Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Jest pan zaskoczony obecną dyskusją wokół kariery biznesowej Andrzeja Dudy po zakończeniu kadencji?
Jarosław Wałęsa: To, co dzieje się z Andrzejem Dudą, odzwierciedla jego postawę podczas prezydentury. Był, mówiąc wprost, człowiekiem bez charakteru i filozofii rządzenia, takim, brzydko mówiąc, „popychadłem”. Nie wypracował dużego autorytetu, żeby – jak mój ojciec czy Aleksander Kwaśniewski – być zapraszanym na fora międzynarodowe i tam reprezentować Polskę. Także jest sam sobie winny. Natomiast jego praca w biznesie mało mnie interesuje.
Był prezydentem przez dwie kadencje. To czas niewystarczający, aby wypracować istotne międzynarodowe kontakty i zdobyć stanowisko na przykład w międzynarodowej instytucji?
Najwyraźniej to za mało, by znaleźć dla siebie miejsce w Europie czy na świecie. To był człowiek, „znikąd”, wyciągnięty z kapelusza przez Jarosława Kaczyńskiego. Rzeczywiście był prezydentem przez dziesięć lat, nad czym ubolewam, bp przez dwie kadencje nie mieliśmy w Pałacu Prezydenckim żadnej osobowości.
Mocne słowa.
Ale prawdziwe. Nie reprezentował nas godnie jako pierwszy obywatel, nie zdobył wystarczającego doświadczenia i autorytetu w działaniach formalnych czy mniej oficjalnych, które teraz pozwalałby mu, co widać na przykładzie byłych prezydentów np. w USA, na odpowiednie zagospodarowanie tego potencjału po zakończonej kadencji.
Ubolewam nad tym, ponieważ świadczy to o niedojrzałości naszego systemu politycznego. I jest tu naprawdę wiele do zrobienia.













