O problemach kadrowych drużyny trenera Michała Winiarskiego wie już chyba cała siatkarska Polska. Do kontuzji atakującego Karola Butryna w drugim meczu finałowym doszedł jeszcze uraz środkowego Jurija Gladyra. Obaj zasiedli w środowy wieczór za bandą reklamową hali w Sosnowcu (tam swoje mecze rozgrywają Jurajscy Rycerze w roli gospodarzy w play-off) tuż obok obecnego na meczu trenera Nikoli Grbicia. A „Winiar” musiał tradycyjnie wyrzeźbić coś nie tylko w oparciu o kontuzje, ale również liczbę siatkarzy z zagranicznymi paszportami w jednym momencie na boisku.
Widowisko w Sosnowcu! Georg Grozer (tym razem) lepszy od Wilfredo Leona
Winiarski, mogąc mieć trójkę zagranicznych zawodników w grze, „poświęcił” libero. W kwadracie dla rezerwowych pozostał Luke Perry. Jego miejsce zajął za to Szymon Gregorowicz. I trzeba przyznać, że to był słuszny wybór. Na boisku mógł bowiem wystąpić tercet: atakujący Georg Grozer (Niemcy), rozgrywający Miguel Tavares (Portugalia) i przyjmujący Aaron Russell (USA).
Po stronie gości za to rozwiązana dobrze znane, a przede wszystkim – skuteczne. Lubelski zespół w środę mógł, ale nie musiał. Co, jak pokazywało mnóstwo przykładów, bywa naprawdę zbawienne, kiedy trafiają na siebie dwa wyrównane zespoły. Wiara w Lublinie była jednak ogromna, patrząc choćby na szczelnie wypełniony sektor gości. Głośny Klub Kibica LKPS stanął na wysokości zdania, tworząc mocną konkurencję dla jak zawsze głośnych fanek i fanów Jurajskich Rycerzy.
Jak wyglądało samo spotkanie? Pierwsza dwa sety dosyć niespodziewanie, patrząc na poprzednie mecze (dwa razy 3:0 dla Bogdanki LUK) dla wicemistrzów Polski z poprzedniego sezonu. Koncertowo spisywał się Grozer, który napędzał się nie tylko skutecznymi atakami (w samym pierwszym secie 7 punktów), ale też głośnym dopingiem dookoła. Warto również docenić Bartosza Kwolka i libero Gregorowicza. Russell również potrafił coś dorzucić od siebie, zatem tak właściwie – działało wszystko, co powinno po stronie gospodarzy. Goście mieli za to problem zwłaszcza z prawym skrzydłem.
Trener Massimo Botti szukał pomysłu, od drugiego seta wprowadzając na boisko Mateusza Malinowskiego. „Malina” to na co dzień ekspert głównie od zmian zadaniowych na zagrywce, ale w razie potrzeby – potrafi również wartościowo wspomóc zespół. Całościowo wejściem Malinowskiego zmieniło też nieco pomysł na grę po stronie rozgrywającego Marcina Komendy. Niekoniecznie tylko wysoko, ale też szybciej, mając leworęcznego gracza na prawym skrzydle.
Taktyczne szachy były zresztą widoczne na boisku. Trzeci mecz w krótkim odstępie czasu obu zespołów – to przepis na grę z tzw. otwartej księgi. Poszczególne ustawienia, gra blokiem, asekuracja, wreszcie ulubione strefy ataku. To wszystko to sól siatkówki, którą mogliśmy obserwować w Sosnowcu. Wynikowo ważny był set numer 2. Choć wygrany tak samo, jak pierwszy (25:20), to zawiercianie musieli jednak odrabiać sporą stratę z początku odsłony (np. 1:5). W poprzednich meczach taka sztuka drużynie Winiarskiego się nie udawała.
Nie udała się też… w trzecim secie, również rozpoczętym od 1:5. Bogdanka LUK zaczęła dochodzić do głosu, a poszczególni liderzy – na czele z Wilfredo Leonem – pokazywali, że nie zamierzają szybko wyjeżdżać z Sosnowca.
Najmocniejsze przeciąganie liny miało miejsce w czwartym secie. To była siatkówka w najlepszym wydaniu. Mocne ciosy z jednej i drugiej strony i prowadzenie, które jeśli się zmieniało, to dosłownie o punkt-dwa, raz na jedną, raz na drugą stronę. Przykład? 18:16 po asie serwisowym Kwolka. Za chwilę? 18:18 – tym razem asem popisuje się Malinowski, co ciekawe, w przeszłości siatkarz klubu z Zawiercia.
Co jednak najważniejsze, w środę można było zobaczyć walkę, jak przystało na spotkanie dwóch najlepszych drużyn w Polsce.
Na prowadzenie w końcówce gości wyprowadził dwoma asami serwisowym Mikołaj Sawicki (od 19:19 do 21:19 dla Bogdanki LUK). Przyjezdni prowadzili już nawet 24:22. Jurajscy Rycerze zdołali jednak po skutecznej kontrze Grozera (wcześniej obroniony atak Leona) doprowadzić do thrillera w końcówce (24:24). Gospodarze pierwszą piłkę meczową mieli za to przy 26:25. Mecz skończył Russell, przepychając piłkę na 29:27.
Mecz numer cztery w grze o złoto PlusLigi już w najbliższą sobotę (tj. 10 maja). Tym razem rywalizacja przenosi się do Lublina. Bogdanka LUK nadal jest w lepszym położeniu w serii, mając po swojej stronie prowadzenie 2:1. Jak jednak pokazali w środowy wieczór Jurajscy Rycerze, z pewnością ponownie zrobią wszystko, żeby spełnić marzenia o złocie. Początek tej siatkarskiej bitwy o godzinie 17:30.
Transmisja finału tradycyjnie na antenie Polsatu Sport 1, natomiast internetowo m.in. za pośrednictwem platformy Polsat Box Go,
PGE Projekt Warszawa z brązowymi medalami. Mistrzowie Polski bez wygranej
Zanim w Sosnowcu rozpoczęło się spotkanie numer 1 w grze o złoto, w Jastrzębiu-Zdroju rozstrzygnięto rywalizację o trzecie miejsce na mecie sezonu 2024/25. Choć gospodarzami po raz drugi w tej serii była najlepsza drużyna fazy zasadniczej, abdykujący mistrz Polski – JSW Jastrzębski – to ostatecznie klub ze Śląska został z niczym.
Tomasz Fornal i spółka przegrali bowiem trzeci raz z PGE Projektem Warszawa, tym razem 2:3. Dokładając jeszcze przegraną z półfinału przeciwko Bogdance LUK (również u siebie, także po tie-breaku), był to czwarty mecz bez sukcesu zespołu trenera Marcelo Mendeza. Wygląda na to, że drużyna z Jastrzębia-Zdroju potrzebuje szybkiego resetu. Już w kolejnym tygodniu, na zamknięcie sezonu, JSW Jastrzębski zagra w półfinale Ligi Mistrzów. W Final Four w łódzkiej Atlas Arenie jastrzębianie zmierzą się z… Aluronem CMC Wartą. Wiadomo już jednak, że to będzie symboliczne pożegnanie z tymi rozgrywkami dla klubu z Jastrzębia-Zdroju, bo czwarte miejsce w PlusLidze przepustki do klubowej elity na Starym Kontynencie nie daje.
W zupełnie innych nastrojach sezon zakończyli za to warszawianie. Wygrana 3:0 w serii z mistrzami Polski, to zawsze miła odmiana po przegranym półfinale z Jurajskimi Rycerzami. Brązowy medal to też powtórka z ubiegłego sezonu. Dodajmy, że w stołecznym klubie dojdzie do sporych roszad kadrowych. Z klubem żegna się wielu doświadczonych siatkarzy, m.in. kapitan Andrzej Wrona, przyjmujący Artur Szalpuk, czy środkowy Jakub Kowalczyk. Wzruszeń nie brakowało zresztą po obu stronach, podczas oficjalnej ceremonii dekoracji. W takich składach oba teamy już się nie zobaczą.