30-letnia Izabela, która w ostatnich latach stała się symbolem walki o prawa kobiet, zmarła cztery lata temu w szpitalu powiatowym w Pszczynie. Powodem była sepsa wywołana wadami płodu. Kobieta była w 22. tygodniu ciąży. W czwartek Sąd Rejonowy w Pszczynie za winnych jej śmierci uznał trzech lekarzy. Dwóch z nich usłyszało wyroki pozbawienia wolności (roku i trzech miesięcy oraz półtora roku), a trzeci – wyrok więzienia w zawieszeniu. Wobec wszystkich sąd orzekł też czasowy zakaz wykonywania zawodu (od czterech do sześciu lat). Wyrok jest nieprawomocny.
Miała być ustawa, są wytyczne MZ
Śmierć 30-latki wywołała w 2021 r. falę protestów w całym kraju („Ani jednej więcej”), a politycy ówczesnej opozycji, w tym Donald Tusk, obiecywali zmiany w ustawie antyaborcyjnej. Od tamtego czasu niewiele się jednak zmieniło. Ministerstwo Zdrowia przyjęło wytyczne dotyczące przerywania ciąży. Chodzi m.in. o możliwość przeprowadzenia zabiegu ze względu na zagrożenie dla zdrowia psychicznego kobiety (potrzebne jest orzeczenie od lekarza psychiatry) oraz ograniczenie tzw. klauzuli sumienia (jeśli szpital ma kontrakt z NFZ na świadczenia ginekologiczno-położnicze, nie ma prawa odmówić pacjentce wykonania terminacji ciąży).
W Sejmie na rozpatrzenie wciąż czekają cztery projekty ustaw. Dwa z nich (autorstwa KO i Lewicy) zakładają legalną aborcję do 12. tygodnia ciąży. Trzeci z nich, wspólny projekt PSL i Polski 2050, przewiduje powrót do stanu prawnego sprzed wyroku TK z 2020 r. (przywrócenie trzeciej przesłanki, która umożliwia przerwanie ciąży ze względu na ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu). W Sejmie jest jeszcze projekt dotyczący dekryminalizacji pomocy przy aborcji, pod którym podpisały się posłanki KO, Lewicy, Polski 2050 oraz Agnieszka Kłopotek z PSL.
Co się stało z „dealem” aborcyjnym?
Jak pisaliśmy w Gazeta.pl w lutym, jeszcze pod koniec zeszłego roku wydawało się, że w kwestii liberalizacji obecnych przepisów może dojść do przełomu. Przedstawicielom Koalicji 15 października udało się dojść do wstępnego porozumienia, by uchwalić w Sejmie dwie ustawy: dekryminalizacyjną oraz tę, która przywraca tzw. przesłankę embriopatologiczną. Ostatecznie jednak z tego „aborcyjnego dealu” nic nie wyszło, bo im bliżej wyborów prezydenckich, tym Lewica i PSL bardziej usztywniły się w swych stanowiskach. Liberalna część obozu rządowego liczyła, że po zwycięstwie wyborczym Rafała Trzaskowskiego konserwatywni ludowcy zmiękną i zgodzą się na szerszą liberalizację. PSL z kolei forsowało poprawki do projektu ustawy depenalizacyjnej, które nie podobały się Lewicy. W tej sytuacji prace nad zmianą prawa utknęły w sejmowej komisji nadzwyczajnej.
Do wznowienia prac nad projektami nimi może jednak dojść już wkrótce. – Ustawy są gotowe w komisji, czekamy na to, aż będzie zgoda polityczna. Liczę na to, że jak już przejdziemy rekonstrukcję rządu, to będzie czas na to, żeby wrócić do rozmów dotyczących prawa do przerywania ciąży – mówi nam Dorota Łoboda, przewodnicząca sejmowej komisji nadzwyczajnej.
„Liczę na reakcję lekarzy”
Anita Kucharska-Dziedzic (Lewica) nadzieje na zmiany prawne wiąże z kolei z czwartkowym wyrokiem sądu w Pszczynie, bo, jak mówi, oczekuje reakcji zwłaszcza tej konserwatywnej części polityków, którzy sprzeciwiają się nawet ustawie dekryminalizacyjnej. – Myślę również, że po tym dzisiejszym wyroku powinni wreszcie obudzić się lekarze, bo teraz już widać, że mogą ponieść odpowiedzialność nie tylko za swoje czyny, lecz także za decyzje polityków, bo to oni są odpowiedzialni za śmierć pani Izabeli – podkreśla posłanka, nawiązując do orzeczenia TK sprzed pięciu lat, które zaostrzyło prawo antyaborcyjne. – Liczę więc na to, iż środowisko lekarskie podniesie larum, że chce jasnych przepisów, które zapewnią im absolutne bezpieczeństwo wtedy, kiedy będą wierni przysiędze Hipokratesa – dodaje Kucharska-Dziedzic.
Według niej taką gwarancję dałaby medykom właśnie ustawa dekryminalizacyjna. – Lekarz nie powinien się zastanawiać, czy za bycie wiernym obowiązkowi pomagania swoim pacjentkom nie pójdzie do więzienia – podkreśla polityczka Lewicy.
Nieoficjalnie w Koalicji 15 października można jednak usłyszeć, iż o jakiekolwiek zmiany łagodzące obecne prawo będzie bardzo trudno ze względu na poglądy przyszłego prezydenta. – Karol Nawrocki jeszcze w kampanii zapowiadał przecież, że nie podpisze żadnej ustawy liberalizującej dotychczasowe regulacje – przypomina jedna z naszych rozmówczyń.
Nie wyklucza przy tym, że jeśli w Sejmie udałoby się uchwalić jakąś ustawę, wówczas przedstawicielki koalicji rządzącej spróbują przekonać do niej np. małżonkę prezydenta Martę Nawrocką.