Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu „Interia Bliżej Świata” publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski, konserwatywny „The Spectator”, z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1828 r., co czyni go najstarszym tygodnikiem na świecie.
Pamiętasz jeszcze dzielenie pisemne? Ja ledwo, chociaż z pewnością opanowałem je w szkole: to dziwna matematyczna budka z przestraszonymi liczbami kulącymi się w środku, szukając schronienia przed liczbą-wilkiem (tak, jako dziecko miałem dość bujną wyobraźnię). Potem nadchodziła rzeź, gdy dochodziło do matematycznego ataku – ale i słodka satysfakcja na końcu. Jest odpowiedź! Wykonałeś zadanie, mając do dyspozycji jedynie mózg, długopis i skrawek papieru. Dokonałeś czegoś – w myślach. Byłeś mądrym chłopcem.
Czy obecnie potrafię „dzielić w słupku”? Szczerze mówiąc, wątpię. Straciłem smykałkę. Ale nie ma to znaczenia, ponieważ od dziesięcioleci zlecamy tę pracę maszynom – kalkulatorom kieszonkowym.
Współcześnie niemal każdy człowiek na Ziemi nosi taki kalkulator w kieszeni, jako jedną z aplikacji swojego telefonu komórkowego. W związku z tym wszyscy staliśmy się nieco głupsi, a na pewno mniej wykwalifikowani, ponieważ maszyny wykonują za nas całą nudną matematyczną robotę.
Sztuczna inteligencja a zdolności intelektualne
Dzielenie pisemne to oczywiście tylko jeden z przykładów. To samo stało się z pisaniem, nawigacją, tłumaczeniem, a nawet doborem muzyki. Powoli i niezauważalnie oddajemy maszynom całe połacie naszych umysłów.
Co więcej, jeśli nowe badanie akademickie okaże się prawdziwe, sytuacja przerażająco i dramatycznie się pogorszy (o ile już się nie pogarsza), ponieważ najnowsze modele sztucznej inteligencji – od sprytnego Claude Opus 4 po genialne Gemini 2.5 Pro – wypierają nas we wszystkich działach mózgu.
Mowa o ostatnim badaniu przeprowadzonym przez MIT Media Lab. Badacze z Bostonu założyli czepki EEG (czepki elektroencefalograficzne; specjalistyczne urządzenia służące do monitorowania aktywności elektrycznej mózgu – red.) grupie studentów, wyznaczając im następujące zadanie: napisać krótki eseje. Pierwsza grupa testowa używała własnych mózgów, druga – Google, a trzecia – korzystała z pomocy ChataGPT. Następnie naukowcy obserwowali, co dzieje się z ich aktywnością neuronalną.
Wyniki były dość szokujące, choć nie do końca zaskakujące: im więcej sztucznej inteligencji używali studenci, tym mniej ich rzeczywista inteligencja była wykorzystywana. W przypadku tych, którzy w ogóle nie korzystali z żadnych narzędzi, EEG zapalało się: myśleli. Ci, korzystający z Google, świecili nieco mniej. A ci polegający na ChatGPT? Ich mózgi przygasały, migocząc niczym płomień kościelnej świecy w przeciągu.
To jednak nie wszystko. Grupa ChatGPT nie tylko wyprodukowała najnudniejszą prozę – poprawną, niepokojąco wtórną, z przewidywalnym wynikiem – ale nawet nie pamiętała, co napisała. Poproszeni o przypomnienie sobie swoich esejów kilka minut później, 78 procent poległo.
Najbardziej przygnębiające jest to, że kiedy zabrano grupie ChatGPT, aktywność ich mózgów pozostała niska, niczym w przypadku dziecka dąsającego się po utracie iPada. W badaniu nazwano to „odciążeniem poznawczym”, co brzmi sensownie i praktycznie, jak elektrownia z rezerwą. W rzeczywistości oznacza to, że im bardziej pozwalasz maszynie myśleć za ciebie, tym trudniej jest w ogóle myśleć.
To nie jest tylko teoria. Umysłowe otępienie, zmniejszająca się potrzeba uczenia się i myślenia, ma już miejsce w szkolnictwie wyższym. Sekcja Intelligencer „New York Magazine” rozmawiała niedawno ze studentami Columbii, Stanforda i innych uczelni, którzy rutynowo zrzucają swoje eseje i inne zadania na barki ChataGPT.
Dzieje się tak, ponieważ profesorowie nie są już w stanie niezawodnie wykrywać prac generowanych przez sztuczną inteligencję: narzędzia do takiej analizy w większości przypadków nie wykrywają bowiem udziału „pomocnika”. Jeden z profesorów wypowiedział się następująco: „Ogromna liczba studentów ukończy uniwersytet z dyplomami i zamelduje się na rynku pracy, będąc zasadniczo analfabetami”.

W Wielkiej Brytanii sytuacja nie jest lepsza. Niedawne śledztwo „The Guardian” ujawniło, że w ubiegłym roku na brytyjskich uniwersytetach potwierdzono niemal 7000 przypadków oszustw, polegających na wspomaganiu się sztuczną inteligencją. To ponad dwukrotnie więcej niż w poprzednim roku, a mowa jedynie o tych, którzy zostali złapani.
Jeden ze studentów przyznał się, że złożył całą rozprawę filozoficzną napisaną przez ChatGPT, a następnie podjął się jej obrony… bez jej przeczytania. Efekt? Stopnie naukowe stają się bezsensem, a sami studenci – bystrzy, ambitni i zdolni – kończą edukację być może mniej zdolni niż wówczas, gdy zaczynali.
Nieunikniony finał tego procesu nie będzie korzystny dla uniwersytetów. Mówiąc wprost: będzie to śmiercionośny cios. Kto bowiem będzie chciał zaciągnąć 80 tys. funtów długu, aby spędzić trzy lata, prosząc sztuczną inteligencję o napisanie esejów, które będą następnie oceniane przez przepracowanych korepetytorów – również za pomocą sztucznej inteligencji? Tak, aby żaden prawdziwy człowiek ani niczego nie zrobił ani niczego się nie nauczył? Zwłaszcza w sytuacji, gdy sztuczna inteligencja i tak znacznie uszczupliła rynek pracy.
Podejrzewam, że w ciągu najbliższej dekady zamknie się od 80 do 90 procent uniwersytetów. Najstarsze i najbardziej eleganckie z nich mogą przetrwać jako szkoły – drogie place zabaw, na których bogate dzieciaki nawiązują kontakty i uprawiają seks. Jednak prawie nikt nie będzie zawracał sobie głowy zabawną, staromodną „edukacją” – komu dziś chce się jeszcze uczyć gry na altówce, języka serbsko-chorwackiego czy kajakarstwa.
Zawody, które zaraz znikną (w tym mój)
Poza edukacją perspektywy są prawie tak samo złe – również dla mnie. Chodzi o mój zawód – jestem pisarzem.
Oto konkretny przykład. W zeszłym tygodniu byłem na Wyspach Owczych, w osławionym „pięknym miejscu”, zwanym Trælanípa, czyli „ścianą niewolników”. Jest to potężna skalista przepaść na południowym krańcu lodowatego jeziora, gdzie spotyka się z morzem. Klif zawdzięcza swoją nazwę Wikingom, którzy rytualnie zrzucali z niego niechcianych niewolników (makabryczna śmierć).

Zbulwersowany i zafascynowany tą historią, zdałem sobie sprawę, że nie wiem zbyt wiele o niewolnictwie w społeczeństwie wikingów. Zostało ono w dużej mierze wyidealizowane, ponieważ romantyzujemy szlachetnych, wędrownych Norsemenów z ich surowym indywidualizmem. Wiedza o tym, że mieli niewolników do prania swojej bielizny, raczej psuje ten mit.
Poprosiłem więc Claude’a Opus 4, aby napisał mi esej na 10 tys. słów na temat „historii, kultury i wpływu niewolnictwa na społeczeństwo wikingów”. Rezultat, który pojawił się pięć minut później, był o włos od oszałamiającego. Claude wybrał elegancki tytuł („Łańcuchy północnego wiatru”), a następnie przeszedł do stylowego, szczegółowego, bogatego w cytaty eseju. Gdybym natknął się nań w bibliotece lub w internecie, przypuszczałbym, że jest to dzieło wybitnego zawodowego historyka, w pełni znającego fakty, który poświęcił na jego napisanie tydzień lub dwa.
Ale został napisany przez sztuczną inteligencję i to w mniej więcej tyle czasu, ile zajmie ci przeczytanie tego artykułu. Oznacza to, że większość historyków jest skazana na zagładę (podobnie jak większość pisarzy). Nikt nie będzie zawracał sobie głowy nauką historii po to, aby pisać o historii. Oznacza to, że wszyscy stajemy się głupsi, tak jak przewidują to naukowcy z Bostonu.
Chciałbym zakończyć ten tekst radosnym akcentem, ale przepraszam, jestem teraz tak przyćmiony, że nie mogę takiego wymyślić.
Zamiast tego zamierzam skłonić ChatGPT, żeby sprawdził mi ten artykuł, podczas gdy sam udam się do pubu.
Tekst przetłumaczony z „The Spectator”. Autor: Sean Thomas
Tłumaczenie: Nina Nowakowska
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
- „The Spectator”: To nic złego, że się przejmujesz. Niepokój ma wiele plusów
- „The Spectator”: Polityka tożsamości rujnuje elitarne francuskie uczelnie