Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Co, jako były polityk PiS, pomyślał pan oglądając obrazki z sobotniego wiecu PiS, podczas którego Robert Bąkiewicz z kosą i różańcem w ręku wykrzykuje o wyrywaniu chwastów z polskiej ziemi. Do kogo miała przemówić ta abstrakcyjna i bulwersująca retoryka?
Krzysztof Łapiński: Marsze, które są organizowane nie tylko w czasie kampanii wyborczej, mają przede wszystkim mobilizować struktury partyjne, ponieważ to na nich spoczywa ciężar przywiezienia ludzi, czyli całej sfery infrastrukturalno-organizacyjnej. Dla centrali partyjnej marsz to doskonała okazja by sprawdzić stan partii i jej struktur: który region, poseł, senator potrafi zorganizować 200, 500 czy 1000 osób. Oczywiście, marsz ma też przypominać elektoratowi o ważnych tematach, w tym wypadku o nielegalnej migracji, czy budzącej kontrowersje, zwłaszcza wśród rolników, umowy handlowej UE z Mercosurem. W ocenie PiS te tematy interesują Polaków.
Ale czy sam Bąkiewicz, którym po występie na wiecu zainteresowała się prokuratura i podjęła decyzję o wszczęciu śledztwa pod kątem nawoływania do popełnienia zbrodni, pomoże w mobilizacji wyborców?
Jarosław Kaczyński zawsze starał się dbać o to, żeby po prawej stronie sceny politycznej konkurencja wobec PiS albo nie istniała, albo była niewielka. Tymczasem Konfederacja mocno się rozrosła, ma swój klub parlamentarny, w poprzednich wyborach zdobyła ponad 7 proc. głosów, Sławomir Mentzen w wyborach prezydenckich miał doskonały wynik, ponad 14 procent.
W obecnych sondażach Konfederacja ma dwucyfrowy wynik i może być ugrupowaniem, które będzie częścią następnej kolekcji rządzącej, i to nie w roli przystawki, tylko równorzędnego partnera. Choć tak na dobrą sprawę dzisiaj nie wiemy z kim: czy z PiS czy z KO.
I Bąkiewicz ma zahamować ten trend?
PiS szuka osób, nazwisk i tematów, które przyciągną wyborców mocniej prawicowych. Sojusz z Robertem Bąkiewiczem, znanym z organizacji Marszów Niepodległości 11 listopada, wpisuje się w tę politykę. Chodzi o to, żeby wyborca o poglądach mocno prawicowych widział w PiS ludzi, którzy idą z mocnym przekazem i będą równoważyć wpływy Konfederacji w elektoracie prawicowym.
Czyli im ostrzej, tym lepiej. Nawet jeśli sprawa skandalicznego wystąpienia trafiła pod lupę prokuratury.
Zarówno PiS, jak i sam Bąkiewicz będą te działania komentować jako działania politycznie umotywowane przez uzależnioną od polityków prokuraturę. To będzie nadawać rozgłoś zarówno Robertowi Bąkiewiczowi jak i przypominać o temacie nielegalnej migracji.
Czy takie chwyty pozwolą PiS pozyskać część sympatyków elektoratu Sławomira Mentzena czy Grzegorza Brauna?
Prawo i Sprawiedliwość zarówno w 2015 roku, jak i cztery lata później, wygrywało wybory z takim wynikiem, że mogło rządzić samodzielnie. Szło do wyborów jako Zjednoczona Prawica, oczywiście mając mniejszych koalicjantów – Zbigniewa Ziobrę, Jarosława Gowina – ale poziom współpracy był ogólnie dość dobry, a pojawiające się czasami niesnaski udawało się zażegnywać.
Gdyby PiS musiało wchodzić w koalicję po wyborach w 2027 roku, koalicjanci z Konfederacji byliby trudniejszymi partnerami niż Zbigniew Ziobro i Jarosław Gowin.
Choćby dlatego, że Konfederacja startuje samodzielnie, a nie z list PiS i ma szanse na wprowadzenie sporej grupy posłów, więc może sporo żądać. Jarosław Kaczyński chce jednak walczyć o jak największą pulę, czyli samodzielne rządy. Wie, jaki jest koszt takiej koalicji, zarówno polityczny, jak i wizerunkowy.