Maciej Słomiński, Interia: Dlaczego 25 marca jest tak ważnym dniem dla Białorusinów?
Białoruska dziennikarka, ścigana za działalność opozycyjną: – Tego dnia obchodzimy Dzień Wolności, na pamiątkę wydarzeń z 25 marca 1918 r., gdy powołano do życia Białoruską Republikę Ludową (BRL). To oznaczało zerwanie więzi z Rosją i nieuznanie postanowień traktatu brzeskiego.
Długo ta wolność nie potrwała.
– Niestety, po władzę sięgnęli komuniści, 1 stycznia 1919 r. powołali do życia Sowiecką Republikę Białorusi, która weszła w skład ZSRR. Prawilny rząd Białorusi udał się na uchodźstwo, gdzie jest do dziś. Przewodniczącą rady BRL jest Iwonka Surwiłła, mieszka w USA, ale co roku składa życzenia Białorusinom. Historia zatoczyła koło, bo Swiatłana Cichanauska, która de facto wygrała wybory prezydenckie w 2020 r., też została zmuszona do emigracji.
Jak obchodzić Dzień Wolności bez wolności?
– Nie jest łatwo, ale nie zapominamy o tradycji, bierzemy prawidłową biało-czerwono-białą flagę Białorusi i idziemy w miasto. Na całym świecie jest białoruska diaspora, największe obchody są na Litwie i w Gruzji, ale też w USA, Belgii, Hiszpanii i Polsce.
– W Gdańsku w tym roku spotkaliśmy się w ECS, oglądaliśmy filmy i byliśmy razem. Jesteśmy wdzięczni Polsce, że nam pomaga i nie zostawia samych. Jesteście naszym najbliższym sąsiadem, dziękujemy za wsparcie.
Czy na Białorusi są również obchody Dnia Wolności?
– Reżim Łukaszenki ma swoje sowieckie święta – 9 maja w Dzień Zwycięstwa nad faszyzmem i 3 lipca – Dzień Niepodległości w dzień wyzwolenia Mińska. Dyktator wie, co znaczy Dzień Wolności dla opozycji i stara się nam tego dnia splunąć w twarz.
– Wybory prezydenckie, które jak zwykle były farsą, odbyły się 26 stycznia. Zgodnie z konstytucją zwycięzca musi być zaprzysiężony najpóźniej dwa miesiące po nich. „Baćka”, który jest już prezydentem siódmą kadencję, nieprzypadkowo wybrał sobie akurat 25 marca, Dzień Wolności, wiedząc, że nas to zaboli.
– Było tylko około tysiąca osób w pałacu prezydenckim, ale na ulicach dosłownie zero, nikogo. Nikt mu nie gratulował, to było święto jednej osoby. Po prostu stwierdził, że nadal będzie przywódcą. Od czasu do czasu my też się odgryzamy reżimowi.
– W lutym 2024 r. na dwóch tysiącach ekranów w mińskim metrze został wyemitowany apel Swiatłany Cichanauskiej do narodu. To robota naszych dzielnych cyberpartyzantów. Reżim oskarżył firmę, która była odpowiedzialna za marketing w metrze, o zamach stanu. Jej szef Andriej Smoliak był akurat w Warszawie, gdzie pozostał do dziś. Powrót do kraju byłby zbyt niebezpieczny.
W 2020 r. po sfałszowanych wyborach były ogromne protesty na Białorusi, a jak było tym razem, w styczniu 2025 r.?
– Cisza jak cmentarzu. Większość tych, którzy się sprzeciwiali Łukaszence albo wyjechała, albo siedzi w więzieniach. Tym nielicznym, którzy zostali w kraju, zostało przekazane, że mają się nie wychylać, za duże jest ryzyko aresztowania i długoletniego więzienia.
Gdy rozmawialiśmy przed styczniowymi „wyborami” prezydenckimi mówiłaś, że nie wybierasz się protestować na Długim Targu.
– Jestem w Polsce od czterech lat, przez pierwsze dwa lata chodziłam wszędzie, potem przestałam. Wiem, że białoruskie służby filmują zebranych, może dojść do prowokacji, na Białorusi są moi rodzice. Zresztą wiem, że służby wiedzą, że jestem w Gdańsku. I oni wiedzą, że ja wiem. Obie strony wiedzą o sobie bardzo wiele.
– Cyberpartyzanci, o których mówiłam, wykradli wiele baz danych białoruskich służb, z donosami do KGB z lat 2014-23 na czele. Jest też tzw. „czarna karta”, nasi włamali się do baz danych wydziałów policji, dzięki czemu wiemy, kto był donosicielem, np. wiem, kto szpiegował mnie, gdy mieszkałam w bloku w Mińsku. Wiadomo też, gdzie niektóre z tych osób znajduje się w Polsce, nazywamy to „mapą zdrajców”.
– Doszło do tego, że na wielu posterunkach białoruskiej policji dokumenty wypisywane są ręcznie na papierze, a nie w komputerze – funkcjonariusze boją się, że nasi ludzie złamią zabezpieczenia systemów i wykradną dane.
– Młode chłopaki i dziewczyny, którzy byli zatrudnieni w białoruskich firmach jako programiści. Informatycy, którzy osłabiają reżim nie za pieniądze, a dla idei. Czytałam gdzieś, że 78 proc. osób, które wyjechały z Białorusi, ma wyższe wykształcenie. Jest to całkiem możliwe.
Czy ty czujesz się w Polsce bezpieczna?
– W Gdańsku pierwszym szokiem było to, że nie widać policji na każdym kroku. W Mińsku są wszędzie, stoją po kilka osób na każdym rogu. Przez pierwsze pół roku w Polsce drętwiałam na każdy dzwonek do drzwi, a moja 12-letnia wtedy córka chowała się za kotarą. Jednemu koledze wykradli dostęp do kanału na Telegramie i musieliśmy zmienić kanał komunikacji.
– Są też metody w starym stylu – do koleżanki, która demonstrowała na Długim Targu z białoruską flagą, nagle ktoś podszedł od tyłu i powiedział jej do ucha: „jeszcze raz tu będziesz, a wrócisz na Białoruś w bagażniku”.
Wśród białoruskiego środowiska opozycyjnego w Polsce też mogą być szpiedzy.
– Oczywiście, nie jesteśmy w stanie sprawdzić wszystkiego. Na przykład tego, że ktoś podpisał papiery ze służbami będąc w więzieniu. Albo kogoś nastraszyli, bo ktoś z rodziny został zatrzymany. Reżim Łukaszenki stosuje odpowiedzialność zbiorową, rządzi przez strach. Ja się nie boję.
Może te służby białoruskie nie są aż tak straszne jak je malują?
– Wiemy, że agentów jest sporo, zwłaszcza tu, na północy Polski. Z powodu bliskości obwodu królewieckiego w Trójmieście i okolicach jest około 1,8 tys. białoruskich szpiegów. Czy są mocni albo straszni? Moim zdaniem boją się bardziej niż my, bo wiedzą, że służą złej sprawie.
Dla reżimu Łukaszenki jesteś ekstremistką.
– W tamtym życiu byłam dziennikarką w jednej z opozycyjnych gazet. Wyjechałam do Polski przez Ukrainę, gdy zaczęło się robić gorąco. Jeden przyjazny nam mundurowy powiedział, że na posterunku wdział moje zdjęcie. Nawet nie wiem, ile mi grozi, nie widziałam papierów sądowych, pewnie około 15 lat za działalność przeciw reżimowi. Jeżeli przekroczę granicę polską, będę zatrzymana.
Reżim Łukaszenki stosuje odpowiedzialność zbiorową, rządzi przez strach. Ja się nie boję.
Czym się zajmujesz w Polsce?
– Opiekuję się starszymi osobami, za coś trzeba żyć. Żadna praca nie hańbi. Wiele osób, którymi się opiekuję, mówi mi, że na Białorusi jest jak w stanie wojennym w Polsce. Moim zdaniem jest gorzej przez internet, każdy w nim ruch zostawia ślad. Wtedy tego nie było, można było być bardziej niewidzialnym.
Jak blisko było do zmiany władzy na Białorusi w latach 2020-21?
Dlaczego się nie udało?
– W Pińsku policja przeszła na stronę protestujących, powiedzieli, że nie będą bić swoich braci, za co potem zostali mocno ukarani. Nie było szans, żeby całość służb mundurowych przeszła na naszą stronę, oni byli podsłuchiwani, bali się. Główny powód był taki, że Łukaszence pomogły posiłki z Rosji, Rosgwardia itd.
– Wielu Rosjan zostało przebranych w białoruskie mundury, w ogóle nie byli zorientowani w Mińsku, nie wiedzieli np. gdzie jest oddział policji. Było słychać, że mówią po rosyjsku z innym akcentem, my mówimy twardziej niż oni. Bez pomocy z Rosji Łukaszenka by nie przetrwał. Zresztą jakby opozycja przejęła władzę, byłoby jeszcze gorzej niż teraz.
– Mielibyśmy teraz to, co ma Ukraina. Jeśli wojsko i policja stanęłyby po stronie narodu, weszłyby do nas wojska rosyjskie i byłaby krwawa wojna. Teraz mamy podwójną okupację łukaszenkowsko-putinowską, ale przynajmniej nie polała się krew na taka skalę jak w Ukrainie. Jest cicha okupacja, a byłaby krwawa.
Jednak widzę, że optymizm cię nie opuszcza – z czego czerpiesz nadzieję na dobrą przyszłość dla Białorusi?
– Historia lubi się powtarzać. W 1994 r., gdy Łukaszenko został prezydentem, zegar się wyzerował. Potem przyspieszył, teraz na Białorusi jest jak w najczarniejszych czasach stalinowskich, jak w 1937 r. Stalin rządził od 1922 r., w 1953 r. zmarł, był na sowieckim tronie przez 31 lat.
– Dziadek Łukaszenka też rządzi już tyle czasu, a tak jak jego kolega Putin – nie ma eliksiru młodości i nie będzie żyć wiecznie. Nadzieję pokładam w biologii, czuję, że ich piosenka niedługo przestanie grać.
– Czekamy aż go nie będzie. Znam dużo osób, nawet wojskowych i mundurowych, którzy na to czekają. Oni zostali właściwie przekupieni, przed wyborami dostali kredyty oprocentowane na 1 proc. Dostali swoje wymarzone mieszkania, teraz „Baćka” im już nie jest potrzebny.
Myślisz, że Europa i Polska mogłyby coś więcej zrobić dla Białorusi?
– Polska robi, co może dla Białorusinów, można szybko załatwić dokumenty legalizujące pobyt. Nie możemy wymagać, żeby Polska otworzyła szkoły dla białoruskich dzieci z nauczaniem w naszym języku. Od Polski dostajemy prawie samo dobro.
To znaczy, że doznałaś jakichś nieprzyjemności od Polaków?
– Dwa razy przez cztery lata. To niedużo. W zeszłym miesiącu jechałam autobusem i przeglądałam Facebooka. Trochę postów w języku polskim, trochę po białorusku, najwięcej w rosyjskim, bo w tym pisze najwięcej moich przyjaciół.
– Podszedł ten facet, Polak, patrzył mi przez ramię, że czytam po rosyjsku, zaczął mówić, że przyjechałam tu polować na polskich mężczyzn i mam w… do swojej Ukrainy.
– Innym razem Polka, która mieszka w moim bloku, powiedziała, że mam się wynosić, żeby mnie tutaj nie było. Że tylko dostajemy tu pieniądze i Polacy muszą na nas płacić. A co to, moja wina, że tu muszę mieszkać? Mam mieszkanie w swoim kraju, ale nie mogę z niego korzystać.
Cały czas wydajecie opozycyjną gazetę w internecie.
– Tak, wyszły już 92 numery, wrzucamy ją na jeden z kanałów w Telegramie. Potem nasi koledzy na Białorusi drukują i wrzucają do skrzynek pocztowych w Mińsku i innych większych miastach.
To chyba dość niebezpieczne.
– Tak, ale osoby starsze, które nie mają dostępu do internetu, chętnie je czytają, żeby poznać prawdę. Robimy to całkowicie jako wolontariat, z troski o ojczyznę i żeby nie zapomnieć zawodu.
Znasz sprawę sędziego Tomasz Szmydta?
– Znam i dziwię się, że tak długo pozwalają mu żyć. Inny uciekinier z Polski, dezerter Emil Czeczko, ma już swą ulicę w Grodnie, a będzie miał w nowej dzielnicy w Mińsku.
Czego wam życzyć w Dniu Wolności?
– Żeby świat nie zapomniał o sprawie białoruskiej, my się na pewno nie poddamy, będziemy walczyć. Żeby wreszcie Białoruś znalazła swą wolność, żebyśmy mogli żyć pod naszą biało-czerwono-białą flagą.
Rozmawiał Maciej Słomiński