Zakończyła się, trwająca wiele miesięcy infantylna gra: Szymon Hołownia kontra reszta świata. Opinia publiczna dowiedziała się m.in o jego nocnych rozmowach z prezesem PiS, a teraz marszałek zaskoczył złożeniem aplikacji na urząd komisarza ONZ ds. uchodźców, co oznacza, że po sromotnej porażce w wyborach prezydenckich chce opuścić partię, którą sam założył.
Infantylna? Ciekawe określenie sposobu uprawiania polityki. Bardzo trafne!
Wielokrotnie uderzało mnie, kiedy dziennikarze pytali Polityków 2050, czy szef ich partii pogodził się z tym, że przestaje być Marszałkiem Sejmu, czy mu nie jest przykro. W mediach pojawiały się sugestie, że z powodu urażonej dumy byłby wręcz w stanie zerwać koalicję.
Prowadzenie poważnych rozmów politycznych wokół tego, jakie Szymon Hołownia ma emocje, w związku z tym, że będzie musiał oddać stołek pokazuje, na ile poważnie politycy traktują państwo.
Ta uwaga nie dotyczy tylko polityków Polski 2050. Generalnie coraz częściej dyskutujemy o polityce na poziomie personalnym. Spójrzmy choćby na ministerstwo sprawiedliwości. Kto najbardziej ciekawi dziennikarzy? Szef resortu.
Wymianie Adama Bodnara na Waldemara Żurka towarzyszyła narracja, że człowiek skrzywdzony za rządów PiS, zrobi porządek w sądownictwie.
Jeśli premier komunikuje, że do ministerstwa wchodzi szeryf, to nie oznacza, że komentatorzy mają się skupiać wyłącznie na nim, a pomijać kwestię potencjalnych rozwiązań systemowych.
To kolejny przykład infantylnego sposobu uprawiania polityki.
Prominentni politycy lubują się w pyskówkach na platformie X. Spierają się nie tylko ci, którzy stoją po przeciwnej stronie politycznej barykady. Zdarza się to również koalicjantom. Także rząd i ludzie prezydenta kłócą się o wszystko, ostatnio m.in. o to, czy rząd poinformował Nawrockiego, co spadło na dach domu na Lubelszczyźnie.
Gdyby komunikacja płynąca z ośrodków władzy była profesjonalna, nie mielibyśmy ogólnonarodowej dyskusji, czy na rzeczony dach spadł dron czy może źle wystrzelona rakieta. To są rzeczy niedopuszczalne.
Infantylizację polityki obserwujemy również na linii rządzący – rządzeni, bo proszę zauważyć, że my, obywatele, jesteśmy traktowani jak dzieci, które niewiele rozumieją. Co do kłótni, uważam, że część z nich jest emanacją autentycznych emocji, ale część jest prowadzona specjalnie na użytek wyborców.
Istotą konfliktów, które stanowią polityczny teatr, jest z reguły to, kto komu mocniej dowali. Zdaniem naszej klasy politycznej to jest poziom, który my, odbiorcy, jesteśmy w stanie pojąć?
Nie mówiłabym nawet o teatrze, ale teatrzyku, w którym uprawiane jest niskiego lotu aktorstwo.
I jestem wdzięczna, że pani użyła sformułowania klasa, a nie elita polityczna, bowiem to drugie byłoby na wyrost. To sami politycy lubią pretendować do grona elity.
Polityczny teatrzyk dzieje się w obliczu wojny na Wschodzie oraz ataków hybrydowych na nasz kraj. Może za kulisami dziecinady prominentni politycy potrafią się porozumiewać?
Przez wiele lat mówiło się, że tak właśnie jest. Ci, którzy zaglądali za kulisy funkcjonowania wielkiej polityki relacjonowali np., że w studiach telewizyjnych wszyscy sobie skaczą do gardeł, a po programach idą razem na piwo. Czy nadal tak jest? Nie wiem. Na pewno po ataku dronów wszyscy mieliśmy nadzieję, że na szczytach władzy będzie możliwa współpraca.
Komentatorzy polityczni poświęcali bardzo dużo uwagi zawieszeniu broni, ale trwało ono raptem kilka godzin.
To było strategiczne zawieszenie broni. W pierwszych chwilach nikt przecież nie wiedział, co się wydarzyło, dlatego politycy uznali, że lepiej się nie kłócić. Ale kiedy tylko sytuacja wydawała się być opanowana, wszystko wróciło do normy.
Łopatki w politycznej piaskownicy poszły w ruch!
Uprawianie polityki na X to paradoks: rodzic nastolatka, który fascynuje się tym, kto komu dał lajka, a kogo zhejtował, powie: „co cię obchodzą te pierdoły?”. Dziennikarz zrobi z politycznych przepychanek newsa.
Ze zjawiska uprawiania polityki w mediach społecznościowych to my się już nie wyplączemy! Najbardziej intrygujące jest to, że we wszystkich partiach znajdziemy polityków, którzy to krytykują, a jednocześnie wszyscy tak robią.
Mówi pani, że nie ma odwrotu. Dlaczego?
Bo ten, kto zaprzestałby aktywności na X czy Facebooku, skazałby się na polityczny niebyt. Sama pani zauważyła, że na te wpisy powołują się dziennikarze. Dziś nawet poważne analizy polityczne powstają w oparciu o coś tak ulotnego jak posty w mediach społecznościowych.
Coś się w polityce bezpowrotnie zmieniło, w momencie kiedy politycy – z lepszym lub gorszym skutkiem – rozpoczęli działalność na TikToku. Od tamtego czasu nie istnieją już żadne granice politycznej powagi.
Media społecznościowe spowodowały, że polityka zeszła z piedestału i stała się elementem życia codziennego, w którym lubimy pana X, a pana Y nie oraz gdzie każdy może wyrażać swoje emocje, nie ponosząc w związku z tym żadnych konsekwencji. Doprowadziło to do pauperyzacji polityki.
Elon Musk kupił X, który był jeszcze wtedy Twitterem, specjalnie po to, by on oraz Donald Trump mogli uprawiać politykę na własnych zasadach, bez oglądania się na „poprawność polityczną”.
To, co robi i mówi Donald Trump, jeszcze kilka lat temu byłoby nie do pomyślenia, a dziś widzimy liderów państw europejskich, którzy niczym petenci, oczekują na jego decyzje.
Z racjonalnego punktu widzenia – bez sensu! Przecież to jest facet, który łamie nie żadną poprawność polityczną, ale wszelkie kanony i standardy życia społecznego, który reaguje w sposób niesamowicie emocjonalny na jakąkolwiek krytykę, wprowadza cenzurę oraz obraża ludzi.
A przed Putinem rozwinął czerwony dywan.
Cokolwiek Trump by zrobił – międzynarodowa opinia publiczna przyjmuje to ze zrozumieniem. Wszystko dlatego, że Zachodni świat wierzy w amerykańską mocarstwowość.
To tak, jakby najsilniejszy chłopiec w klasie bił i obrażał słabszych od siebie, a jednak cieszył się poważaniem, ponieważ reszta dzieciaków wierzy, że jak by było trzeba, to ich obroni przed dryblasem z innej klasy.
Jeśli ten najsilniejszy zachowuje się żenująco, automatycznie obniża się poziom całej klasy?
Oczywiście, bo przecież to on jest wzorem.
Obszarem moich naukowych zainteresowań jest m.in populizm. A populizm to również jest przejaw infantylizacji polityki, tylko że ta gra odbywa się w większej piaskownicy. Z populizmem mamy dziś do czynienia nie tylko w USA, ale i w Europie Zachodniej, a także w Polsce.
Dobrze, że pani wspomniała o Stanach Zjednoczonych, ponieważ nasi politycy – szczególnie Prawo i Sprawiedliwość się tym szczyci – pozostają pod wrażeniem amerykańskiego mitu.
Donald Trump osiągnął szczyt jeśli chodzi o infantylne komunikowanie z wyborcami. Amerykański prezydent praktycznie nie używa zdań złożonych. Zamiast tego wielokrotnie powtarza te same, bardzo proste frazy.
Kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą. To jest istota tworzenia przekazu propagandowego.
Obecność kłamstwa również jest przejawem infantylizacji życia publicznego. My, obywatele, zgadzamy się na to, że w tej grze wolno oszukiwać. Większość z nas usunęłaby z grona znajomych osobę, którą przyłapałaby na mijaniu się z prawdą, ale politykom dajemy taryfę ulgową. Oczywiście, w związku z tym, że żyjemy w bańkach, zakładamy, że jeżeli ktoś kłamie, to na pewno „tamci”, a nie „nasi”.
Co zaś się tyczy prostoty politycznego przekazu – nie mam wątpliwości, że to zjawisko będzie tylko postępować. Zmierzamy ku uprawianiu polityki za pomocą emotek.
Czy dziecinada na szczytach władzy nie przyczynia się do tego, że przy kolejnych wyborach część obywateli mówi: nie mam na kogo głosować?
W mojej ocenie tylko zupełni ignoranci nie biorą udziału w wyborach. Nawet, jeśli myślimy, że „oni są wszyscy są tacy sami”, to jednak, z poczucia obywatelskiego obowiązku, głosujemy.
Prawdą jest przecież, że wyborcy, który szukają poważnego, rzetelnego przekazu, mają gdzie go znaleźć. Coraz więcej jest choćby dobrych podcastów politycznych. Jednocześnie rośnie polaryzacja, a to oznacza, że wszyscy dajemy się wciągnąć w politykę mocniej niż kiedyś.
Dziś w tej dziedzinie życia jest tak samo jak w sporcie: trzeba się opowiedzieć za tą albo tamtą drużyną. Jednoznacznie! I to jest również infantylne, że nie ma opcji, że ja się nie zapisuję do żadnego fan clubu…
I podobają mi się pewne propozycje partii X i Y oraz potrafię o tym spokojnie rozmawiać, ponieważ nie jestem wyznawczynią żadnego ugrupowania.
To by było racjonalne podejście.
Natomiast obecnie można z sukcesem wystawić do wyborów partię czy promować kandydata na prezydenta w ogóle nie mówiąc o programie. A słupki poparcia rosną! To jest fenomen.
Wystarczy powtarzać hasło: „My jeszcze nie rządziliśmy”. W ten sposób popularność zyskali Palikot, Petru oraz wspomniany Hołownia oraz ich partie.
Popatrzmy na Szymona Hołownię: kiedy zdecydował się wejść do polityki notował wzrosty poparcia, ponieważ niósł go efekt nowości oraz dlatego, że potrafi robić show. Do przedszkola, w którym wiało nudą, przyszedł nowy chłopczyk, który przyniósł fajne zabawki i zaproponował dzieciom atrakcyjną zabawę. Nic dziwnego, że skupił na sobie uwagę.
Dziś w sondażach wypada miernie.
Zbyt mało emocji udało mu się wzbudzić i utrzymać żeby przetrwać. Jego historia pokazuje, jak bezwzględna jest polityczna zabawa.
Żyjemy w niepewnych czasach. Czy uważa pani, że możemy ufać, że stery naszej polityki dzierżą osoby racjonalne i odpowiedzialne? Mówiąc wprost: czy leci z nami pilot?
Leci z nami dwóch pilotów, którzy nie do końca są zgodni, w którą stronę mamy lecieć.
Kłótnie pomiędzy dwoma ośrodkami władzy, czyli „małym i dużym pałacem” – abstrahując od tego, co na temat ich kompetencji mówi Konstytucja – przynoszą ze wszech miar złe skutki, m.in. osłabiają prestiż państwa na arenie międzynarodowej.
Nasi politycy się oburzyli, kiedy prezydent Zełenski powiedział, że w razie wojny nasze państwo nie byłoby w stanie obronić swoich obywateli. Może zamiast się oburzać, należałby wykazać, że jest inaczej?
Czy nam by się opłacało, żeby – szczególnie w sytuacjach kryzysowych – piloci siedzący przy sterach współpracowali? Oczywiście! Niestety mamy kolizję interesów, ponieważ oni grają na siebie: prezydent myśli o reelekcji, premier o wyborach w 2027 roku.
Żadna ze stron nie uważa, że opłaca się jej zakończyć festiwal dziecinnych kłótni.
Agnieszka Kasińska – Metryka. Politolożka. Prof. zw. dr hab. nauk społecznych. Na Uniwersytecie im. Jana Kochanowskiego w Kielcach jest dyrektorką Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Polityk Publicznych. Obszary jej naukowych zainteresowań to m.in. przywództwo polityczne, komunikacja społeczne i polityczna oraz populizm, demokracja liberalna i jej przeobrażenia, a także partycypacja polityczna kobiet.
Anna Kalita. Fascynują ją ludzie i ich historie oraz praca, która pozwala jej te historie opowiadać. Kontakt do autorki: [email protected].