Zapowiedź prezydenta USA o nałożeniu 30-procentowego cła na towary z UE i Meksyku wywołała gwałtowne reakcje w europejskich stolicach. Włosi mówią o „gospodarczym szantażu”, Niemcy grożą kontruderzeniem. A Polska? Czy powinna działać bardziej aktywnie w ramach wspólnej polityki handlowej UE? Jakie kierunki eksportowe mogą stać się alternatywą dla nadwiślańskich producentów żywności w obliczu napięć z USA? Czy Azja, Zatoka Perska i Afryka Północna to przyszłość naszej obecności na rynkach pozaunijnych? Cła Donalda Trumpa to poważne wyzwanie dla unijnego handlu – ale też szansa na redefinicję polskiej strategii eksportowej.
Beata Anna Święcicka, „Wprost”: Towary importowane z Unii Europejskiej oraz Meksyku będą objęte amerykańską stawką celną w wysokości 30 proc. od 1 sierpnia – poinformował prezydent USA Donald Trump w liście opublikowanym w sobotę, 12 lipca, na swoim portalu społecznościowym Truth Social. Włosi się denerwują, Niemcy grożą odwetem. Jaką drogą pójdzie UE?
Bożena Wróblewska, prezes zarządu Centrum Promocji Krajowej Izby Gospodarczej: Unia Europejska – według zapowiedzi niemieckiego wicekanclerza – przygotowuje skoordynowaną odpowiedź na ewentualne cła Donalda Trumpa. Oznacza to, że Bruksela nie będzie działać odruchowo, lecz opracuje strategię obronną – oczywiste jest, że może to obejmować działania odwetowe na produkty amerykańskie, skargi do WTO, jak również intensyfikację negocjacji handlowych z partnerami w Azji, Ameryce Łacińskiej i Afryce. UE sygnalizuje jednocześnie gotowość do dialogu, ale nie zamierza pozostać bierna.
Co decyzja UE będzie oznaczała dla polskiej gospodarki?
Dla Polski – jako kraju silnie zintegrowanego z rynkiem wewnętrznym Unii Europejskiej i beneficjenta wspólnej polityki handlowej – potencjalna odpowiedź UE na ewentualne cła Donalda Trumpa będzie miała wielowymiarowe znaczenie.
Po pierwsze, oznacza bezpośrednią ochronę interesów eksportowych, w tym także polskich. Jeśli Unia zdecyduje się na działania odwetowe, będą one obejmować wspólny mechanizm chroniący producentów z całej Wspólnoty – w tym z Polski. Dotyczy to zwłaszcza sektorów o dużym potencjale eksportowym do USA, takich jak przemysł meblarski, AGD, motoryzacja czy przetworzona żywność. UE jako blok negocjuje i odpowiada w imieniu wszystkich państw członkowskich, co daje Polsce znacznie silniejszą pozycję, niż gdyby działała samodzielnie.
Po drugie, ewentualne zakłócenia w relacjach handlowych między UE a USA mogą być impulsem do przyspieszenia procesu dywersyfikacji kierunków eksportu. Polska już dziś rozwija obecność na rynkach Azji Południowo-Wschodniej (np. Wietnam, Indonezja, Korea Południowa), w regionie Zatoki Perskiej (Arabia Saudyjska, ZEA) oraz Afryki Północnej (Egipt, Algieria). Zmiana klimatu handlowego może skłonić firmy do jeszcze intensywniejszych działań w tych kierunkach – zarówno przez eksport, jak i inwestycje w lokalne przedstawicielstwa, certyfikację i promocję.
Po trzecie, decyzja UE będzie także sygnałem dla polskich przedsiębiorstw, że kluczowym filarem bezpieczeństwa eksportowego pozostaje wspólny rynek Unii Europejskiej. W momencie globalnej niestabilności i napięć celnych rynek wewnętrzny UE oferuje względną przewidywalność, zharmonizowane standardy i dostęp do ponad 440 milionów konsumentów. Dla wielu firm może to oznaczać konieczność ponownego przemyślenia proporcji między eksportem pozaunijnym a unijnym.
Czy odpowiedź Brukseli nie powinna być dla nas sygnałem do bardziej zdecydowanego działania?
Oczywiście – odpowiedź UE może skłonić do większego zaangażowania politycznego i gospodarczego Polski w kształtowanie wspólnej strategii handlowej UE, tak by interesy polskich eksporterów były odpowiednio reprezentowane, a nowe rynki zbytu – wspólnie otwierane z wykorzystaniem unijnych instrumentów wsparcia (np. promocji eksportu, misji gospodarczych, umów handlowych).
Należy w tym aspekcie mieć na uwadze także fakty ekonomiczne. Eksport Polski do USA stanowi zaledwie ok. 1,3 proc. całkowitego eksportu, co plasuje ten rynek znacznie poniżej głównych partnerów handlowych – takich jak Niemcy, gdzie eksport do USA jest dość znaczący (ok. 26 proc.).
Choć rynek amerykański dla polskiego eksportu pozostaje ważny pod względem prestiżu i wartości jednostkowej, jego ograniczony udział sprawia, że ewentualne zakłócenia w relacjach handlowych z USA mogą być w średnim i dłuższym horyzoncie stopniowo kompensowane przez intensyfikację sprzedaży na rynku wewnętrznym UE oraz w dynamicznie rosnących gospodarkach Azji i krajów Globalnego Południa. Kluczowe będzie jednak wsparcie w zakresie promocji, obecności na targach i dostosowania produktów do wymagań tych rynków.
Czy nieprzewidywalność Trumpa może być jednak przewidywalna?
Paradoksalnie, choć Donald Trump postrzegany jest jako nieprzewidywalny lider, jego działania gospodarcze w trakcie pierwszej kadencji przebiegały według powtarzalnego schematu: wywołanie napięcia, presja celna, a następnie próba negocjacji na warunkach korzystniejszych dla USA. Przykładami były m.in. wojna handlowa z Chinami, która objęła cła o wartości ponad 360 miliardów dolarów, oraz cła na stal i aluminium z UE w 2018 roku, które później zostały zawieszone. Strategia Trumpa opiera się na koncepcji „maksymalnej presji” – zarówno wobec partnerów handlowych, jak i wobec amerykańskich firm, którym sygnalizowano, że produkcja powinna wracać do USA.
Nie chodzi przy tym wyłącznie o poprawę bilansu handlowego – istotne zapewne jest też ograniczenie wpływów konkurencyjnych gospodarek, takich jak Chiny i Unia Europejska, na amerykańskim rynku. Dlatego można się spodziewać dalszych prób ograniczania dostępu firm zagranicznych do rynku USA i preferencji dla produkcji krajowej.
Z tej perspektywy Trump jest nieprzewidywalny w formie i retoryce, ale przewidywalny w intencjach. Europa – wyciągając wnioski z przeszłości – już dziś zapowiada przygotowanie skoordynowanej odpowiedzi. I słusznie. Także Polska powinna intensyfikować działania na rzecz dywersyfikacji kierunków eksportowych – zwłaszcza na rynkach azjatyckich, Zatoki Perskiej oraz w ramach rynku wewnętrznego UE, który pozostaje naszym naturalnym buforem bezpieczeństwa handlowego.
Czy wspomniane kraje Azji można uznać za handlową ziemię obiecaną dla Polski? W jakich regionach świata polska żywność ma dziś największy potencjał eksportowy?
Polscy eksporterzy żywności już dziś są obecni w wielu krajach pozaunijnych, ale sytuacja geopolityczna przyspiesza potrzebę dalszego otwarcia się na rynki o wysokim potencjale wzrostu.
Do najważniejszych kierunków należą: Azja Południowo-Wschodnia i Wschodnia (Wietnam, Filipiny, Singapur, Korea Południowa, Chiny, Hongkong). Poza tym – Zatoka Perska (Arabia Saudyjska, ZEA, Kuwejt). Kolejny ważny kierunek to Afryka Północna (Egipt, Algieria, Maroko). Nie można zapominać, że rynek wewnętrzny UE pozostaje absolutnie kluczowy.
W 2024 roku polski eksport rolno-spożywczy osiągnął rekordowe 53,5 mld EUR, z czego aż 74 proc. trafiło do krajów UE. Największy pojedynczy odbiorca – Niemcy – odpowiadały w tym samym roku za 25 proc. eksportu, czyli ok. 13,6 mld EUR. Stabilność regulacyjna, brak barier celnych i jednolite standardy sprawiają, że wspólny rynek UE to fundament obecnego eksportu, ale także naturalny bufor bezpieczeństwa w obliczu globalnych napięć handlowych.
Czy ta zmiana kierunków eksportu może przynieść większy zysk niż ten osiągany przed przewrotem celnym Trumpa?
Tak – choć będzie to wymagało inwestycji i strategicznego podejścia. Rynek amerykański jest duży, ale silnie konkurencyjny i regulowany. Z kolei rynki azjatyckie i arabskie charakteryzują się wyższymi marżami jednostkowymi oraz rosnącym zapotrzebowaniem na europejską jakość. Konsumenci na tych rynkach poszukują produktów, które dają im poczucie przynależności do zachodniego stylu życia. Widać również silne zainteresowanie współpracą w zakresie transferu know-how oraz zapewnienia bezpieczeństwa żywności.
Jeśli polskie firmy będą działały z wyprzedzeniem – np. przez obecność na targach, certyfikację i promocję – mogą nie tylko zrekompensować ewentualne straty, ale nawet wypracować nową przewagę konkurencyjną poza USA.
Dziękuję za rozmowę.