15-letni Dominik nocą próbował przepłynąć jezioro Ośno, by zdobyć harcerską sprawność. Nastolatek miał na sobie ubranie i buty. Takie wytyczne dostał od przełożonych, którzy stali na pomoście. W pewnym momencie Dominik zniknął pod wodą. Nie wypłynął.
Tragedia na obozie. „Ekstremalne działanie”
– Przepłynięcie jeziora w ubraniu jest teoretycznie możliwe, jednak należy traktować to, jako działanie o charakterze ekstremalnym. Podejmowanie takiego wyzwania w nocy, znacząco zwiększa ryzyko – ocenia w rozmowie z Interią Maciej Rokus, biegły sądowy, pełnomocnik ds. bezpieczeństwa wojewody warmińsko-mazurskiego, szef Grupy Specjalnej Płetwonurków RP i wykładowca Akademii Marynarki Wojennej.
Rokus zaznacza, że łódź stojąca na brzegu, brak kamizelki ratunkowej i jedynie czołówka na głowie, to nie wytyczne bezpieczeństwa adekwatne do stopnia trudności takiego przedsięwzięcia.
– Światło czołówki umożliwia jedynie śledzenie ruchu pływaka, ale w przypadku sytuacji kryzysowej jest zupełnie bezużyteczne. Gaśnie razem z osobą, która znika pod lustrem wody. Szansa na szybką reakcję z brzegu jest znikoma – mówi biegły sądowy.
Rozmówca Interii przyznaje, że w takich okolicznościach trudno mówić o realnej możliwości ratowania życia. – To w dużej mierze działania związane z poszukiwaniem ciała, ponieważ odnalezienie w takich warunkach, bywa niezwykle trudne i czasochłonne. Zdarza się, że poszukujący dosłownie mijają je pod wodą, nie będąc w stanie go zauważyć na skutek np. ograniczonej widzialności – tłumaczy Rokus.
Maciej Rokus: To absolutne szaleństwo
Ze wstępnych ustaleń prokuratury wynika, że złamano zasady bezpieczeństwa. Ratownik i opiekun, których zadaniem było pilnowanie chłopca, mieli stać na pomoście. 15-latek wypłynął w jezioro zupełnie sam, był środek nocy.
– Tego rodzaju działanie należy nazwać wprost: To absolutne szaleństwo. Brakuje tu jakiejkolwiek logicznej oceny ryzyka. Sytuacja wymyka się spod kontroli. Zgoda na takie zadanie świadczy o niewystarczającym doświadczeniu prowadzących. Jeżeli do czynienia mamy z młodymi instruktorami, to brak zdecydowanego reżimu bezpieczeństwa oznacza wprost narażenie życia drugiego człowieka – ocenia Maciej Rokus.
Ekspert podkreśla, że ubranie nasiąka wodą, znacząco utrudniając pływanie. – Ciężkie buty, noc, stres, możliwy skurcz mięśni, szczególnie łydki, spadek kondycji – wszystko to może prowadzić do utonięcia – wylicza biegły sądowy.
Światło czołówki umożliwia jedynie śledzenie ruchu pływaka, ale w przypadku sytuacji kryzysowej jest zupełnie bezużyteczne. Gaśnie razem z osobą, która znika pod lustrem wody
Rokus dodaje, że istnieje wiele potencjalnych zagrożeń, których nie da się całkowicie przewidzieć, ale do których należy się odpowiednio przygotować.
– Podstawą jest doprecyzowany plan szkolenia czy zdobycia odznaki i odpowiednio przygotowana kadra. Sugeruję nawet zaproszona z zewnątrz, a absolutnym minimum powinien być środek asekuracyjny czy kamizelka ratunkowa, która unosiłaby harcerza na powierzchni (zapewniała mu ciągłą dodatnią pływalność w chwili zagrożenia) – analizuje Maciej Rokus.
W jego opinii, jeśli mamy do czynienia z zaplanowanym testem wytrzymałości bez kamizelki, to konieczna jest obecność co najmniej dwóch ratowników. Jednego w wodzie, a drugiego w łodzi obok pływka.
– Całość musiałaby być w pełni monitorowana, by móc zareagować natychmiast. Tylko w takich warunkach realizacja zadania mogłaby być w ogóle rozważana – podkreśla nasz rozmówca.
Śmierć harcerza. Dwie osoby zatrzymane
Zdaniem szefa Grupy Specjalnej Płetwonurków RP, osoba podejmująca się takiego wysiłku powinna wcześniej przejść stosowne badania lekarskie, zwłaszcza EKG wysiłkowe.
– Pokonanie 500 metrów w wodzie w ubraniu w nocy, to bardzo duży wysiłek, który wymaga pewności co do stanu zdrowia uczestnika – mówi Maciej Rokus.
Dodaje, że od dziecka miał kontakt z harcerstwem i bardzo je ceni. – Uważam, że to niezwykle wartościowa forma wychowania młodzieży, ucząca samodzielności, współpracy i odwagi. Jednak każde działanie, szczególnie o charakterze wyczynowym, musi być prowadzone z pełną odpowiedzialnością i troską o bezpieczeństwo uczestników – kwituje.
Prokuratura zatrzymała dwóch mężczyzn, którzy są podejrzani o nieumyślne spowodowanie śmierci nastolatka, a także narażenie go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. To 19-letni ratownik wodny i 21-latek pełniący funkcję dowódcy drużyny. Mężczyźni nie przyznają się do winy. Grozi im do pięciu lat więzienia.