Paulina Sowa, Interia: Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej zaapelowało do władz o wprowadzenie nocnej prohibicji w całym kraju. 20 lat temu trudno byłoby sobie wyobrazić rozmowę na taki temat. Polacy zmienili swoje podejście do alkoholu?
Katarzyna Andrusikiewicz, psycholog, psychoterapeutka uzależnień: – Przez ostatnie lata bardzo mocno wzrosła świadomość społeczna dotycząca konsekwencji picia, a nie tylko nadużywania. Młodzi ludzie zaczynają podkreślać świadomy wybór, coraz więcej osób rezygnuje całkowicie z alkoholu albo go ogranicza. Podchodzą do tematu z większym zastanowieniem niż ich rodzice czy dziadkowie. Ta „świadomość” jest takim słowem klucz.
Przekłada się to na liczby?
– Niestety nie, świadomość wzrasta, ale liczby tego nie odzwierciedlają, bo problem alkoholowy w Polsce wciąż mamy bardzo duży. Z roku na rok obserwujemy absolutny trend wzrastający. W latach 90. przeciętny Polak wypijał rocznie dziewięć litrów czystego alkoholu. Dziś w grupie wiekowej od 15 lat wzwyż jest to już 11 litrów na osobę.
W jakich grupach problem jest najbardziej widoczny?
– Z moich doświadczeń zawodowych problem zaczyna być widoczny od 35. roku życia w górę, z naciskiem na 40-50-latków. Jest też spora grupa osób młodszych, która szuka pomocy. Obserwuję to zwłaszcza wśród 30-latków. To grupa, po pierwsze, świadoma, po drugie, mająca pieniądze, żeby pójść do psychologa. U nich konsekwencje picia są jeszcze mniejsze, niż u osób starszych, u których uzależnienie spowodowało więcej strat.
Dzisiaj ludzie wcześniej orientują się, że mogą mieć problem?
– Tak, mają większy dostęp do informacji, są bardziej świadomi. Dziś dużo więcej mówimy o naszym zdrowiu psychicznym, zdrowych wyborach żywieniowych, sporcie, zdrowych nawykach, również o ograniczeniu alkoholu czy papierosów. To wszystko zawiera się w szeroko pojętym „well-being”. Młodzi ludzie weryfikują, co faktycznie składa się na „dobre samopoczucie”. Nie chodzi tylko o pracę, mieszkanie, kupienie samochodu, założenie rodziny i brak chorób fizycznych, ale przede wszystkim satysfakcjonujące, świadome życie z ograniczeniem różnego rodzaju zaburzeń czy chorób psychicznych. Bardzo dużo mówi się dziś o tym, jak alkohol potęguje depresję i zaburzenia lękowe. Świat dostarcza nam już i tak wielu bodźców i stresu. Młodzi ludzi mówią też o tym, że nie chcą tracić kolejnego dnia na kaca, wolą wstać wcześnie i spędzić czas produktywnie.
Możemy mówić już o zmianie pokoleniowej w podejściu do imprezowania?
– Dziś coraz większą popularnością cieszą się imprezy, na których nie jest sprzedawany alkohol. Sober rave’y odbywają się wieczorami, jest na nich dj i taniec, coffee rave’y są rano, ludzie spotykają się, żeby wspólnie wypić kawę i posłuchać muzyki. To zdecydowanie nowy trend, 10 lat temu takie ruchy zaczęły się pojawiać za granicą, a teraz docierają do nas.
Polskie podejścia do alkoholu bardzo różni się od tego, co obserwujemy w innych krajach?
– Dorastając w kulturze polskiej, jesteśmy przyzwyczajeni do normalizacji tematu. Nagle wyjeżdżamy np. do Norwegii i okazuje się, że na spotkaniu ze znajomymi, kolacji czy przy oglądaniu meczu wcale nie musi być winka ani piwka, a to, że są dostępne w sklepach do godz. 18 i nikomu to nie przeszkadza. Przykładami krajów, gdzie alkoholizm widocznie się zmniejszył dzięki wprowadzeniu restrykcji, są kraje skandynawskie, ale także bliższa nam Litwa, która do tej pory przodowała we wszystkich światowych rankingach, jeżeli chodzi o nadmierne spożywanie alkoholu. Mając taką wiedzę, zaczynamy podważać ten nasz dotychczasowy ład. Coraz więcej młodych ludzi wyobraża sobie życie bez używek, świadomie wybierają trzeźwość i zaczynają o tym głośno mówić.
Przestajemy powoli kojarzyć trzeźwość z konsekwencją wyjścia z nałogu.
– Coraz więcej osób związanych z kulturą czy sportem rezygnuje z tej używki nie dlatego, że ma z nim problem, tylko dlatego, że chce mieć jeszcze lepsze życie, być zdrowszym, lepiej się czuć i wyglądać. Wbrew temu, co widzimy w filmach alkohol nie idzie w parze z sukcesem. To krzywe zwierciadło. Bardzo mnie cieszy, że zaczyna się o tym głośno mówić. Wreszcie przestaliśmy zamiatać ten problem pod dywan. Duża w tym rola mediów, które w ostatnich latach bardzo dużo mówią o zdrowiu psychicznym i życiu bez używek.
Pani zdaniem w Polsce restrykcje są konieczne?
– Byłyby bardzo zasadne. Nocna prohibicja to ograniczenie sprzedaży alkoholu w określonych godzinach, zazwyczaj od 22 do 6 rano. Takie działanie przyczynia się do ograniczania interwencji ratunkowych, a statystyki jasno pokazują, że najwięcej jest ich właśnie w nocy. To ograniczyłoby też nieplanowane zakupy, w sytuacjach kiedy już ktoś jest pod wpływem i decyduje się pić dalej. Alkohol będzie nadal dostępny w lokalach, jednak jego cena będzie wyższa, co dla części społeczeństwa może być barierą.
Jakie są pierwsze oznaki alkoholizmu, takie czerwone flagi?
– Regularne picie kilka razy w tygodniu, niewyobrażanie sobie braku alkoholu w określonych okolicznościach: na imprezie czy po stresującym dniu w pracy. O problemie można mówić, kiedy nie potrafimy sobie odmówić picia i zaczyna to rodzić konsekwencje. Nie muszą być od razu spektakularne, jak utrata pracy czy prawa jazdy. To może być zaniedbania zdrowia, picie pomimo przyjmowania leków czy w ciąży. Chodzi o zachowania świadczące o utracie kontroli, kiedy na przykład planujemy wyjść na jedno piwo, a kończy się na pięciu.
A dzieci uzależniają się dzisiaj łatwiej niż 20 lat temu?
– Tak i ma to związek z dostępem do dopaminy. Za uzależnienia jest odpowiedzialny w dużym stopniu ośrodek przyjemności i nagrody, który pobudza dopamina. Dziś mamy szybki i łatwy dostęp do przyjemności, to na przykład scrollowanie ekranu, które daje satysfakcję naszemu mózgowi i jest na wyciągnięcie ręki. Dopamina chemiczna też jest na wyciągnięcie ręki, nigdy w historii świata dostęp do narkotyków nie był tak łatwy jak teraz za sprawą internetu. Mało rozgarnięta osoba w dużym mieście w godzinę jest w stanie otrzymać dowolną substancję psychoaktywną, I to jest problem. Z jednej strony jesteśmy coraz bardziej świadomi, z drugiej otoczenie nie ułatwia nam zdrowego stylu życia.
Kiedyś mówiło się, że lepiej, żeby dziecko napiło się w domu, pod kontrolą rodziców. Taki zachowanie może sprzyjać popadnięciu w nałóg w przyszłości?
– Coraz mniej rodziców głosi takie tezy i uważa, że picie w ich obecności to dobry pomysł. Danie takiego przyzwolenia dziecku powoduje, że z większą łatwością sięgnie po używkę, kiedy rodzica nie będzie w pobliżu, bo dostaje jasny komunikat, że picie jest w porządku. A dając alkohol niepełnoletniemu dziecku rodzic sam podważa swój autorytet, bo z jednej strony młody człowiek wie, że to nielegalne, a z drugiej osoba, która jest dla niego przykładem, łamie to prawo. To zdecydowanie są sytuacje sprzyjające popadnięciu w nałóg w przyszłości.
Jak w takim razie możemy chronić dzieci przed uzależnieniem?
– Zachęcam, żeby zacząć od siebie, przyjrzeć się swojej relacji z alkoholem. Dzieci nie kupują ściemy i uczą się przez obserwacje i powtarzanie zachowań rodziców, a nie słuchanie. Argumenty w stylu: alkohol jest zły i jak będziesz pił, to wylądujesz pod mostem albo na dworcu, nie trafiają do nastolatków, bo są dla nich zbyt abstrakcyjne. Z drugiej strony, jeżeli ten sam młody człowiek widzi rodziców, którzy piją, to ma zgrzyt. Postawa rodziców jest bardzo ważna. Druga kwestia to szczera rozmowa z dzieckiem, która nie jest monologiem, tylko dialogiem z przestrzenią na pytania i opinię obu stron. Mówienia o alkoholu w samych negatywach młodzież nie kupi. Można powiedzieć np., „po drinku poczujesz się bardziej pewny siebie, ale to nie spowoduje, że staniesz się taką osobą, tylko przez chwilę będziesz mieć taką iluzję. Za tę iluzję będziesz musiał zapłaci mniejszą kontrolę nad tym, co mówisz, jak się zachowujesz i łatwo możesz przesadzić”. Bo pamiętajmy, że nie ma bezpiecznej dawki alkoholu.