Wybory parlamentarne w Mołdawii odbędą się 28 września. Będzie to 12 raz w historii kraju, od momentu uzyskania niepodległości, kiedy to obywatele wybiorą parlamentarzystów, których łącznie będzie 101.
Do tej pory przewagę w izbie, 63 deputowanych, mieli przedstawiciele opcji pro-europejskich, którzy wybrani zostali z listy Partii Działania i Solidarności, z jej liderem Igorem Grosu na czele.
Pozostałe miejsca przypadały koalicji Blok Komunistów i Socjalistów, po przewodnictwem socjalisty Igora Dodona i komunisty Władimira Woronina – 32 parlamentarzystów, a także 6 formalnie niezależnych, choć faktycznie będących członkami prorosyjskiej partii Sor, której lider Ilan Shor od wielu lat ukrywa się w Rosji.
Prezydent Sandu o rosyjskiej ingerencji w wybory, Kreml dementuje
W trakcie środowej konferencji prasowej prezydent Mołdawii Maia Sandu odniosła się do kwestii zbliżających się wyborów parlamentarnych. Głowa państwa stwierdziła, że Kreml przygotowuje się do ingerencji w głosowanie.
– Dzisiaj na posiedzeniu Najwyższej Rady Bezpieczeństwa omawialiśmy środki mające na celu zwalczanie manipulacji i zagranicznej ingerencji w proces wyborczy. Federacja Rosyjska chce kontrolować Mołdawię od jesieni i przygotowuje bezprecedensową ingerencję w proces wyborczy. Samo finansowanie korupcji wyborczej za pomocą kryptowalut wynosi około 100 milionów euro – stwierdziła.
Na oświadczenie błyskawicznie zareagował Kreml. Rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow oświadczył, że zarzuty kierowane w stronę Rosji są bezpodstawne.
– Nie jest to zgodne z rzeczywistością. Rosja nie ingeruje w sprawy wewnętrzne innych krajów – zapewnił.
Podobnie o sprawie mówił także wiceprzewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Dumy Państwowej Aleksiej Czepa. Deputowany stwierdził, że żadne stwierdzenia prezydent Sandu nie zostały potwierdzone dowodami.
– Rosja nie będzie ingerować w nadchodzące wybory w Mołdawii, to kompletna bzdura (…) W Mołdawii jest oczywiście wielu niezadowolonych ludzi, a próby zrzucania winy za to niezadowolenie na działania Rosji są oczywiste i wszyscy to widzą, wszyscy to rozumieją – mówił w rozmowie z prokremlowską agencją RIA Nowosti.
Mołdawia. Prorosyjskie ugrupowania na fali wznoszącej
Według najnowszych sondaży, których wyniki publikowane były na przełomie czerwca i lipca, największe szanse na zwycięstwo ma obecna partia rządząca. Jej wyniki wahają się między 39 a 31 proc. Dałoby to jednak maksymalnie 50 deputowanych.
Komu może przypaść pozostałe 51 miejsc w parlamencie? Najwięcej zgarnąć może obecna koalicja opozycyjna, wspominany Blok Komunistów i Socjalistów.
Oczkiem w głowie może być jednak inny sojusz kryjący się pod nazwą Zwycięstwo. To koalicja partii, które patrzą na Moskwę jako głównego partnera, a sam Kreml nie ukrywa sympatii do tamtejszych działaczy m.in. Jewgieniji Gucuł, która spotykała się z Putinem i pisała do niego specjalne listy.
Wybory w Mołdawii. Kremlowskie narracja o „więziach z Rosją”
To właśnie koalicja Zwycięstwo, której start nadal jest niepewny ze względu na batalię sądową z mołdawskim Centralnym Komitetem Wyborczym, jest opcją, która ma przywrócić Kremlowi kontrolę nad niewielkim, ale ważnym z punktu geograficznego krajem.
Widać to doskonale po medialnych wystąpieniach m.in. przedstawicieli rosyjskiego MSZ. Marija Zacharowa regularnie, w trakcie briefingów prasowych, powtarza narrację o „przyglądaniu się wewnętrznej sytuacji w Mołdawii”. Kremlowskie media ochoczo podsycają temat rzekomego łamania zasad demokratycznych, ograniczania swobód obywatelskich, czy też, jako to było także w przypadku Mołdawii, uciskania mniejszości rosyjskojęzycznych.
– Pomimo opłakanego stanu mołdawskiej demokracji, mamy nadzieję, że władze republiki, które pozostają u władzy, nie pogłębią podziałów społecznych i nie pójdą w ślady zachodnich wierzycieli (…) Wyborcy potwierdzili, że sprzeciwiają się demontażowi mołdawskiej tożsamości narodowej i naturalnego statusu zapisanego w konstytucji republiki. Opowiadają się za utrzymaniem wielowiekowych więzi z Rosją, która w historii Mołdawii była i będzie niezawodnym przyjacielem miłującego wolność narodu mołdawskiego – mówiła kilka miesięcy temu rzecznik rosyjskiego MSZ, kiedy to Maia Sandu, czyli proeuropejska polityk wygrała wybory prezydenckie.
Mołdawia. Różne plany propagandowe Moskwy
Zdaniem Simiona Ciochcina z mołdawskiego think tanku Instytut Polityk Europejskich i Reform, taktyka Kremla jest w ostatnich miesiącach wyjątkowo skuteczna, szczególnie widać to po autonomicznym regionie Gagauzji. Głośne wiece polityczne i rosnące notowania Jewgienij Gucuł wyraźnie wskazują, że Moskwa sukcesywnie przekonuje do siebie kolejne warstwy społeczne.
– Mieszkańcy oglądają tam rosyjskie kanały i są łatwo manipulowani przez moskiewską propagandę. Rosja stosuje wiele strategii. Po pierwsze atakują wszystko, co związane z integracją z UE, szerząc strach, że Mołdawia utraci niepodległość lub stanie się polem bitwy NATO. Inna narracja dotyczy Rumunii, kraju, z którym łączą nas zarówno historyczne, jak i gospodarcze więzi. Jesteśmy tym samym narodem, mówimy tym samym językiem, ale Rosja próbuje zasiać strach, że Rumunia nas podbije – wyjaśnia.
– Inne obawy, podsycane przez Kreml wiążą się z religią. Rosyjska propaganda straszy ludzi, sugerując, że jeśli przystąpimy do UE, prawosławie zostanie zakazane, a małżeństwa tej samej płci będą dozwolone. Rosja zna słabości Mołdawii i rozumie, że te tradycyjne taktyki zastraszania działają tu bardzo dobrze – dodaje.
Na prorosyjską Gagauzję, która staje się głównym odbiorcą kremlowskiej propagandy i jednocześnie jej najgłośniejszym, w ostatnich miesiącach, propagatorem na cały kraj, zwraca uwagę Mariusz Patey, ekspert Warsaw Institute.
– Gagauzi są dla Moskwy dobrym polem do eksperymentów. Patrząc w historię tego narodu, to był on przecież wyjątkowo mocno uciskany przez sowietów, szczególnie przez Stalina. Teraz, po latach skutecznych działań udało się wypracować w tym społeczeństwie elementy syndromu sztokholmskiego. Siermiężna, ale długotrwała propaganda działa. Udało się bowiem zbudować przeświadczenie, że wróg jest na zachodzie. Mówiąc najprościej, za komuny było źle, ale stabilnie, a tam czeka nas tylko gorsze – podkreśla, zauważając jednocześnie, że całkowicie inny przekaz kierowany jest do Mołdawian z centralnej części kraju i Naddniestrzan, tam bowiem narracja skupia się głównie na aspektach ekonomicznych i potencjalnych zysków ze współpracy z Moskwą.
Jeszcze inna strategia opracowana została na Kiszyniów, stolicę Mołdawii. Tam, zdaniem Kremla, najlepiej sprawdzają się hasła związane z demokracją i wartościami w teorii bliskimi proeuropejskim siłom. Stąd w przekazach rosyjskiego MSZ tyle mówi się o „braku poszanowania demokratycznych decyzji” czy też potrzebie „otwarcia na różne opinie w dyskusjach politycznych„.
Rosyjskie marzenia o odbudowie imperium
Głównym tematem na który zwracają uwagę obydwaj analitycy jest kwestia planu „odbudowy imperium Związku Radzieckiego”. Mołdawia według raportów międzynarodowych organizacji ekonomicznych jest najbiedniejszym krajem w Europie. Jej zasoby naturalne są znikome, gospodarka zacofana, nie jest to zatem terytorium atrakcyjne z powodów ekonomicznych.
Zdaniem Mariusza Pateya, nie to jest dla Rosji kluczowe. Nieformalne przejęcie władzy w Moławii to wysłanie światu kilku ważnych sygnałów, które mają wywołać strach na Zachodzie – rośniemy w siłę, wracamy, odbudowujemy dawną potęgę.
– Mołdawia jest tylko elementem układanki, ale bardzo ważnym. Z tej lokalizacji można oddziaływać na inne kraje regionu. Kontrola nad Kiszyniowem to idealne miejsce do rozstawienia kolejnych „macek”, które sięgać będą do Rumunii, gdzie prorosyjskie nastroje nabierają na sile. Nie należy też zapominać o Ukrainie. Naddniestrze jest obecnie „lądowym lotniskowcem”, który po wyborach mógłby zostać znacząco rozbudowany. Mogłoby tam powstać siły, które byłyby w stanie uderzyć np. w kierunku Odessy, a nawet jeśli Rosja nie zdecydowałaby się na taki manewr, to tamtejsze jednostki stanowiłyby realne zagrożenie i zmuszałyby Ukraińców do utrzymywania tam sił obronnych – przekonuje.
Na lokalizację Mołdawii zwraca również uwagę Simion Ciochina. Kiszyniów, jego zdaniem, w planach Rosji może „służyć jako platforma do rozmieszczania sprzętu wojskowego i terroryzowania Europy„.
– Położenie geograficzne Mołdawii jest dla Rosji o wiele ważniejsze niż jej ludność. Ta ma niewielkie znaczenie, oczywiście, jest to skrzętnie ukrywane pod płaszczem obietnic szerokiej współpracy – wyjaśnia.
Eksperci są zgodni – Mołdawia to pojedynczy puzzel, a całość obrazu to „nowy, wspanialszy Związek Radziecki” tylko, tym razem, pod przewodnictwem Władimira Putina. Przejęcie władzy w Kiszyniowie będzie dla Kremla oznaczało, że eksperyment choć długi i z wieloma, niezaplanowanymi „przygodami” finalnie zakończył się sukcesem. A ten sukces pociągnie za sobą kolejne, co dla Europy może oznaczać poważne niepokoje przede wszystkim w krajach Bałtyckich, ale także obecnie nieoczywistych państwach Europy Środkowo-Wschodniej.
– Bardzo wiele teraz zależy od Zachodu, który musi poważnie zaangażować się w proces wyborczy m.in. wyrażając poparcie dla dążeń Kiszyniowa do dołączenia w struktury Unii Europejskiej i później NATO. Musi pójść jasny sygnał, że proeuropejskie ambicje zostaną spełnione i to szybko. Pewne jest, że Kreml wykorzystywał ostatnie tygodnie kampanii do maksimum, a obawiam się, że Zachód kolejny raz prześpi i obudzi się dopiero, gdy zrozumie, że jest na przegranej pozycji – podsumowuje Patey.