Głośno o Przemysławie Witku z Koalicji Obywatelskiej zrobiło się na początku tygodnia, kiedy podczas programu Agnieszki Gozdyry w Polsat News pytany był o to, czy Rafał Trzaskowski byłby w stanie poprzeć któryś z punktów deklaracji proponowanej przez Sławomira Mentzena. – Cóż szkodzi obiecać? – zapytał. – To taki żarcik – dodał po chwili.
Słowa posła wywołały falę oburzenia – zarówno wśród polityków innych partii, jak i w samej KO. – Jesteśmy w ważnym dla nas momencie, ważnym dla państwa. Jesteśmy w szczycie kampanii wyborczej i musimy bardzo wszyscy uważać – mówił Zbigniew Konwiński, szef Klubu Parlamentarnego KO.
W tej samej wypowiedzi Konwiński mówił o „szerokim wachlarzu kar”. Decyzja, co spotka Witka, zapaść na dopiero po wyborach. – To niedopuszczalna wypowiedź, nie do obrony – komentowała Dorota Łoboda, rzeczniczka klubu KO.
Poseł od „cóż szkodzi obiecać” miał ubiegać się o ważne stanowisko w NIK
Jak się jednak okazuje, już teraz nieoficjalnie mówi się o tym, co może być największą konsekwencją dla Witka. Wirtualna Polska informuje, że poseł miał zabiegać o funkcję wiceprezesa Najwyższej Izby Kontroli. Na jego korzyść w walce o to stanowisko miało działać przede wszystkim doświadczenie – przez lata pracował w NIK, m.in. jako główny specjalista kontroli państwowej. „To prawdopodobnie już nieaktualne” – pisze portal.
Zmiany na czele NIK najpewniej nadejdą latem. Obecny prezes izby Marian Banaś swoją kadencję kończy w sierpniu. Choć nie jest wykluczone, że zostanie on ponownie wybrany na kolejną kadencję, jest to raczej mało prawdopodobne. Wiele zależeć będzie od wyniku wyborów prezydenckich i tego, w jaką stronę pójdzie rząd.
Lista nazwisk do objęcia stanowiska po Banasiu jest długa. Jak wymieniał ostatnio portal Money, znajdować mają się na niej minister w Kancelarii Premiera Maciej Berek, członek Rady Polityki Pieniężnej Przemysław Litwiniuk oraz obecny wiceszef NIK Jacek Kozłowski.