-
W amerykańskich supermarketach można kupić mięso krytycznie zagrożonych rekinów, oznaczane ogólnie jako „shark”, bez podania gatunku.
-
Badania wykazały, że 93 procent produktów nie miało precyzyjnych etykiet, a część z nich pochodziła od rekinów zawierających duże ilości rtęci.
-
Nieprecyzyjne oznakowanie produktów uniemożliwia konsumentom świadomy wybór i przyczynia się do eksploatacji zagrożonych gatunków.
-
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Naukowcy kupili 29 produktów zawierających mięso rekina – w sklepach spożywczych, na targach rybnych i w internecie. Każdą próbkę przebadali genetycznie. Wyniki były zaskakujące: aż 93 proc. produktów miało etykietę bez wskazania gatunku, zwykle po prostu „shark” lub „mako shark”. W mięsie znaleziono 11 różnych gatunków, w tym głowomłoty tropikalne i głowomłoty olbrzymie (Sphyrna lewini i Sphyrna mokarran) uznane przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody za krytycznie zagrożone.
„Nieprecyzyjne albo błędne etykiety odbierają konsumentom możliwość świadomego wyboru” – tłumaczy Savannah Ryburn, autorka badania. – „W naszej próbie wykryliśmy mięso młotów, których nie powinno się jeść ze względu na wysokie stężenia rtęci. Konsument nie ma szansy tego uniknąć, skoro produkt opisano tylko jako 'shark'”.
Z 29 próbek tylko dwie miały podaną nazwę gatunkową. W jednym przypadku oznaczenie było błędne. Reszta to ogólne określenia, które nic nie mówią o pochodzeniu mięsa. A to ogromny problem – na świecie żyje ponad 500 gatunków rekinów, bardzo różnych pod względem liczebności i statusu ochronnego.
Zakazy sprzedaży mięsa rekinów są nieskuteczne
Sprzedaż mięsa rekinów nie jest w USA zakazana. Jednak sposób etykietowania sprawia, że do sklepów trafiają także gatunki, które powinny być szczególnie chronione. Prawo wręcz ułatwia takie praktyki: lista dopuszczalnych nazw handlowych FDA przewiduje po prostu „shark” dla wszystkich rekinów. W Europie obowiązują ostrzejsze przepisy – etykieta musi zawierać nazwę naukową, miejsce połowu i metodę.
Zaskakują też ceny. W badaniu odnotowano stawki już od 2,99 dolara za funt (ok. 6,6 dolara za kilogram). To znacznie mniej niż w przypadku wielu pospolitych gatunków ryb, jak np. lucjan czerwony. „Zaskoczyło nas, jak tanio oferowano mięso rzadkich, długo żyjących drapieżników, odpowiedników lwów w oceanach” – mówi Ryburn.
Jedzenie tych ryb to poważne zagrożenie dla zdrowia
Sprzedaż mięsa rekinów to nie tylko problem etyczny, ale i zdrowotny. W tkankach tych zwierząt kumulują się metale ciężkie, zwłaszcza rtęć i arsen. Najwięcej mają ich duże, długo żyjące drapieżniki, takie jak młoty. Ich spożywanie może uszkadzać układ nerwowy, zwiększać ryzyko nowotworów, a u kobiet w ciąży i dzieci – prowadzić do poważnych powikłań rozwojowych. „Bez dokładnych etykiet konsumenci nie są w stanie ocenić ryzyka” – podkreśla Ryburn.
Rekiny są też kluczowe dla równowagi oceanów. Dojrzewają powoli, mają niewiele młodych i rozmnażają się rzadko. Gdy populacje są nadmiernie eksploatowane, odbudowa zajmuje dekady. Tymczasem popyt rośnie – nie tylko na płetwy do zupy w Azji, ale także na mięso, które staje się coraz popularniejsze w Ameryce Południowej, Europie i, jak pokazuje badanie, również w USA.

Autorzy pracy ostrzegają, że niejasne oznakowanie to furtka do omijania międzynarodowych regulacji. Konwencja CITES nakłada ograniczenia na handel wieloma gatunkami rekinów, ale jeśli produkt trafia do sprzedaży po prostu jako „shark”, system kontroli staje się bezradny.
Badacze apelują o wprowadzenie obowiązku podawania nazw gatunkowych na etykietach, a także o większą kontrolę rynku. To, że krytycznie zagrożone gatunki można kupić w zwykłym supermarkecie, pokazuje, jak bardzo obecne regulacje nie nadążają za realiami. „Dokładne, weryfikowalne oznakowanie to warunek bezpieczeństwa żywności, a nie luksus” – podsumowuje Ryburn. – „Nie chodzi wyłącznie o ochronę przyrody. Chodzi też o zdrowie konsumentów tu i teraz”.