Publikowany regularnie raport, nazywany „badaniem okresowym Ziemi”, przyniósł w tym roku niepokojącą diagnozę – z planetą jest gorzej, niż było dotychczas. Problemem jest już nie tylko destabilizacja klimatu i zanieczyszczenia, ale też zakwaszenie oceanów.
Naukowcy z Poczdamskiego Instytutu Badań nad Wpływem Klimatu (PIK) opisali dziewięć tak zwanych „granic planetarnych” lub „barier bezpieczeństwa” Ziemi. Każda z nich dotyczy jednej z części ekosystemu Ziemi, jak atmosfera, oceany, zasoby wody słodkiej czy bioróżnorodność roślin i zwierząt. Wszystkie te elementy razem składają się „system podtrzymywania życia” na Ziemi – bez nich nie ma mowy o rozwoju, a nawet przetrwaniu naszej cywilizacji.
Dla każdego z tych elementów naukowcy wyliczyli „barierę bezpieczeństwa”, czyli poziom ingerencji człowieka, który stwarza zagrożenie dla całej planety. „Naukowcy monitorują te granice za pomocą kluczowych wskaźników – podobnych do parametrów życiowych podczas badania stanu zdrowia – aby śledzić stan naszej planety” – informuje instytut.
Dotychczas za naruszone uznawano 6 z 9 barier – to m.in. te dotyczące zmiany klimatu oraz niszczenia dzikiej przyrody. „Wyniki badań wskazują na przyspieszające pogorszenie stanu środowiska i rosnące ryzyko nieodwracalnych zmian, w tym większe ryzyko wystąpienia punktów krytycznych” – piszą badacze.
Tegoroczne „badanie lekarskie Ziemi” pokazało, że przekroczyliśmy kolejną z barier – dotyczącą zakwaszenia oceanów.
„Chroniąc ocean, chronimy samych siebie”
Zakwaszenie oceanów ma to samo źródło, co zmiana klimatu – powodowane przez człowieka emisje dwutlenku węgla (CO2) ze spalania przede wszystkim ropy, węgla i gazu. Część tego dodatkowego CO2 pozostaje w atmosferze, potęgując efekt cieplarniany i prowadząc do wzrostu temperatury Ziemi.
Ale część dwutlenku węgla jest pochłaniania przez oceany. CO2 rozpuszcza się w wodzie i tworzy nietrwały kwas węglowy. Ponieważ emitujemy gigantyczną ilość tego gazu, to oceany stają się wyraźnie bardziej kwasowe. Od połowy XIX wieku kwasowość oceanów wzrosła o około 30-40 proc.
To śmiertelne zagrożenie dla dużej części życia morskiego, przystosowanej do funkcjonowania w wodzie o określonym składzie chemicznym. Zagrożone są przede wszystkim organizmy, takie jak koralowce i skorupiaki, którym bardziej kwasowy odczyn wody utrudnia tworzenie struktur (muszli, raf koralowych itd). Wyższa kwasowość zakłóca też czynności fizjologiczne niektórych ryb i innych zwierząt. Na to nakładają się efekty zmiany klimatu, jak cieplejsza woda w oceanach, która także zagraża rafom koralowym.
To wszystko uderza w organizmy znajdujące się na początku łańcucha pokarmowego, a więc w konsekwencji zagraża wszystkim innym zwierzętom w oceanach. Konsekwencje dla życia na powierzchni – w tym ludzi – mogą być ogromne. Począwszy od miliardów ludzi na wybrzeżach, dla których rybołówstwo jest źródłem pożywienia i dochodu, po osoby utrzymujące się z turystyki. Na wymieraniu życia morskiego ucierpią całe społeczności i kraje.
Zamieranie życia w oceanach odbije się na ptakach morskich i innych zwierzętach. Będzie miało wpływ na ekosystemy poza samymi oceanami, a nawet na atmosferę i klimat.
Ocean jest systemem podtrzymującym życie naszej planety. Bez zdrowych mórz nie ma zdrowej planety. Od miliardów lat ocean jest wielkim stabilizatorem Ziemi: wytwarza tlen, kształtuje klimat i wspiera różnorodność życia. Dzisiaj zakwaszenie jest sygnałem ostrzegawczym: ignorując je, ryzykujemy zawalenie się fundamentów naszego świata. Chroniąc ocean, chronimy samych siebie
– powiedziała komentując ustalenia raportu dr Sylvia Earle, światowej sławy oceanografka.
Ziemia do wyleczenia?
W tej chwili tylko 2 z 9 wskaźników pozostają w bezpiecznych granicach: globalny poziom zanieczyszczenie powietrza (aerozoli) i „zdrowie” warstwy ozonowej.
Co ważne – w obu tych przypadkach sytuacja poprawiła się w ostatnich dekadach. Chociaż na lokalnym poziomie zanieczyszczenie powietrza pozostaje ogromnym zagrożeniem i powoduje przedwczesną śmierć milionów ludzi (w tym także w Polsce) – to w skali globalnej emisja zanieczyszczeń spada. Nawet kraje niegdyś kojarzące się z fatalną jakością powietrza, jak Chiny, pokazują, że da się znacząco zmniejszyć poziom zanieczyszczeń.
Także problem dziury ozonowej – który jeszcze nie tak dawno był poważnym zagrożeniem – udało się w dużej mierze rozwiązać. Co prawda warstwa ozonowa potrzebuje jeszcze dużo czasu, żeby w pełni „wyzdrowieć”, ale emisje niszczących ją substancji drastycznie spadły.
To było możliwe dzięki dziesięcioleciom działań na wszystkich poziomach, od lokalnych po globalne. Traktaty międzynarodowe, działania jednostek, firm i rządów doprowadziły do poprawy na obu tych polach.
Jesteśmy świadkami powszechnego pogorszenia stanu zdrowia naszej planety. Nie jest to jednak nieuniknione. Spadek zanieczyszczenia powietrza i regeneracja warstwy ozonowej pokazują, że możliwe jest odwrócenie negatywnych trendów. Nawet jeśli diagnoza jest ponura, nadal istnieje szansa na wyleczenie. Porażka nie jest nieunikniona; porażka jest wyborem. Wybór, którego należy i można uniknąć
– podkreślił dyrektor PIK prof. Johan Rockström.