Jak informowała rozgłośnia RMF FM, były wiceminister sportu i turystyki został w poniedziałek (13 października) zatrzymany przez policję na S3 – na odcinku ekspresówki, który biegnie w pobliżu Polkowic (Dolny Śląsk).
Na liczniku miał mieć około 200 kilometrów na godzinę. Tymczasem po drodze tej można jechać maksymalnie 120 km/h. Radio ustaliło, że Mejza nie przyjął mandatu, który opiewał na kwotę dwóch i pół tysiąca złotych (oprócz tego na konto posła powędrowałyby punkty karne – konkretnie 15). W rozmowie z policją parlamentarzysta zasłonił się immunitetem poselskim i wkrótce ruszył w dalszą drogę. Polityk przeprosił później w mediach społecznościowych za swoje zachowanie i wytłumaczył, że nie zgodził się na wystawienie mandatu, bo „spieszył się na lotnisko, a czas potrzebny na jego wypisanie sprawiłby, że na pewno spóźniłby się na samolot”.
Zapowiedział też, że „jeśli będzie taka możliwość prawna, to ureguluje mandat od razu, a jeśli nie, to natychmiast zrzeknie się immunitetu i poniesie pełną odpowiedzialność”.
Rajd Łukasza Mejzy. Policja wykonała ruch w kierunku ukarania posła PiS
Jak dowiedział się Polsat News, w czwartek (16 października) policja przesłała do KGP odpowiednie papiery – do Komendy Głównej Policji wpłynął wiosek o uchylenie mu immunitetu. – Trwa analiza dokumentacji. Policjanci sprawdzają, czy jest ona pełna. Jeśli tak, to za pośrednictwem prokuratury wniosek trafi do marszałka Sejmu – tłumaczyła w rozmowie z Polsatem News członkini zespołu prasowego KGP, Lucyna Rekowska.
Wcześniej ws. immunitetu Mejzy, komentarza mediom udzielał marszałek Sejmu. – Jeżeli rzeczywiście policja udokumentowała przekroczenie prędkości, tak znaczne i stanowiące w oczywisty sposób zagrożenie dla zdrowia i życia innych obywateli, to należy ponieść konsekwencje – oceniał Szymon Hołownia.