Z relacji mieszkańców wynika, że zamaskowani napastnicy przemieszczali się samochodem po osiedlowych ulicach, polując na przechodniów. Po zatrzymaniu pojazdu wybiegali z niego, atakowali napotkane osoby, a następnie odjeżdżali, by po chwili pojawić się w innym miejscu i ponowić atak. Według świadków szczególną agresję kierowano w stronę młodych ludzi.
— Ci ludzie w biały dzień zorganizowali polowanie na przechodniów — relacjonuje mieszkaniec dzielnicy, którego cytuje „Gazeta Wyborcza”. — Bili ich, przewracali i kopali, po czym wracali do samochodów i jechali dalej — dodaje.
Dotkliwie pobici przechodnie byli zaskoczeni i bezbronni wobec brutalnych działań napastników. Wciąż nie wiadomo, czy ataki miały charakter losowy, czy też ofiary zostały wcześniej wytypowane. Jak twierdzą informatorzy „Gazety Wyborczej”, do napaści dochodziło w kilku miejscach na terenie dzielnicy, a napastników miało być kilku. Wszystkich łączyło jedno — kominiarki w barwach wskazujących na konkretne środowiska kibicowskie.
Śledztwo pod kątem przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu
Do sprawy odniosła się Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach. Na obecnym etapie prowadzone są czynności wyjaśniające pod kątem przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu.
— Wszczęliśmy czynności pod kątem przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu. Nie mamy jeszcze oficjalnego zawiadomienia od ewentualnych pokrzywdzonych. Cały czas prowadzimy ustalenia, badamy przyczyny i okoliczności tego zdarzenia. Na ten moment nie możemy podać więcej szczegółów, ale wiemy, że mamy do czynienia z aktywnością środowisk pseudokibiców — przekazała komisarz Sabina Chyra-Giereś, oficer prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Brak zgłoszeń od poszkodowanych może wynikać zarówno z obaw o własne bezpieczeństwo, jak i z obawy przed zemstą ze strony napastników. Tymczasem lokalna społeczność jest wstrząśnięta skalą przemocy i brakiem reakcji w chwili zdarzenia.
Pseudokibice w roli oprawców
Z ustaleń „Gazety Wyborczej” wynika, że ataki mogły mieć związek ze środowiskami pseudokibiców klubów GKS Katowice i Górnik Zabrze. O przynależności napastników do tych grup mają świadczyć kolory noszone przez nich na kominiarkach — barwy klubowe, które nie pozostawiały wątpliwości co do ich afiliacji.
O ile brutalne zachowania w środowisku kibolskim nie są nowością, to jednak eskalacja agresji na otwartej przestrzeni, z wymierzeniem przemocy w przypadkowych przechodniów, jest zjawiskiem skrajnie niepokojącym. Takie działania nie tylko stanowią poważne naruszenie porządku publicznego, ale też sieją strach wśród mieszkańców, którzy obawiają się o swoje bezpieczeństwo.
— To wyglądało jak jakaś pokazówka albo próba zastraszenia — mówi jeden z mieszkańców, który był świadkiem napaści, ale z obawy o własne życie wolał nie reagować.
Strach i frustracja mieszkańców
Mieszkańcy dzielnicy „Cwajka” nie kryją oburzenia i bezsilności. Ich zdaniem taka skala agresji w biały dzień jest dowodem na rosnącą bezkarność grup kibolskich i niedostateczną reakcję służb porządkowych.
— Kiedyś takie rzeczy działy się po meczach, w nocy, gdzieś z dala od osiedli. Teraz atakują w środku dnia, bez żadnych zahamowań. A my boimy się wyjść z domu — komentuje starsza kobieta, która mieszka nieopodal miejsca jednego z ataków.
W podobnym tonie wypowiadają się inni mieszkańcy, którzy żądają od władz miasta i policji zdecydowanych działań. Niektórzy zapowiadają, że jeżeli sytuacja się powtórzy, będą organizować patrole obywatelskie.
Policja apeluje o pomoc świadków
Funkcjonariusze nie ukrywają, że każda informacja dotycząca zdarzenia może mieć znaczenie. Apelują do świadków oraz ewentualnych ofiar o kontakt z policją. Przypominają, że zgłoszenia mogą być anonimowe, a wszelkie dane zostaną objęte tajemnicą śledztwa.
Sprawa z Chorzowa może stać się punktem zwrotnym w debacie o bezpieczeństwie na ulicach śląskich miast. Oby jednak nie trzeba było kolejnych ofiar, by opinia publiczna i instytucje państwowe potraktowały problem z należytą powagą.