
Kapitanka reprezentacji Polski, postrach dla rywalek, zwłaszcza w kontekście szczelnego bloku, choć i ofensywnych walorów rosłej środkowej. Agnieszka Korneluk to marka rozpoznawalna na całym siatkarskim świecie. Od sezonu 2025/26 polska zawodniczka występuje w lidze tureckiej, broniąc barw Fenerbahce.
W rozmowie dla WPROST Korneluk opowiedziała o życiu w Stambule, siatkarskiej perspektywie i tym, co będzie się działo, kiedy zakończy karierę. A jak sama przyznała, ten koniec z pewnością jest bliżej niż dalej.
Czy polscy kibice mają się martwić, że kapitanka drużyny trenera Stefano Lavariniego wkrótce zejdzie z biało-czerwonego statku?
Rozmowa z Agnieszką Korneluk, kapitanką reprezentacji Polski siatkarek
Maciej Piasecki (Wprost.pl): Naliczyłem dziesięć polskich siatkarek w Turcji, łącznie z tobą. To całkiem niezły wynik. Jak się żyje w tureckich realiach?
Agnieszka Korneluk (kapitanka reprezentacji Polski siatkarek): Szczerze przyznam, nie liczyłam nas wszystkich tutaj na miejscu. Ale faktycznie, jest nas trochę w lidze w tym sezonie. Jak się żyje w Turcji? Na pewno początek nie był dla mnie łatwy. Zupełnie inna kultura, a dodatkowo też dawno nie grałam poza polskimi granicami. W ostatnich latach może nie było to funkcjonowanie bezpośrednio „w domu”, ale wiadomo, że w Polsce jest po prostu łatwiej. Czy to pod względem znajomości siatkarskich realiów, ale też w zwykłej organizacji życia. To normalne dla zagranicznej zawodniczki w innym kraju niż własny.
Sama organizacja w Fenerbahce jest jednak na bardzo wysokim poziomie i nie ma się do czego przyczepić. Myślę, że jest to światowy top. Włącznie z tym, że dla mnie na początku ogromnym zaskoczeniem było to, że mamy prane stroje treningowe czy meczowe, specjalnie przewożone buty, itd. Naprawdę dba się tu o każdy szczegół. Do tej pory wydawało mi się, że takie realia funkcjonują jedynie w świecie piłki nożnej. A jednak w siatkówce żeńskiej w Turcji też jest to możliwe.
Tomasz Fornal wspominał w rozmowie z Sarą Kalisz z TVP Sport o lataniu klasą biznes na mecze Ziraatu Ankara. Też macie tak dobrze?
Biznes klasy nie mamy wszędzie, a szkoda! (śmiech)
Ale i tak mamy spore dogodności, jeśli mowa o warunkach podróżowania, co jest ważne dla wysokich ludzi. Organizacyjnie jest super, nawet jeśli panowie w Turcji mogą się pochwalić takimi realiami, o których wspomniałeś.
My jednak również nie mamy na co narzekać.
Trzymacie się w tym szerokim, polskim towarzystwie w Turcji, czy jednak każda ma swoje życie i miejsce gry nie ma tu większego znaczenia?
Raczej to drugie. Ciekawe jest to, że podobnie jak ja, wiele Polek gra w Stambule. Ale to jest ogromne miasto i odległości z punktu A do B bywają bardzo pokaźne. Nie tak dawno przemierzałyśmy Stambuł, jadąc na teren rywalek w dniu meczowym. I skończyło się na prawie dwugodzinnej wyprawie. A rozmawiamy cały czas o tym samym mieście.
Odległości, a może jednak miejskie korki zrobiły swoje?
Do przejechania było w okolicach 30 kilometrów. Zatem kawałek odległości, ale faktycznie, jeśli wpadniesz w korek w Stambule, a myśmy wtedy tego doświadczyły, to jest niewesoło. Niby trafiło się granie w niedzielę, ale taki niefart akurat nas dotknął.
Julia Szczurowska, siatkarka Besiktasu, goszcząc w „Siatkarskich Ligach” opowiedziała o mało przyjemnej historii związanej z kibicami w Turcji. Pojawiły się race na trybunach, rzucano również przedmioty na boisko i zrobiło się niebezpiecznie w trakcie meczu. Zastanawiam się, czy możesz sobie swobodnie wyjść z domu w stroju z logo Fenerbahce, czy jednak lepiej nie ryzykować?
Mieszkam w dzielnicy Fenerbahce, akurat tuż obok stadionu piłkarskiego, więc jestem bezpieczna pod tym względem. Wychodzenie w rzeczach klubowych jest w tej części Stambułu jak najbardziej odpowiednie (śmiech).
Osobiście nie doświadczyłam w Turcji jakiegoś agresywnego zachowania ze strony kibiców. O tej sytuacji z meczu Beskitasu faktycznie słyszałam. My mając derby z Galatasaray mieliśmy nietypową sytuację. Byłam zaskoczona, że na trybunach zupełnie nie było kibiców derbowego rywala. Dziewczyny z drużyny wyjaśniły mi później, w czym dokładnie rzecz. Kibice Galatasaray mają po prostu zakaz wstępu na nasz teren. Nie wiem jednak, czy działa to w dwie strony i fani Fenerbahce również nie mogą pojawić się na terenie odwiecznego rywala.
Domyślam się, że w przeszłości mogły dziać się różne, nie do końca przyjemne rzeczy na trybunach w derbowych starciach. Więc takie rozwiązanie wydaje się być słuszne. Dzięki twardym zasadom szybko ucinane są konsekwencje starcia zwaśnionych grup. Pamiętam, że w polskiej lidze np. na meczach ŁKS działy się niefajne rzeczy, a jednak organizatorzy rozgrywek nie wyciągnęli z tego żadnych konsekwencji.
Kara w Stambule jest ostra, ale tak trzeba, jeśli kibice nie potrafią się normalnie zachować. Zwłaszcza że nasz klub ma niesamowitych, fanatycznych fanów. Właściwie niezależnie gdzie gramy, jest bardzo głośno. Jak grałyśmy w Ankarze, to miałam wrażenie, że jesteśmy w tym spotkaniu gospodyniami. Kibiców Fenerbahce jest mnóstwo w całym kraju, więc możemy liczyć na ich ogromne wsparcie.
Grałaś we Włoszech, teraz jesteś w Turcji. Do tego Polska. Jakbyś oceniła, porównała poziomy tych rozgrywek?
Z perspektywy czasu inaczej się ocenia niektóre rzeczy. Nie ukrywam, że śledzę to, co dzieje się w lidze włoskiej. Uważam granie w Italii i w Turcji za ten absolutny sportowy top w żeńskiej siatkówce. Mam wrażenie, że włoska liga może się pochwalić większą liczbą drużyn na fajnym, solidnym poziomie. Inaczej to wygląda w Turcji.
My zagrałyśmy tie-breaki z VakifBankiem oraz Galatasaray. Spoglądając na tabelę, jest grupa czterech-pięciu mocnych drużyn, a później jest cała reszta stawki. Choć są też zespoły, które mają naprawdę fajne nazwiska w swoich szeregach, a jednak nie potrafią się dobić do czołówki. Być może jeszcze nie wszystko tam zagrało tak, jak powinno, ale trzeba się mieć na baczności. Zobaczymy jak potoczy się druga część sezonu.
A kto jest tym najgroźniejszym rywalem dla Fenerbahce, tak jak pokazuje tabela, VakifBank?
Co do tabeli, to zamieniłabym pierwsze miejsce z drugim.
To na koniec sezonu, tego życzę!
Dziękuję! A w temacie konkurencji, faktycznie VakifBank jest tym najgroźniejszym przeciwnikiem. Choć tworzymy mocną czwórkę, dokładając Eczacibasi i Galatasaray. Sądzę, że taki układ sił zostanie utrzymany i będzie twarda walka o medale i trofea.
Zostałaś nominowana w 91. Plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na Najlepszego Sportowca Polski 2025 roku. Jaka była twoja reakcja po otrzymaniu nominacji?
Byłam w szoku. Zawsze oglądałam w telewizji ten plebiscyt, wiadomo, wieści z gali, później ta legendarna jajecznica (śmiech).
Ale szczerze mówiąc nigdy nie miałam w mojej głowie nawet najmniejszej myśli, że to ja mogłabym się znaleźć w gronie nominowanych. Myślę, że tam są tak wspaniali sportowcy, którzy przywożą co roku medale z naprawdę super imprez, mistrzostw Europy i świata, a nawet igrzysk olimpijskich. A ja siebie widzę bardziej jako przedstawicielkę żeńskiej siatkówki. Wydaje mi się, że my nie mamy aż tak ogromnych sukcesów, jak pozostali w tym ścisłym gronie za 2025 rok.
Ale tym bardziej miło jest otrzymać taką nominację.
Wyczuwam w tej twojej radości, że to trochę jest takie małe spełnienie marzeń?
To prawda. Choć jak wspomniałam, nawet przez myśl by mi to nie przeszło, że faktycznie mogę się znaleźć w takim gronie.
To była i właściwie nadal jest dla mnie niesamowita niespodzianka.
Wspominałaś, że oglądasz ligę włoską. A na Tauron Ligę spoglądasz?
Czasem oglądam. Ostatnio spoglądałam na mecz Budowlanych z beniaminkiem z Nowego Dworu.
Pytam jednak o Polskę i ewentualny twój powrót. Wracając raz jeszcze do Fornala, plotki głoszą, że Turcja będzie jednosezonową historią i reprezentant Polski ponownie zawita w PlusLidze. U ciebie też są takie myśli, czy może jednak dalsze, zagraniczne wyprawy? Może znowu Włochy?
Na pewno tęsknię za Polską. Ale tak szczerze, to ja już za bardzo nie patrzę na dalsze siatkarskie lata. Raczej patrzę na zakończenie kariery.
O proszę. Zmęczenie siatkówką czy chcesz się poświęcić życiu prywatnemu?
Bardziej ta druga opcja. Wiesz, myślę, że jestem w momencie i miejscu, w którym spełniłam swoje ogromne marzenia. To świetna perspektywa grania o wyższe cele zarówno w ligowych rozgrywkach, jak i Lidze Mistrzyń. Będąc po trzydziestce, wydaje mi się, że chcę mieć więcej z życia niż tylko siatkówkę. Kiedyś ona była dla mnie wszystkim, to na pewno, choćby w czasach Wrocławia – będąc moją jedyną miłością.
A teraz trochę inaczej to wszystko wygląda. Siatkówka dalej sprawia mi przyjemność. Nie chciałabym jednak dojść do takiego momentu, żeby ten sport przestał mi ją sprawiać. Patrząc na niektóre dziewczyny, jak grają długo, mam wrażenie, że może czasem nie mają dalszego pomysłu na swoje życie.
Ja nie boję się momentu, w którym w moim życiu miałoby siatkówki zabraknąć.
Nie chcę niczego tu i teraz ogłaszać, składać jakichś konkretnych deklaracji. Ale na pewno myślę o tym, co będzie w niedalekiej przyszłości. I niekoniecznie to będzie życie kręcące się wokół sportu. Raczej zdecydowanie bez niego.
Po takiej deklaracji nie wiem, czy wątek reprezentacyjny warto otwierać.
Gram dalej, więc możemy rozmawiać.
No to spróbuję! W jakim jesteście momencie jako drużyna? Bo odnoszę wrażenie, że po igrzyskach w Paryżu, na które awans sobie zasłużyłyście, wyszłyście z grupy i… teraz wygląda to trochę, jak okres przejściowy. Budowania w kontekście kolejnego turnieju olimpijskiego. Mylę się?
Coś w tym jest, masz rację.
Pytałeś o moment, w którym jesteśmy. Myślę, że kadra może nie jest w bardzo dobrym momencie, ale powiedzmy – dobrym plus.
Kibice chyba zbyt szybko przyzwyczajają się do dobrego. Rozmawiałam o tym nawet z trenerem Stefano Lavarinim. Te mistrzostwa świata z 2025 roku dla większości dziewczyn były pierwszym tego typu turniejem w karierze reprezentacyjnej. Ja sama gram w kadrze od 15 lat, a bodajże dopiero drugi-trzeci raz uczestniczyłam w MŚ. Dodając, że jeden ze startów wynikał tylko z faktu, że Polska była współorganizatorem imprezy.
Byłyśmy na MŚ 2025, wiele dziewczyn pierwszy raz na takiej imprezie, a i tak były ogromne apetyty nawet na sięgnięcie po medal. Nie ma się jednak co się łudzić, Włoszki pokazały świetną siatkówkę, są na świecie zdecydowanym numerem 1. My w tej chwili nie mamy punktu zaczepienia, żeby faktycznie rywalizować z nimi, jak równa z równą.
A skąd ta ocena dobry plus? Zdobyłyśmy w 2025 roku trzeci medal Ligi Narodów z rzędu. Faktycznie jest tak, że łatwiej jest wejść na szczyt niż się na nim utrzymać. Ten pierwszy medal był miłym zaskoczenie przez co myślę, że smakował nam najbardziej. A później, już ten drugi i trzeci – podejście opinii publicznej było takie – że skoro zdobyły, no to teraz już konsekwentnie muszą dalej zdobywać. To nie jest takie łatwe.
Dla mnie krążek zdobyty w Atlas Arenie w 2025 roku miał szczególne znaczenie. Rodzina mogła być na trybunach, przeżywać wspólnie wielkie emocje. Generalnie kibice szczelnie wypełnili obiekt w Łodzi. Mam wrażenie, że ludzie z roku na rok coraz bardziej przekonują się do reprezentacji Polski siatkarek. Cieszę się, że wiele osób mogło to przeżyć na żywo, a my zdobyłyśmy ten medal VNL.
Chciałoby się więcej, wiem, bo sama też chciałbym sięgać po złota w kolejnych turniejach. Ale nie zawsze jest to możliwe. A mimo tego uważam, że to jest naprawdę dobry czas dla kadry Polski siatkarek.
Kryzys Serbek sprawia, że otwiera się szansa na wskoczenie do trójki w Europie?
Szansa jest zawsze. Choć akurat w przypadku Serbek, nawet jeśli nadal będą osiągać gorsze wyniki, to konkurencja czeka za rogiem. Paradoksalnie, może się szykować nawet trudniejsze wyzwanie na ME niż dotychczas. Pojawiło się jeszcze więcej zespołów na solidnym poziomie. Wymieniałbym Francję, pozytywne zaskoczenie ostatniego sezonu. Holenderki są też solidniejsze. Do tego Niemki idą do przodu, są młode, fajne dziewczyny.
Pamiętajmy również, że my także robimy kolejne kroki w rozwoju.
Inna sprawa, że nie uważam, żeby Serbkom drugi sezon z rzędu z tak słabymi wynikami mógł się przytrafić. Więc Serbia jeszcze wróci do grania o coś więcej.
Wspominałaś o braku deklaracji, co do swojej przyszłości, decyzji o karierze. Ale dopytam, czy może szykowany jest jakiś komunikat, nie wiem, może po rzeczonej „jajecznicy” po Gali Mistrzów Sportu?
Muszę cię zmartwić, bo tak na 90 proc. nie będę na gali. Teraz mamy tak ułożony kalendarz, że gramy w systemie środa-niedziela. I akurat szóstego stycznia zaliczymy spotkanie Ligi Mistrzyń w Łodzi. A później weekend to będzie mecz ligowy, więc tego 10 stycznia, niestety, nie przejdzie. Więc deklaracji w tym czasie też nie będzie (śmiech).
Dobrze, ale wrócimy do tego! Świąteczny czas w Polsce czy jednak w Turcji?
W przeciwieństwie do Włoch, w lidze tureckiej mamy przerwę świąteczną. Co prawda mogłaby być trochę dłuższa, no ale ważne, że jest.
Jak długo odpoczniesz?
Mamy cztery dni wolnego. Już w drugi dzień świąt jest zaplanowany trening.
We Włoszech dwa razy świąteczny czas spędzałam na miejscu. Pamiętam, że raz z rodzinką odwiedziła mnie Asia Kaczor. Tam jednak w drugi dzień świąt jest już mecz, zatem w wigilię i pierwsze święto w Italii normalnie obowiązują treningi.
Nawet za bardzo nie można się niczym świątecznym obejść!
Czyli Turcja jest pod tym względem bardziej ludzka. Dopytam jeszcze o trzęsienia ziemi. Czytałem, że na początku grudnia znów zrobiło się niebezpiecznie. Jak spoglądasz na takie doniesienia?
Ja też ostatnio czytałam artykuł o tych trzęsieniach.
To może czytaliśmy ten sam. Ale w Stambule jest bezpiecznie?
Tak. Mam takie podejście w życiu, że wszystko dzieje się po coś. I jeśli coś ma się wydarzyć, to i tak się wydarzy. Nie ucieknę przed tym.
Faktycznie podczas mojego pobytu w Turcji było jedno, raczej niegroźne trzęsienie ziemi. Dziewczyny gdzieś to odczuwały. Ja tych ruchów nie odczułam. Ale jak byłam we Włoszech, również przydarzyło się trzęsienie ziemi. Tam jednak obudziłam się w nocy, bo było odczuwalne i nie było to nic przyjemnego.
W Turcji zdarzają się też poważniejsze trzęsienia ziemi, więc taka perspektywa na pewno nie jest wesoła. Oby jednak trafiały się rzadziej niż częściej.












