Dużo kurtuazji, wzajemnych komplementów i dobra, konstruktywna atmosfera. Rozmowa Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim, a także późniejsze spotkanie w szerszym gronie z czołowymi europejskimi przywódcami, w niczym nie przypominała feralnej wizyty ukraińskiego prezydenta w Białym Domu z 28 lutego.
Chociaż rosyjsko-ukraińska wojna wciąż trwa, to spotkanie na szczycie w Waszyngtonie jest ważnym krokiem w stronę jej zakończenia. Czego konkretnie się dowiedzieliśmy?
Wniosek numer jeden: Zełenski odrobił lekcję z lutego
Nie potwierdziły się obawy, że powrót Wołodymyra Zełenskiego do Białego Domu po prawie pół roku skończy się podobną katastrofą jak 28 lutego. Prezydent Ukrainy dużo lepiej panował nad emocjami i dużo skuteczniej realizował „plan gry” na wizytę w Waszyngtonie. Z drugiej strony, również Donald Trump (ani jego zastępca J.D. Vance) po przeszło półroczu na nowym-starym stanowisku nie był tak agresywny i nie starał się wykorzystać spotkania na użytek polityki krajowej.
Zełenski odrobił lekcję z końcówki lutego i tym razem zachowywał się jak rasowy polityk, czy nawet dyplomata, a nie zbulwersowany obywatel napadniętego państwa. Często chwalił Trumpa, podkreślał zasługi jego i Stanów Zjednoczonych, a słowo „wdzięczność”, którego w lutym tak dopominali się Vance i Trump, było odmieniane przez wszystkie przypadki. Tylko w ciągu pierwszych 50 sekund rozmowy obu polityków w Gabinecie Owalnym miało paść z ust Zełenskiego aż siedmiokrotnie. Duże wrażenie na amerykańskim przywódcy zrobił też czarny garnitur jego ukraińskiego partnera, mocno odbiegający od noszonych na co dzień przez Zełenskiego wojskowych ubrań. Brytyjskie dzienniki „Financial Times” i „Telegraph” zgodnie oceniają, że ukraiński przywódca oczarował Trumpa swoim występem w Białym Domu.
Jednak nie o samo lukrowanie Trumpowi i jego ekipie tu chodzi, chociaż to na pewno pomocny środek do celu dla administracji Zełenskiego. Ukraiński prezydent zrealizował swoje główne cele na wizytę w Białym Domu. Upewnił się, że Ukraina dostanie solidne, zachodnie gwarancje bezpieczeństwa i że będą to gwarancje również Stanów Zjednoczonych. Nie zgodził się (przynajmniej na razie) na żadne ustępstwa terytorialne na rzecz Rosji. Zgodził się natomiast zarówno na spotkanie dwustronne z Władimirem Putinem, jak i na spotkanie trójstronne w formacie Zełenski-Putin-Trump.
Tym samym nie tylko wykonał gest dobrej woli, bardzo doceniony przez Trumpa, ale również przerzucił presję na rosyjskiego dyktatora, który chociaż spotkania nie wyklucza, to jednak będzie mieć z nim poważny zgryz. Przecież powtarzane od wielu miesięcy oskarżenia o brak demokratycznej legitymacji Zełenskiego to jeden z głównych argumentów Kremla za kontynuowaniem wojny i odrzucaniem rokowań pokojowych. Jeśli Putin zasiądzie z Zełenskim do negocjacji, uzna w nim partnera i sam potwierdzi jego polityczną legitymację na sprawowanym urzędzie.
– Putin rzadko bywa godny zaufania. Pozostaje więc pytanie, czy starczy mu odwagi, by przybyć na tego typu spotkanie. Czy starczy mu odwagi, by przybyć na spotkanie trójstronne, czy też po raz kolejny spróbuje grać na czas? – podsumował sprawę prezydent Finlandii Alexander Stubb.
Wniosek numer dwa: Rozbioru Ukrainy nie było (i nie będzie?)
Sukcesem nie tylko Ukrainy, ale całej delegacji europejskiej było całkowite pominięcie kwestii ewentualnych ustępstw terytorialnych Ukrainy na rzecz Rosji. – Dzisiaj w ogóle nie poruszaliśmy tego tematu. I to z dwóch powodów. Po pierwsze, priorytetem są gwarancje bezpieczeństwa, a po drugie, stwierdziliśmy, że to właśnie należy omawiać dwustronnie i trójstronnie – powiedział w rozmowie z dziennikarzami po szczycie francuski prezydent Emmanuel Macron.
Można to rozpatrywać w kategorii pewnej porażki Rosji. Podczas spotkania z Donaldem Trumpem na Alasce Władimir Putin domagał się bowiem przede wszystkim „wymiany terytoriów”, która de facto byłaby odstąpieniem przez Ukrainę dużej części swojego terytorium. Rosyjski dyktator zażądał w Anchorage m.in. uznania aneksji Krymu i przekazania Rosji całego Donbasu. Wbrew wyrażanym przed szczytem obawom, prezydent Trump nie forsował jednak tego tematu i nie przymuszał Ukrainy do przyjęcia rozwiązań napisanych na Kremlu. Bardzo wyraźnie było natomiast zarysowane, kto w tej wojnie jest ofiarą, a kto agresorem.
Amerykańska chęć zaangażowania się w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy to duży krok i przełom
Fakt, że decyzje w sprawach terytorialnych mogą zapaść wyłącznie na spotkaniu dwustronnym lub trójstronnym jest swego rodzaju pułapką Zachodu na Putina. Rosyjski dyktator chce wydrzeć Ukrainie jej ziemie, ale żeby to zrobić, albo chociaż mieć na to szanse, musi spotkać się z Zełenskim, którego nie uznaje za prawowitego prezydenta Ukrainy. Teraz Putin musi wybrać, co jest dla niego warte więcej: szansa na wynegocjowanie przekazania Krymu i Donbasu czy jeden z fundamentalnych powodów prowadzenia wojny przeciwko Ukrainie.
Wniosek numer trzy: Europa wyjeżdża z tarczą
Powody do zadowolenia po waszyngtońskim szczycie ma też europejska delegacja. Udało jej się zrealizować wszystkie kluczowe cele, jakie stawiała sobie przed wizytą w Białym Domu.
Po pierwsze, rozmowy przebiegły w konstruktywnej i przyjaznej atmosferze. Ani przez chwilę nie było groźby powtórki z 28 lutego. Donald Trump wyraźnie czuł, że Zełenski tym razem nie przyjeżdża do niego jako będący w potrzebie petent, ale prezydent napadniętego kraju, który ma za sobą liderów najpotężniejszych państw świata.
Po drugie, forsowany przez Władimira Putina temat „wymiany terytoriów” został zmarginalizowany, a finalną konkluzją jest to, że decyzja w tej sprawie może zapaść wyłącznie w rozmowach samego Putina z Wołodymyrem Zełenskim. Nie doszło więc do rozbioru Ukrainy przez Rosję i Stany Zjednoczone, co było jedną z poważniejszych obaw przed szczytem.
Po trzecie, Europa uzyskała zapewnienie, że Ukraina nie tylko otrzyma solidne gwarancje bezpieczeństwa, które mają być zabezpieczeniem ustaleń pokojowych, ale że do tych gwarancji włączą się również Stany Zjednoczone. – Amerykańska chęć zaangażowania się w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy to duży krok i przełom – nie ma wątpliwości sekretarz generalny NATO Mark Rutte.
Wniosek numer cztery: Gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy
Wspomniane gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy, które mają przypominać te ze słynnego art. 5. Traktatu Północnoatlantyckiego, to chyba najważniejsze ustalenie waszyngtońskiego szczytu. I duży sukces zarówno Ukrainy, jak i delegacji europejskiej. Pytanie, czy na taki scenariusz ostatecznie zgodzi się Rosja. Władimir Putin podczas spotkania na Alasce miał zgodzić się na gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy, ale nie wiadomo, czy dotyczy to wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych i zwłaszcza obecności zachodnich wojsk na terytorium Ukrainy.

– Najważniejsze jest, żeby wojna się nie powtórzyła, dobrze że rozmawiamy o włoskim modelu gwarancji bezpieczeństwa opartej o art. 5. NATO – oceniła po spotkaniu włoska premier Giorgia Meloni. – Potrzebujemy gwarancji bezpieczeństwa. Pierwsza kwestia to silna ukraińska armia, druga to bezpieczeństwo od Stanów Zjednoczonych – podkreślił prezydent Francji Emmanuel Macron.
Ostateczny kształt gwarancji nie jest jeszcze znany, ale to dzisiaj jeden z głównych tematów, którym zajmują się europejscy przywódcy. Donald Trump pytany o to, czy amerykańscy żołnierze mogliby wziąć udział w misji stabilizacyjnej lub pokojowej na terytorium Ukrainy uciekł od jednoznacznej odpowiedzi, ale nie zanegował takiego scenariusza. Podkreślił tylko, że Ameryka pomoże Europie w zapewnieniu bezpieczeństwa Ukrainie. Efekty rozmów na temat gwarancji bezpieczeństwa mają być znane w ciągu najbliższego tygodnia.
Wniosek numer pięć: Spotkanie trójstronne Trump-Putin-Zełenski
Drugą kwestią, którą obok gwarancji bezpieczeństwa będzie w najbliższych dniach żyć Europa, jest spotkanie dwustronne Wołodymyra Zełenskiego z Władimirem Putinem, a także spotkanie trójstronne obu przywódców z udziałem Donalda Trumpa, do którego miałoby dojść w dalszej kolejności. Kreml co prawda nie potwierdził na razie gotowości do spotkania Putina z Zełenskim, ale nieoficjalnie spekuluje się, że jeśli do niego dojdzie, prawdopodobną lokalizacją będą Węgry albo Szwajcaria.
Putin rzadko bywa godny zaufania. Pozostaje więc pytanie, czy starczy mu odwagi, by przybyć na tego typu spotkanie. Czy starczy mu odwagi, by przybyć na spotkanie trójstronne, czy też po raz kolejny spróbuje grać na czas?
– Zadzwoniłem do prezydenta Putina i rozpocząłem przygotowania do spotkania między nim a prezydentem Zełenskim – zapowiedział amerykański prezydent pod koniec spotkania z prezydentem Ukrainy i europejskimi przywódcami. Dodał, że miejsce spotkania nie zostało jeszcze ustalone. Ze strony amerykańskiej organizacją spotkania będą zajmować się wiceprezydent J.D. Vance, sekretarz stanu Marco Rubio oraz specjalny wysłannik Białego Domu ds. Bliskiego Wschodu Steve Witkoff.
Na spotkaniu dwu- i trójstronnym może się jednak nie zakończyć. Europejscy przywódcy coraz głośniej mówią bowiem o konieczności zorganizowania szczytu czterostronnego z udziałem przedstawicieli państw europejskich. Podczas spotkania w Białym Domu otwarcie taką konieczność wyraził prezydent Francji. – Myślę, że w następstwie tego spotkania potrzebne będzie prawdopodobnie czterostronne, ponieważ kiedy mówimy o gwarancjach bezpieczeństwa, mamy na myśli bezpieczeństwo całego kontynentu europejskiego – zauważył Emmanuel Macron.
Zwłaszcza dwustronne spotkanie jest nie lada problemem dla Kremla. Putin nie chce legitymizować politycznie Zełenskiego, bo wciąż nie uznaje go za prawowitego prezydenta Ukrainy. To zresztą jeden z głównych argumentów za kontynuowaniem wojny. Z drugiej strony, odrzucenie możliwości spotkania jasno pokaże, że Putinowi nigdy nie chodziło o pokój. Może też skutkować potężnymi amerykańskimi „sankcjami wtórnymi” na kraje kupujące i handlujące rosyjską ropą i gazem. Byłby to potężny cios w uciekającą przed recesją rosyjską gospodarką. Putin z pewnością będzie chciał grać na czas, piętrzyć warunki i przeszkody na drodze do spotkania z Zełenskim, ale musi uważać, żeby nie wyczerpać cierpliwości Trumpa i jego administracji.