Zawieszenie broni pomiędzy Iranem a Izraelem i USA po pewnych wstrząsach jednak się utrzymało. Więc można już zadać pytanie: Kto wygrał?
Wszyscy mają poważny problem i nikt tutaj ani nie jest w pełni wygranym, ani do końca przegranym. Żadna ze stron tak naprawdę nie osiągnęła swoich celów maksymalnych. Wszyscy byli zmuszeni z różnych względów ustąpić i najbardziej wygodne dla wszystkich w tym momencie stało się zawieszenie broni. Natomiast podstawowe problemy pozostały nierozwiązane, czyli konflikt Izraela i Iranu oraz kwestia irańskiego programu nuklearnego. Myślę, że po prostu sytuacja trochę przerasta przynajmniej 2 z 3 graczy, czyli Iran i Stany Zjednoczone. Pytanie, czy USA w ogóle mają jakąś strategię zarządzania tym kryzysem i jakiegoś uregulowania przynajmniej na pewien czas kwestii nuklearnej?
Amerykanie, przyłączając się do tej wojny deklarowali, że chodzi im o zniszczenie irańskiego programu jądrowego. Izrael właściwie tak samo. No i teraz Biały Dom zażarcie twierdzi, że się udało. Plan zrealizowany. Czyż nie?
No nie, na pewno nie można powiedzieć, że irański program jądrowy został zniszczony. Strategia Iranu przed wojną polegała na tym, aby mieć status państwa będącego tuż pod progiem posiadania broni jądrowej. Czyli gromadzić wiedzę, zdolności i materiały rozszczepialne. Natomiast od ponad dwóch dekad nie było żadnej przekonującej informacji, że Iran podjął decyzję o przekroczeniu tego progu i podjęciu prac nad stworzeniem samych głowic jądrowych w ramach jakiegoś tajnego programu. Najwyraźniej dla Amerykanów i Izraelczyków ta strategia była za mało przejrzysta i zbyt wyszukana.
Owszem, przed wojną Iran miał już znaczący potencjał w postaci zapasów uranu w różnych formach, wystarczającego perspektywicznie na nawet 22 głowice. Natomiast Irańczycy traktowali to przede wszystkim jako kartę przetargową wobec USA. Liczyli, że uda się podpisać jakieś kompromisowe porozumienie z USA, tak jak już to zrobiono w 2015 roku za rządów Baracka Obamy (porozumienie JPCOA, z którego Donald Trump jednostronnie wycofał USA w 2018 roku – red.). Teraz te kalkulacje są niebyłe, a strategia i taktyka Iranu wymaga zmian. Wiemy też, że te irańskie zdolności są do jakiegoś stopnia ograniczone na pewien czas, ale nie wyeliminowane. Na pewno nie całkowicie. Mogę się tu mylić i może pojawią się jakieś nowe fakty, ale to co wiadomo teraz, właśnie na to wskazuje. Co więcej, determinacja Iranu do posiadania broni jądrowej na pewno znacznie wzrosła i decyzja o jej ewentualnej budowie jest o wiele bardziej prawdopodobna.
Jednak naloty w jakimś stopniu zapewne uszkodziły program jądrowy, więc też odsunęły tę perspektywę?
Problem polega na tym, że nie wiemy nawet, co się stało z ponad 400 kilogramami irańskiego wysoko wzbogaconego uranu. To jest materiał, po dalszym i krótkim już wzbogaceniu do poziomu 90%, wystarczy na 9 może 10 głowic. Jest teoretycznie możliwe, że Irańczykom udało się gdzieś to schować. Zdolność do odtworzenia niezbędnej infrastruktury posiadają i tak. Tak więc teraz to jest tylko kwestia lepszego ukrycia tego programu i czasu. Choć podkreślmy, że dotychczasowa historia pokazuje, że Irańczykom jest bardzo trudno ukryć swoje nawet najbardziej tajne projekty.
Irański kontrwywiad zdecydowanie się nie popisuje jeżeli chodzi o skuteczność w ochronie przed izraelskim wywiadem. Ta wojna dobitnie to pokazała.
Bez wątpienia. Była nawet jakiś rok temu sytuacja, że szef komórki kontrwywiadu Iranu, która miała polować na informatorów izraelskich, sam okazał się informatorem Izraela. Pomijam to, że 20 lat temu była wymowna sytuacja z wiceministrem obrony i członkiem Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, który zaginął na urlopie w Turcji. Przypuszczam, że żyje sobie gdzieś teraz bezpiecznie i dostatnio na przykład w Kalifornii. Jeśli więc Irańczycy zdecydowaliby się na uruchomienie tajnego wojskowego programu jądrowego, to myślę, że najpierw muszą dokonać czystki wśród tych uczestników dotychczasowych prac. Tych, którzy przeżyli. Irański kontrwywiad będzie miał wiec dużo pracy.
Trudno jednak zakładać, że uda im się to ukryć całkowicie. Jest ewidentne, że są skutecznie obserwowani. Co powstrzyma Izraelczyków czy Amerykanów do ponownego ataku z powietrza, kiedy zauważą realne prace nad bombą?
Nic, ale wracamy do tego, o czym mówiłem na początku. Ta wojna nie rozwiązała problemu strategicznego. Jest więc możliwe, że takie naloty będą musiały być powtarzane jak nie za kilka miesięcy, to za kilka lat. Izraelskie wojsko faktycznie pokazało, że może dużo, a amerykańskie lotnictwo jeszcze więcej. Irańczycy będą jednak bardziej zdeterminowani, mają już możliwości techniczne oraz mogą sobie to wszystko lepiej odbudować. Do tego jeszcze bardziej rozproszyć i jeszcze głębiej ukryć. Mają też zapas nie tylko wspomnianych 400 kilogramów wysoko wzbogaconego uranu, ale też około 8-9 ton przetworzonego uranu gotowego do rozpoczęcia wzbogacania lub już niskowzbogaconego. Te problemy techniczne, które przed nimi stoją, nie są nierozwiązywalne. Zwłaszcza jeśli będą zdeterminowani. No i tu oczywiście pojawia się pytanie co dalej? Jaki jest na to pomysł Amerykanów? Najlepsze byłoby porozumienie dyplomatyczne, że Iran wpuszcza inspektorów i wyrzeka się ambicji co do broni jądrowej. Tylko na razie irański parlament w reakcji na naloty poszedł w odwrotnym kierunku, przyjmując ustawę o wypowiedzeniu Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT) i zawieszeniu współpracy z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej.
Jakby nie patrzeć doświadczenie irańskie jest teraz takie, że dyplomacja doprowadziła ich do tego, że zostali zbombardowani.
Oczywiście zawiodła i dyplomacja. Myślę, że to, co się stało, tylko pogłębi paranoiczne myślenie części irańskiego przywództwa i ugruntuje poważne wątpliwości co do jej sensu. To nie znaczy, że za 2-3 dni Iran wyrzuci wszystkich międzynarodowych inspektorów. Sądzę, że oni będą to przeciągać ze względów propagandowych i wizerunkowych. Choć to nie wyklucza, że reżim zdecyduje się na jakiś istotny zwrot. Irańczycy potrafią być bardzo elastyczni. W latach 80. prowadzili „świętą wojnę” z Irakiem, ale po 8 latach jej bezowocnego prowadzenia podpisali zawieszenie broni. Pamiętajmy też o tym, że tak naprawdę jeszcze parę dni temu irańskie władze były cały czas bezpośrednio zagrożone przez ataki izraelskie. Więc dopiero teraz prawdopodobnie wchodzimy w etap, że one mogą zacząć podejmować jakieś poważniejsze decyzje i zastanawiać się co dalej. Nawet pomimo tego nie zakładałbym jednak jakichś dramatycznych i szybkich ruchów. W najbliższych dniach raczej to wszystko będzie rozwijać się powoli. Natomiast wątpię w taki scenariusz, że Irańczycy nagle kapitulują, wydają całe swoje zaplecze nuklearne w zamian za zdjęcie sankcji, czyli tzw. model libijski. Tego ze strony Iranu bym się nie spodziewał.
Można spotkać głosy, że wręcz przeciwnie, że wojna i upokorzenie przesunęły centrum irańskiej władzy ku twardogłowym mundurowym z Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Takim, którzy z większym prawdopodobieństwem pójdą ścieżką dalszej konfrontacji?
Jak najbardziej jest to możliwe, ale nie widziałbym Iranu przekształcającego się w państwo całkowicie kontrolowane przez dyktaturę wojskowych jak Egipt czy Pakistan. Szczerzę wątpię, aby strażnicy wystąpili otwarcie przeciw szyickiemu klerowi, formalnie sprawującemu przywództwo. W Korpusie kierują wciąż ludzie, którzy walczyli za sprawę nowego systemu jeszcze podczas samej rewolucji, a do tego dzisiaj na tych samych średnich i niższych szczeblach są ich dzieci. Przy czym ta organizacja i tak już ma ogromne wpływy w Iranie. Kontroluje praktycznie każdą gałąź gospodarki, która jest dochodowa, albo strategicznie ważna. Na tym między innymi polega problem z reformami lub ewentualną transformacją tego kraju. Ci ludzie z własnej woli nie oddadzą takiej władzy i takich pieniędzy. Z kolei bez ich odsunięcia od władzy i gospodarki nie są możliwe jakieś realne reformy. Dlatego zgoda, że ich rola najpewniej jeszcze bardziej wzrośnie. Może powstanie coś w rodzaju modelu państwa pretoriańskiego, czyli pod dominującym wpływem organizacji chroniącej formalną władzę. W Iranie stale funkcjonuje równolegle Korpus Strażników i regularne siły zbrojne nazywane Artesz. Dodatkowo pod tą pierwszą organizację podlega liczna paramilitarna organizacja Basidżów, skrzyżowanie naszych PRL-owskich ORMO i ZOMO, która raz szybciej, raz wolniej, ale od lat jest w stanie zdławić kolejne fale społecznego niezadowolenia.
Teraz żadnej nie widać. Militarna klęska nie wywołała ludowego buntu. Co by musiało się stać, żeby ten reżim się zawalił?
Przed wojną byłem zdania, że on nie przetrwa sukcesji po obecnym ajatollahu, najwyższym przywódcy duchowym, Alim Chameneim. Ma 86 lat. Napięcia wewnętrzne pomiędzy różnymi frakcjami w reżimie byłyby wtedy za duże. Od 2020 roku, kiedy na rozkaz Trumpa USA zabiły generała Korpusu Kassema Solejmaniego, irańskim władzom właściwie wszystko szło źle. Najpierw tamten policzek, a zaraz potem naprawdę fatalne zarządzanie kryzysem pandemicznym COVID. Przespali potem szansę na wynegocjowanie jakiegoś porozumienia z bardziej ugodową administracją Joe Bidena, albo z drugiej strony dwustronnego traktatu z będącą w trudnej sytuacji Rosją. Na dodatek od 2023 r. doszło rozbicie przez Izrael Hamasu i Hezbollahu, które miały być jednym z filarów oporu w potencjalnej wojnie z Izraelczykami…
Jednak teraz, po otwartej wojnie nie mam już takiej pewności. To znaczy, ten reżim upadnie i o tym jestem przekonany, ale teraz wygląda, że upadnie później niż wcześniej. Kwestia sukcesji miała bowiem zostać rozstrzygnięta pod izraelskim ogniem i rzekomo są już trzej wyłonieni faworyci, którzy pozostają ciągle w ukryciu. Reżim na pewno będzie musiał się w jeszcze większym stopniu opierać na represjach wewnętrznych, ale rzeczywiście będzie teraz bardziej skonsolidowany, bo wszystkie jego filary zostały osłabione i muszą bliżej współpracować. Nie zlikwiduje to całkowicie napięć i problemów wewnętrznych, ale je może przygasić.
Czyli można powiedzieć, że ta wojna nie tylko nie doprowadziła do rozstrzygnięcia kwestii irańskiego programu jądrowego, ale nawet mogła wzmocnić reżim w krótkim terminie?
W krótkim terminie wydaje mi się, że najbardziej prawdopodobna jest konsolidacja władzy, zaostrzenie wewnętrznych represji i odbudowa utraconych elementów programu jądrowego. Obawiam się, że jest możliwa decyzja o wznowieniu tajnych prac nad bronią jądrową. Może oficjalnie Iran będzie deklarował gotowość ustępstw, ale w tajemnicy zrobi co innego. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że operacja izraelska była imponująca z perspektywy militarnej. To był wielki sukces na poziomie taktycznym i operacyjnym. Amerykański nalot można ocenić podobnie. Jednak strategicznie? Tu mam wątpliwości. Izraelczycy na pewno osłabili filary irańskiej władzy i siły, ale ich nie zdążyli skruszyć. Reżim będzie mógł się na nich jeszcze jakiś czas utrzymać.
Marcin Andrzej Piotrkowski – analityki Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych ds. wojskowych i Iranu. Były ekspert Departamentu Strategii i Planowania Polityki MSZ oraz radca w Ambasadzie RP w Waszyngtonie.
Napisana jeszcze przed wojną szczegółowa analiza na temat irańskiego programu jądrowego. Dzisiaj ciągle wartościowa ze względu na opisanie jego historii i całych dotychczasowych dyplomatycznych negocjacji z nim związanych.