Na niewielkim parkingu z widokiem na Anchorage co kilka minut pojawia się kolejny samochód. Kierowcy i pasażerowie nie przyjechali tu jednak po to, by podziwiać malownicze krajobrazy. To mieszkańcy miasta, którzy liczą, że uda im się zobaczyć lądujący prezydencki Air Force One oraz maszynę rosyjskiego przywódcy.
Wśród zebranych krążą spekulacje: czy oba samoloty wylądują na głównym lotnisku, w pobliskiej bazie wojskowej, a może przywódcy przylecą śmigłowcami? Wieści o planowanym zamknięciu części ulic w okolicach lotniska pasażerskiego szybko rozchodzą się pocztą pantoflową. Powód? Zabezpieczenia przed ewentualnym atakiem, na przykład wystrzeleniem rakiety w kierunku nadlatujących maszyn.
Emocje w mieście sięgają zenitu. Według plotek, sympatycy obecnego prezydenta USA przygotowują się na jego przyjazd. – Trump na pewno nie będzie siedział w bazie – przekonuje mnie jeden z mieszkańców. – Wsiądzie w śmigłowiec i przeleci nad miastem, żeby sprawić mieszkańcom Anchorage trochę radości.
Anchorage – bez oblężenia
Przejeżdżając ulicami miasta, trudno dostrzec oznaki oblężenia. Życie toczy się normalnie: brak zwiększonej liczby patroli, wszystkie ulice są przejezdne. Powód jest prosty – spotkanie odbywa się w miejscu całkowicie odizolowanym i ściśle strzeżonym: w bazie Joint Base Elmendorf-Richardson (JBER).
To największa baza wojskowa na Alasce, położona na północnych obrzeżach Anchorage. Powstała w 2010 roku z połączenia bazy lotniczej Elmendorf Air Force Base i bazy wojsk lądowych Fort Richardson. Jest kluczowym punktem strategicznym USA w Arktyce – to tutaj mieści się m.in. Dowództwo Alaski, część systemu NORAD odpowiedzialnego za ochronę północnej przestrzeni powietrznej oraz jednostki 3rd Wing i 11th Air Force.
Dzięki lokalizacji i infrastrukturze baza pełni zarówno funkcje obronne, jak i logistyczne. Bliskość granicy z Rosją sprawia, że odgrywa istotną rolę w monitorowaniu sytuacji w regionie Pacyfiku i Arktyki. I choć jest strategicznym punktem militarnym, to właśnie tutaj Donald Trump zaprosił Władimira Putina – jedyne miejsce, gdzie można obu przywódcom zapewnić pełne bezpieczeństwo.
Zaledwie kilka godzin po tym, jak Donald Trump ogłosił, że Alaska będzie miejscem spotkania z rosyjskim prezydentem, ceny noclegów w Anchorage gwałtownie poszybowały w górę. Latem i tak nie jest tu tanio, ale teraz stawki w hotelach dochodzą nawet do tysiąca euro za dobę.
Choć Biały Dom ujawnił dokładną lokalizację dopiero w ostatniej chwili, wielu spodziewało się, że to właśnie Anchorage będzie gospodarzem – ze względu na bazę, dobrą infrastrukturę hotelową i największe w regionie lotnisko. Do miasta błyskawicznie ściągnęli dziennikarze z całego świata. Ekipy telewizyjne rozstawiły kamery w charakterystycznych punktach miasta i przed bramą bazy, gdzie wprowadzono jasne zasady: można filmować jedynie tablicę z nazwą obiektu.
Biały Dom zapowiedział konferencję prasową po zakończeniu rozmów i uruchomił proces akredytacji, ale wielu reporterów do ostatniej chwili nie miało pewności, czy zostaną wpuszczeni na briefing. Godziny mijały, odpowiedzi brak, a potwierdzenia nie nadchodziły.
Spotkanie Donalda Trumpa i Władimira Putina ma rozpocząć się w piątkowy wieczór czasu polskiego, o godz. 21 (początkowo podawano, że szczyt rozpocznie się pół godziny później). Jak długo potrwa – pozostaje zagadką.
Z Anchorage dla Interii Tomasz Lejman