Wraca projekt, który dotyczy tak zwanej deregulacji wycinki drzew na prywatnych posesjach. Rządzący w tym roku już raz próbowali zmienić przepisy, ale – po krytyce strony społecznej i ekspertów, w tym Państwowej Rady Ochrony Przyrody – projekt wycofano. Teraz pomysł wraca w nowej formie.
Propozycja, która nie przeszła uprzednio, zakładała zezwolenie na wycinkę drzew po upływie 35 dni od zgłoszenia do urzędu, jeśli urząd nie wniósł sprzeciwu. Proponowane obecnie przepisy wprowadzają zasadę „milczącej zgody” na wycięcie drzewa po upływie 60 dni od zgłoszenia.
W czwartek sejmowe komisje ds. Deregulacji oraz Samorządu Terytorialnego zaopiniowały pozytywnie te zmiany. Jeśli wejdą w życie, osoba fizyczna, która zamierza wyciąć drzewo na swojej posesji, będzie musiała – tak jak dziś – zgłosić ten zamiar gminie. Przedstawiciele urzędu będą mieć 21 dni na oględziny zgłoszonego drzewa, a następnie 14 dni na wniesienie ewentualnego sprzeciwu. Podstawą może być wartość przyrodnicza drzewa – np. gdy jest stare i posiada wymiary pomnikowe lub stanowi siedlisko dla chronionych gatunków zwierząt, roślin, grzybów. Jednak w celu „zabezpieczenia wnioskodawców przed bezczynnością”, w przypadku braku decyzji urzędu przez 60 dni – wnioskodawca uzyskuje „milczącą zgodę”.
– W kwestii ochrony przyrody nie może być wolnej amerykanki. Przedstawiony przez rząd projekt zakłada, że jeżeli urzędnicy się nie wyrobią w terminie 60 dni, nastąpi automatyczna, „milcząca zgoda” na wycięcie drzewa. Nie można karać przyrody za słabe działanie państwa – uważa Aleksandra Wiktor, koordynatorka kampanii przyrodniczych w Greenpeace Polska. Podkreśla, że zadaniem państwa jest ochrona przyrody.
Nowe „Lex Szyszko”
Organizacje pozarządowe nazywają przepisy „nową odsłoną Lex Szyszko”. To nawiązanie do prawa wprowadzonego za rządów PiS i ówczesnego ministra środowiska Jana Szyszki. W 2017 roku zniósł on obowiązek zgłaszania wycinki drzew na terenach prywatnych (z wyjątkiem wycinki prowadzonej w ramach działalności gospodarczej).
Efekty były fatalne – zaczęła się masowa wycinka, także w miejscach, gdzie dotychczas odmawiano na nią zgody. Niektórzy właściciele „czyścili” całe działki z drzew, czasem bez potrzeby, bo robiono to „na zapas” z obawy przed kolejną zmianą przepisów (która w końcu nastąpiła).
– Gdy w 2017 roku PiS wprowadzał Lex Szyszko, przez które z Polski zniknęło nawet trzy mln drzew, Platforma Obywatelska głośno protestowała przeciwko „masowej wycince”. Jednak teraz sam premier Donald Tusk podpisał się pod rządowym projektem ustawy, która pod płaszczykiem „deregulacji” wprowadza „milczącą zgodę” na wycinkę drzew – powiedział Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
To jest skandal, że rząd, który obiecał, że będzie stał po stronie przyrody, teraz chce pozwolić na wycinkę drzew bez wcześniejszej weryfikacji. To może sprawić, że znowu bez kontroli będą wycinane nawet drzewa o wymiarach pomnikowych i te, które są domem dla chronionych gatunków zwierząt – podkreślił.
Organizacje ekologiczne wskazują, że długie oczekiwanie nie jest powszechnym problemem, bo wiele urzędów dopełnia obecnie obowiązujących terminów. Ewentualne opóźnienia mogą wynikać z braków kadrowych w urzędach i braku specjalistycznego przygotowania urzędników w przypadku, gdy gatunek jest trudny do identyfikacji. Dlatego ich zdaniem rozwiązaniem problemu jest zapewnienie odpowiedniego wsparcia urzędom, a nie automatyzacja zgód na wycinkę po 60 dniach.












