Jest rok – tak mi się wydaje – 2005. Siedzę na scenie w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza, trwa konkurs wiedzy o Gdyni dla uczniów szkół podstawowych. Mam dwanaście lat, jest stres, ale losuję łatwe pytania i ostatecznie zdobywam trzecie miejsce. Nagrodę – łyżworolki – wręcza mi prezydent miasta Wojciech Szczurek. Dla mnie, dwunastolatki z Obłuża, to przeżycie. Nie dość, że scena, światła, oklaski, nie dość, że te łyżworolki, to jeszcze pierwszy w życiu uścisk poważnej, prezydenckiej dłoni. Od tego wydarzenia minęło prawie dwadzieścia lat. Zdążyłam zdać maturę, przenieść się do Warszawy, skończyć studia. Przypomniałam sobie o tym, kiedy w zeszłym roku oglądałam stream z gali Nagrody Literackiej Gdynia. Statuetki laureatom wręczał – jakżeby inaczej – Wojciech Szczurek.

Zobacz wideo
Co to będzie: Wojny mocarstw. Trójkąt Chiny – USA – Europa

Wzlot i upadek Wojciecha Szczurka

Szczurek to z wykształcenia prawnik. Był sędzią, ale krótko – prezydentem miasta został w 1998 r., a potem rządził nim nieprzerwanie. Jak długo sięgam pamięcią, w gdyńskich wyborach drugich tur nie bywało. Jeśli mierzyć sympatię wynikami wyborczymi, szczyty miłości Gdynian do Szczurka przypadły w pierwszej dekadzie XXI wieku. W 2006 zdobył 86, w 2010 – 87 proc. poparcia (tak jest, mówimy o pierwszej turze). Regularnie wymieniano go wśród najpopularniejszych włodarzy w Polsce – a mieszkańcy i mieszkanki byli z Gdyni bardzo dumni. Ogólna emocja była taka: mamy morze, mamy lasy, mamy czyste powietrze, rozwój, nowoczesność i Open’era, to wy z tych różnych Warszaw, Poznaniów, Łodzi kochacie do nas przyjeżdżać, nie na odwrót. Raz w liceum znalazłam w „Przekroju” ranking najlepszych do życia polskich miast. Nie posiadałam się ze zdumienia, że w pierwszej piątce nie było Gdyni. Pomyślałam: nie no, niemożliwe, świat (albo jakiś redaktor z centralnej Polski) się pomylił.

Po 2010 r. poparcie dla Wojciecha Szczurka zaczęło spadać, ale jeszcze w 2018 r. wygrał w pierwszej turze. W tym roku wystartował ponownie, ubiegał się o siódmą kadencję. Ale kampania była zacięta, ze zdeterminowanymi kontrkandydatami. 7 kwietnia Szczurek dostał zaledwie 23,53 proc. głosów – o prezydenturę w drugiej turze powalczą Aleksandra Kosiorek i Tadeusz Szemiot. Co poszło nie tak? Zachęcam wziąć oddech, bo zarzutów jest wiele – i wobec Szczurka, i wobec zdominowanej przez jego formację rady miasta.

Gdynia jest zadłużona na miliard złotych, a jednocześnie lekką ręką wydaje kilkadziesiąt milionów na parking pod parkiem – obrazowo mówiła o tym Kosiorek w wywiadzie dla trójmiejskiej „Wyborczej”. Coraz głośniej słychać, że władze na potęgę wyprzedają miejskie grunty, podczas gdy brakuje mieszkań, a w Gdyni ubywa ludzi (o tym z kolei sporo mówił w kampanii zespół Szemiota). Druzgocącą klęskę poniosły lotniskowe ambicje prezydenta Szczurka (sprawa oparła się aż o Komisjê Europejsk± i Unijny Sąd w Luksemburgu). Ostatnie lata w Gdyni to np. budowa Węzła Karwiny – mocno krytykowana inwestycja – czy słynny już brak obiecanego lata temu lodowiska. Ale też po komentarzach w internecie widzę, że ludzie oskarżają Szczurka o wszystkie typowe grzechy długo panujących. Piszą o przyklejeniu do stołków, wykaszaniu konkurentów, zarzucają mu umiłowanie władzy i splendoru, a nie miasta. Więc tak – widać było przed wyborami nastroje w stylu „dobrze, panie prezydencie, trzeba już ze sceny zejść”. Ale niewielu sądziło, że będą aż takie silne.

Challenger vs. challengerka, czyli kto wręczy kolejne rolki

No dobrze, droga młodzieży, przyjrzyjmy się teraz kandydatom, bo to jednej z tych dwóch osób będziecie niedługo ściskać dłoń. W pierwszej turze najwięcej głosów – 34,43 proc. – zdobyła Aleksandra Kosiorek, kandydatka komitetu Gdyński Dialog. Jej główny postulat to przejrzystość działania władz, na liście jest też zmniejszenie zadłużenia Gdyni czy dostępność urzędu miejskiego. Ważny jest dla niej transport zbiorowy (to ona stworzyła pierwszy projekt uchwały o darmowej komunikacji dla dzieci), chce go rozwijać, ale mówi o tym dość łagodnie, tak, żeby nie antagonizować kierowców. To nieantagonizowanie to w ogóle znak firmowy jej kampanii. Kosiorek z zawodu jest radczynią prawną specjalizującą się w prawie medycznym, należy do grupy Prawniczki Pro Abo. W ubiegłym roku zrobiłam z nią zupełnie niesamorządowy wywiad (można go przeczytać tutaj) – rozmawiałyśmy o prawach pacjentki po aborcji i o tym, co zrobić, jeśli lekarze je naruszają. Ale o tej części swojej działalności Kosiorek nie bardzo mówi w kampanii. Na stronie pisze ogólnikowo, że działa na rzecz praw kobiet – i dodaje, że nagłaśniała też nieprawidłowości działania władz, a w kwestiach prawnych wspierała różne gdyńskie stowarzyszenia. Wszystko to jako mieszkanka – Kosiorek nie pełniła miejskich funkcji, nie należy też do partii politycznej.

Inaczej jest w przypadku Tadeusza Szemiota (25,85 proc.). Od 2006 r. jest miejskim radnym, należy do Platformy Obywatelskiej. Ale wystartował z szerokim poparciem, którego niekoniecznie można by się spodziewać przy kandydacie z tej formacji. W jego komitecie oprócz PO są Zieloni, Nowa Lewica, Razem i koalicja ruchów miejskich. Szemiot sam mówi o sobie „liberał o umiarkowanych poglądach”. Z częścią jego postulatów mogłaby iść do wyborów Magdalena Biejat: radny chce, żeby Gdynia budowała miejskie mieszkania czynszowe oraz pozyskiwała je od deweloperów, mówi o powstawaniu nowych akademików. W sprawie połączenia północnych dzielnic z centrum (autobusy na tych trasach stoją w korkach już od lat) proponuje niecodzienne rozwiązanie: prom. I jeszcze dwa słowa w kwestii praw mniejszości – niech będzie po równo, skoro już zdemaskowałam Aleksandrę Kosiorek jako działaczkę od praw reprodukcyjnych. Kiedy podczas jednej z gdyńskich debat padło pytanie, kto jako prezydent poszedłby na czele marszu równości, Szemiot był jedynym kandydatem, który bez wahania podniósł rękę. 

W kwestionariuszu Mam Prawo Wiedzieć między odpowiedziami Kosiorek i Szemiota nie ma przepaści. To nie jest wyborcza walka, w której odbijają się ogólnopolskie antagonizmy. Zagadką pozostaje też możliwe wsparcie od kandydatów, którzy nie weszli do drugiej tury – i jego nieprzewidywalne dziś skutki. Niektórzy sądzą, że formacja Szczurka mogłaby zachęcić do głosowania raczej na kandydata z Platformy – tylko czy nie byłaby to niedźwiedzia przysługa? Kosiorek mogłaby wtedy tym mocniej podkreślać, że to ona, a nie wieloletni radny Szemiot, jest prawdziwie świeżą twarzą. Ale tak sobie myślę, że prawdziwą zgryzotę ma dziś kandydat prawicy. Marek Dudziński, radny PiS, uzyskał w wyborach prezydenckich blisko 13 proc. głosów. I kogo on, biedny, miałby teraz poprzeć: kobietę, która działa w grupie z „pro abo” w nazwie, czy znienawidzone PO?

Udział
Exit mobile version