, jak „zawód nauczyciela staje się przedmiotem systemowej dezinformacji”. W jego ocenie nawet w tej kwestii, „mimo ogromnych możliwości”, ZNP „nie podjęło żadnych skutecznych działań, które pokazałyby rzeczywisty obraz nauczyciela i jego pracy”.
– Politycy nie rozumieją, że filarem silnego państwa jest nie tylko gospodarka i system ochrony zdrowia, ale przede wszystkim edukacja. Zawód nauczyciela powinien być oparty na prestiżu – rozumianym zarówno jako godne wynagrodzenie, jak i społeczny szacunek. Tych wartości nie udało się obronić. ZNP, w mojej ocenie, nie zrobiło nic, by to zmienić. Dlatego nie uważam tej organizacji za wiarygodnego reprezentanta mojego środowiska – podsumowuje.
Kilka kolejnych osób, z którymi rozmawiamy, wypowiedziało się w podobnym tonie jak Agnieszka i Bartosz. Karolina: – Dopóki prezesem jest pan Broniarz, nie wezmę udziału w żadnym strajku. Joanna: – Rany po poprzednim strajku są zbyt świeże, nie wierzę w sukces.
Wzięliby udział, ale…
– Jestem za – zaczyna rozmowę Marta, nauczycielka. Są więc osoby, które dołączyłyby do akcji protestacyjnej, mimo ogólnego rozgoryczenia. – Bo nicnierobienie też nie jest wyjściem – dodaje.
Marta też była rozczarowana poprzednim strajkiem. I nie jest zaskoczona tym, że inni nauczyciele są na „nie” i protestować nie chcą. W jej ocenie wielkiej mobilizacji raczej nie będzie – była wtedy, w 2019 roku.
– Od lat nie było takiej jedności w środowisku nauczycieli. Nauczyciele zawiedli się na związkach i stracili wynagrodzenia. Chcieliśmy walczyć, ale związki ugięły się. To było duże rozczarowanie. Myślę, że potrzeba zmiany w strukturach związków, żeby zmobilizować nauczycieli. Ciężko jest odbudować zaufanie, jeżeli się je straciło – komentuje.
Podobnie czuje Mikołaj. Wziąłby udział w kolejnej formie protestu, ale jest przekonany, że większość nauczycieli tego nie zrobi. Poza tym, o czym mówi też Marta w kontekście poprzedniego strajku zauważa, że nauczyciele są jeszcze rozczarowani politycznymi obietnicami bez pokrycia. – Donald Tusk w trakcie kampanii wielokrotnie mówił o poprawieniu sytuacji nauczycieli – podniesienie prestiżu i wyraźne, daleko idące podwyżki pensji – wskazuje. A to, co zauważył, jeśli chodzi o zmiany w oświacie, to… likwidacja prac domowych.
– Niektórym nauczycielom też już nie zależy – mają kilka lat do emerytury, lub już ją pobierają, jednocześnie pracując w szkole – oni nie wierzą, że coś się zmieni – podsumowuje.
– Obecnie rozważamy możliwość przeprowadzenia akcji protestacyjnej. Szczegóły omówimy 24 czerwca podczas posiedzenia Zarządu Głównego ZNP – mówi Interii Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP.
Zapytana, czy możliwe jest powtórzenie scenariusza z 2019 roku, odpowiada: – To temat do dalszej dyskusji. Zgodnie z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych strajk jest jednym z dostępnych narzędzi, jednak na ten moment nie mówimy o takiej formie działania.
Ilu nauczycieli według ZNP wzięłoby udział w akcji protestacyjnej? Jeszcze nie wiadomo. – Zbieramy dane. Rozmowy toczą się w regionach – w miastach, gminach, powiatach, szkołach i innych placówkach oświatowych. Podsumowanie tych konsultacji nastąpi 24 czerwca – powtarza rzeczniczka ZNP.
Podczas rozmowy zacytowaliśmy wypowiedzi kilku nauczycieli, którzy protestować nie chcą. Kaszulanis odpowiada: – Rozumiem te nastroje. Odżyły emocje związane ze strajkiem nauczycieli z 2019 roku. Nakłada się na to rozczarowanie związane z brakiem realizacji obietnic, które słyszeliśmy w ostatnich dwóch latach.
– Nie zgodzę się natomiast z tym, że brakuje nam wizji. Pomysły mamy, przedstawiliśmy je Ministerstwu Edukacji. To dokumenty liczące 40 stron, zawierające rozwiązania służące realnej poprawie statusu zawodowego nauczycieli – od awansu zawodowego, przez godziny ponadwymiarowe, uregulowanie kwestii wycieczek, nagród jubileuszowych – wachlarz spraw jest szeroki. Ale nie ma konkretnych prac legislacyjnych po stronie ministerstwa. Oczywiście walczymy też o wynagrodzenia nauczycieli i powiązanie ich ze średnią w gospodarce. Zebraliśmy podpisy, projekt jest w Sejmie, premier obiecał przyspieszenie – przyspieszenia nie ma – wskazuje Magdalena Kaszulanis. I podsumowuje: – Stąd mowa o proteście.
„Solidarność” też mówi o proteście
Oświatowa „Solidarność” też podjęła rozmowy na temat protestu. – Nie wykluczamy żadnych działań o charakterze protestacyjnym. Ale wszystko będzie zależało od nastrojów na dole – mówi Portalowi Samorządowemu Krzysztof Wojciechowski, wiceprzewodniczący oświatowej „Solidarności”.
Dodał, że takiej gotowości nauczycieli do podjęcia strajku, jaka była w 2019 roku, raczej nie ma. – Wtedy nauczyciele i pracownicy obsługi byli naprawdę zdeterminowani – wskazał.
„Solidarność” zamierza więc na razie dotrzeć do nauczycieli z akcją informacyjną polegającą na informowaniu o pełni ich praw, chociażby w kwestiach wycieczek czy urlopów dla poratowania zdrowia.
Na 5 sierpnia planowana jest pikieta przed Sejmem.
*imię zostało zmienione