Powiedzieć, że opublikowany w nocy z 20 na 21 listopada przez portal Axios 28-punktowy plan pokojowy dla Ukrainy wzbudził kontrowersje, to nic nie powiedzieć. Dokument, nad którym w ostatnich tygodniach pracowali amerykańscy i rosyjscy dyplomaci, przez wielu analityków i komentatorów został nazwany aktem kapitulacji Ukrainy.
Taka ocena nie powinna dziwić, zważywszy na treść planu. Znajdziemy tam m.in. obowiązek zrzeczenia się przez Ukrainę nawet tej części Donbasu, której Rosja nie zdołała podbić militarnie przez niemal cztery lata, konieczność redukcji armii o ponad połowę do 600 tys. żołnierzy czy wpisanie do konstytucji zrzeczenie się aspiracji do członkostwa w NATO.
A to tylko mała próbka tego, co „wypłynęło” z Białego Domu. Krótko mówiąc: Gdyby przyjąć pierwotną wersję planu, Rosja odniosłaby niemal pełne zwycięstwo, podczas gdy cenę za rosyjską agresję zapłaciłaby… Ukraina.
Jedna wojna, dwie wersje pokoju. Dziesięć kluczowych różnic
Dla europejskich przywódców wypracowana w dialogu amerykańsko-rosyjskim propozycja jest nieakceptowalna. Po pierwsze, dlatego, że krajów europejskich nie skonsultowano w procesie przygotowywania finalnej wersji dokumentu. Po drugie – to być może kwestia jeszcze ważniejsza – dlatego, że amerykańsko-rosyjski plan zawiera ustalenia bezpośrednio wpływające na bezpieczeństwo całego kontynentu europejskiego, nie mówiąc już o samej Ukrainie.
Mimo krytycznej oceny projektu planu pokojowego, europejscy i unijni przywódcy w swoich oficjalnych wypowiedziach byli kurtuazyjni i zachowawczy. „Z zadowoleniem przyjmujemy dalsze wysiłki USA na rzecz pokoju w Ukrainie. Wstępny projekt 28-punktowego planu zawiera ważne elementy, które będą niezbędne dla sprawiedliwego i trwałego pokoju. Uważamy, że projekt ten stanowi podstawę, która będzie wymagała dalszych prac” – napisała na na platformie X przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.
Powód tego ważenia słów jest dość oczywisty: nauczonym doświadczeniem Europejczykom zależy na tym, żeby nie urazić ego Donalda Trumpa. A przy okazji nie nadszarpnąć amerykańsko-europejsko-ukraińskich relacji, których kondycja od wielu miesięcy przypomina dyplomatyczno-wojskowy rollercoaster.
Nie zmienia to jednak faktu, że propozycje europejska i amerykańska, chociaż mają tyle samo punktów, zauważalnie się różnią. Poniżej najważniejsze rozbieżności między obiema wersjami.
Ukraińska armia: W pierwotnej propozycji amerykańsko-rosyjskiej siły zbrojne Ukrainy miały po zawarciu pokoju zostać zredukowane o ponad połowę, do 600 tys. żołnierzy. Europejczycy ten limit podnieśli do 800 tys. zaznaczając jednocześnie, że dotyczy on „czasów pokoju”.
Ukraina w NATO: W wersji opublikowanej przez portal Axios czytamy, że Ukraina zgadza się zapisać w swojej konstytucji rezygnację z ambicji wejścia do NATO, a sam Sojusz ma się pisemnie zobligować, że nigdy nie przyjmie Ukrainy w poczet swoich członków. Inny z zapisów stanowi: „Oczekuje się, że Rosja nie dokona inwazji na sąsiednie kraje, a NATO nie będzie się dalej rozszerzać”. Europejczycy chcą zachować suwerenność NATO. W ich wersji nie ma żadnej wzmianki o tym, że „NATO nie będzie się dalej rozszerzać”. Z kolei punkt dotyczący przyszłości Ukrainy w Sojuszu brzmi: „Przystąpienie Ukrainy do NATO zależy od konsensusu członków NATO, który obecnie nie istnieje”.
Wojska NATO: Mała, acz znacząca różnica w obu dokumentach dotyczy również rozmieszczenia sił zbrojnych państw NATO na terytorium Ukrainy. W wersji amerykańsko-rosyjskiej NATO miałoby zobligować się, że tego nie zrobi; w europejskiej – że nie rozmieści swoich wojsk „na stałe”, ale wyłącznie „w czasie pokoju”.
Jest pełna zgoda po stronie europejskiej, że 28 punktów przedstawionych kilkadziesiąt godzin temu wymaga przepracowania. Część z tych propozycji jest nie do zaakceptowania
Gwarancje bezpieczeństwa: Wersja amerykańsko-rosyjska stanowi, że „Ukraina otrzyma solidne gwarancje bezpieczeństwa”. W jednym z dalszych punktów, choć nie wprost, zasugerowane jest, że będą to gwarancje amerykańskie, za co zresztą Stany Zjednoczone mają otrzymywać wynagrodzenie. Europejczycy doprecyzowują, że amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa mają odzwierciedlać te ze słynnego art. 5. Traktatu Północnoatlantyckiego, który warunkuje militarne wsparcie członków Sojuszu dla każdego zaatakowanego państwa NATO.
Wymiana terytorium: Amerykańsko-rosyjska wersja porozumienia szczegółowo wylicza, że Krym oraz obwody doniecki i ługański zostaną uznane przez społeczność międzynarodową za rosyjskie. Z kolei „obwody chersoński i zaporoski będą zamrożone wzdłuż linii kontaktowej, co oznaczać będzie de facto uznanie (terytorium) wzdłuż linii kontaktowej”. Wersja europejska nie zakłada utraty już na starcie jakichkolwiek terytoriów przez Ukrainę. Zamiast tego czytamy, że „negocjacje w sprawie terytoriów rozpoczną się od Linii Kontaktowej”.
Odbudowa Ukrainy: Firmowany przez Donalda Trumpa i jego otoczenie plan pokojowy bardzo precyzyjnie określa, jak będzie wyglądać odbudowa Ukrainy po wojnie. Włącznie z tym, że „100 mld dol. w zamrożonych rosyjskich aktywach zostanie zainwestowane w prowadzone przez Stany Zjednoczone działania na rzecz odbudowy i inwestycji na Ukrainie”. Europejczycy chcą zostawić tu większe pole manewru i przede wszystkim większą niezależność Ukrainy. W ich wersji czytamy: „Ukraina zostanie w pełni odbudowana i zrekompensowana finansowo, w tym za pomocą rosyjskich aktywów, które pozostaną zamrożone do czasu, aż Rosja zrekompensuje szkody wyrządzone Ukrainie”.
Reintegracja Rosji z globalną gospodarką: Europejczycy nie zgadzają się też na pełną i natychmiastową reintegrację Rosji ze światową gospodarką po zawarciu porozumienia pokojowego, co postuluje administracja amerykańska. Zamiast tego Europejczycy chcą przywracać Rosję do obecności na światowych salonach „stopniowo” – co prawda też zgadzają się na ponowne zaproszenie Rosji do G8, ale podkreślają, że znoszenie zachodnich sankcji gospodarczych „będzie omawiane i uzgadniane etapami i indywidualnie dla każdego przypadku”.
Amnestia za rosyjskie zbrodnie wojenne: W dokumencie przygotowanym przez europejskich przywódców Rosja nie może też liczyć na amnestię za zbrodnie wojenne i nie zostaje automatycznie zwolniona z przyszłych roszczeń i skarg. W wersji amerykańsko-rosyjskiej taki zapis się pojawia.
Wybory prezydenckie w Ukrainie: Europejski dokument nie nakłada również na Ukrainę sztywnego zobowiązania do przeprowadzenia wyborów prezydenckich w określonym czasie. Władze w Kijowie mają to zrobić „jak najszybciej po podpisaniu porozumienia pokojowego”. W dokumencie przygotowanym przez administrację Donalda Trumpa wskazany był nieprzekraczalny termin organizacji wyborów: 100 dni od zawarcia pokoju z Rosją.
Przestrzeganie porozumienia: W wersji planu Stanów Zjednoczonych i Rosji za przestrzeganie ustaleń pokojowych miałaby odpowiadać „wspólna amerykańsko-rosyjska grupa robocza ds. bezpieczeństwa, której zadaniem będzie promowanie przestrzegania wszystkich postanowień tej umowy i czuwanie nad nim”. W wersji europejskiej grupa ta ma nie być wyłącznie amerykańsko-rosyjska, ale zostać rozszerzona o stronę ukraińską i państwa europejskie.
Gra nie tylko o przyszłość Ukrainy
– Sprawa jest delikatna. Nikt nie chce zniechęcić Amerykanów i prezydenta Trumpa do tego, aby USA były po naszej stronie w tym procesie. Jak widać, nie jest to tak jednoznaczne i łatwe. Wszyscy bardzo ostrożnie i starannie dobierają słowa – skomentował amerykańsko-rosyjską wersję planu pokojowego premier Donald Tusk, który przebywa w Angoli na szczycie Unia Europejska – Unia Afrykańska.

Szef polskiego rządu podkreślił jednak, że „żadne warunki pokojowe nie mogą faworyzować agresora”. – Jest pełna zgoda po stronie europejskiej, że 28 punktów przedstawionych kilkadziesiąt godzin temu wymaga przepracowania. Część z tych propozycji jest nie do zaakceptowania – nie gryzł się w język Tusk. Na koniec dodał: – Szczególnie ważne z polskiego punktu widzenia jest to, by żadne porozumienie w żaden sposób nie osłabiło Polski, Europy i naszego bezpieczeństwa.
Słowa Tuska nakreślają priorytety, o których w kontekście tych jakże trudnych negocjacji pokojowych mówią również inni europejscy przywódcy. Priorytety, które zaważą nie tylko na powojennym losie Ukrainy, ale całego kontynentu, a także kluczowych dla państw europejskich organizacji międzynarodowych.
Po pierwsze, porozumienie pokojowe nie może być aktem kapitulacji Ukrainy i nobilitacją agresora. Byłoby to nie tylko niesprawiedliwe, ale przede wszystkim niezwykle groźne w skali globalnej, bowiem zachęcałoby inne państwa do siłowej zmiany uznanych międzynarodowo granic. Stwarzałoby też bardzo poważne ryzyko, że szybciej niż później Rosja wróci po więcej – i do Ukrainy i do państw wschodniej flanki UE oraz NATO. Dlatego Europejczycy nie chcą się zgodzić m.in. na arbitralne decydowanie o tym, które terytoria na rzecz Rosji miałaby stracić Ukraina.
Po drugie, stworzone w dialogu amerykańsko-rosyjskim porozumienie pokojowe nie może decydować – i to bez wcześniejszych konsultacji – o sytuacji bezpieczeństwa państw europejskich. A tak w pierwotnej wersji planu jest – zarówno jeśli chodzi o przyszłość Ukrainy w organizacjach międzynarodowych, jak również stacjonowanie europejskich myśliwców w Polsce.
Sprawa jest delikatna. Nikt nie chce zniechęcić Amerykanów i prezydenta Trumpa do tego, aby USA były po naszej stronie w tym procesie. Jak widać, nie jest to tak jednoznaczne i łatwe. Wszyscy bardzo ostrożnie i starannie dobierają słowa
Po trzecie, państwom europejskim zależy na ochronie suwerenności UE i NATO, które pierwotna treść porozumienia naruszała (chociażby wymuszając na NATO oficjalną deklarację o odmowie przyjęcia Ukrainy do grona swoich członków). Stosunek administracji Donalda Trumpa do UE i NATO jest mocno krytyczny, momentami lekceważący, ale doskonale znany przywódcom europejskim. Z kolei dla państw europejskich silna Unia i silne NATO to główne narzędzia ochrony przed neoimperializmem putinowskiej Rosji.
Po czwarte, Europejczykom zależy na jak najmocniejszych gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy. Zawarty pokój musi być stabilny i długotrwały. W odróżnieniu od Amerykanów Europejczycy mają bowiem mnóstwo złych doświadczeń z Rosją, a lekcja płynie z nich jedna: Kreml szanuje wyłącznie siłę i nie ma umowy, której dla własnych interesów by nie złamał.
Po piąte, w amerykańskiej wersji porozumienia widać, że Stany Zjednoczone już szykują się do zakrojonych na szeroką skalę wspólnych interesów z putinowską Rosją. Dlatego zależy im na jak najszybszym przywróceniu Kremla do dyplomatycznej i gospodarczej pierwszej ligi. To natomiast stoi w kontrze do interesów europejskich – UE nie po to niemal całkowicie uniezależniła się energetycznie od Rosji i nie po to zerwała z nią stosunki gospodarcze, żeby teraz patrzeć, jak Władimir Putin odbudowuje swoją pozycję, a zdobyte w ten sposób zasoby inwestuje w dalsze pompowanie swoich neoimperialnych marzeń. Cenę za te marzenia w przyszłości mogą bowiem zapłacić nie Stany Zjednoczone, a państwa europejskie.












