-
Nowy film „Jurassic World: Rebirth” łączy prawdziwe zwierzęta ery mezozoicznej z fikcyjnymi mutantami, tworząc innowacyjne widowisko.
-
Twórcy czerpią z najnowszych odkryć paleontologicznych, ale wprowadzają również liczne wyimaginowane gatunki i genetyczne eksperymenty.
-
Film przedstawia zarówno realistyczne jak i mocno skonfabulowane wersje prehistorycznych zwierząt lądowych, morskich i powietrznych.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
„Minęły 32 lata od powstania Parku Jurajskiego” – takie zdanie pada nawet w najnowszej części „Jurassic World” zatytułowanej „Rebirth”, czyli „Odrodzenie”. W filmie wystąpili m.in. Scarlett Johansson, Jonathan Bailey, Mahershala Ali (znany z „Green Book”) czy Rupert Friend, a reżyserem dzieła jest Gareth Edwards, twórca chociażby „Godzilli” czy „Łotra 1” z serii „Gwiezdne wojny”.
Istotnie, film powstał 32 lata po premierze pierwszego i absolutnie przełomowego „Parku Jurajskiego” Stevena Spielberga, w którym jako pierwszy pokazał on tak wyglądające i ruszające się dinozaury.
To robiło ogromne wrażenie, a do historii przeszła scena, w której dwoje paleontologów (w tych rolach Sam Neill i Laura Dern) przybywają na wyspę Nublar, gdzie mieści się Park Jurajski i widzą pierwszego z dinozaurów. To ogromny brachiozaur, a oni obydwoje otwierają wtedy usta ze zdumienia.
Wielu widzów miało podobny wyraz twarzy.
Steven Spielberg odtworzył kilka gatunków, które rzeczywiście żyły na świecie w mezozoiku. Poza wspomnianym ogromnym brachiozaurem były to m.in. triceratops, welociraptory, gallimim (odkryty przez Polaków na pustyni Gobi w Mongolii dinozaur podobny do strusia), dilofozaur czy wreszcie słynny tyranozaur rex, który od tej pory stał się także królem ekranu i występował w każdej z części jurajskiej opowieści.
A było ich już siedem – trzy „Parki Jurajskie” od 1993 do 2001 r. i dalej nowa seria, czyli „Jurassic World”. To czwarta część tej historii.
„Jurassic World” dostarcza zmutowanych dinozaurów
O ile w starych trzech „Parkach Jurajskich” twórcy nie konstruowali fabuły na zupełnej fikcji i nie tworzyli wymyślonych gatunków, często mutantów i krzyżówek prawdziwych dinozaurów, o tyle w „Jurassic World” od 2015 r. mamy tego na pęczki.
Jak tłumaczy w jednej z części twórca parku i genetyk dr Wu, ludziom przestały już wystarczać zwykłe dinozaury. Już ich nudzą, więc muszą dostawać wymyślone, abstrakcyjne i często absurdalne twory, które stanowią takie mutacje.
Nowa część „Jurassic World: Rebirth” obfituje w podobne rozwiązania, które jednak są dość wyraźnie oddzielone od rzeczywistych zwierząt mezozoiku. Nie tylko dinozaurów, bo bohaterowie filmu mają za zadanie odnaleźć największych przedstawicieli trzech różnych grup zwierząt – lądowych, morskich i powietrznych.
O ile na lądzie największe są tu tytanozaury, o tyle ani w morzu, ani w powietrzu dinozaurów nie znajdziemy. To były zwierzęta wybitnie lądowe.
Dinozaury nie żyły w morzu ani nie potrafiły latać aktywnie
Rolę największego morskiego zwierzęcia mezozoiku odgrywa mozazaur, których przedstawiciel Mosasaurus hoffmanni istotnie osiągał 17 metrów długości i był jednym z największych morskich zwierząt epoki dinozaurów (chociaż wcale nie największym).
Powietrze zaś to domena pterozaurów, z których rolę największego odgrywa kecalkoatl. To również zwierzę prawdziwe, które żyło w kredzie w Ameryce Północnej. Nazwane na cześć azteckiego boga, osiągało ponad 10 metrów rozpiętości skrzydeł.
Niegdyś uważano, że nawet 14-15 metrów, ale te szacunki zostały zweryfikowane. Informacja o tym zatem, że to powietrzny drapieżnik wielkości F-16 jest prawdziwa. Nawet nieco większy.

To zatem wszystko istoty żyjące rzeczywiście w erze mezozoicznej (chociaż nie wszystkie są dinozaurami), przy czym tytanozaury spotykane przez bohaterów zostały mocno skonfabulowane. Takie grzebienie na ciele są właściwie raczej dla amargazaurów – innych zauropdów należących do dikreozaurów, aczkolwiek niektóre tytanozaury jak chociażby alamozaur są przedstawiane w taki sposób. Za to długie i biczowate ogony to cecha nie tytanozaurów, ale diplodoków. Tytanozaury miały ogony krótsze. Mamy tu więc pomieszanie cech różnych zwierząt mezozoiku.
Mały dinozaur z „Jurassic World” to osobnik dorosły
Widzów może zastanawiać, czy prawdziwy jest niewielki dinozaur traktowany przez jedną z dziecięcych bohaterek filmu jak maskotka. Przypomina małego triceratopsa, jakby jego miniaturkę i zachowuje się nieco jak pluszak, jak domowy kot.
Nie jest to jednak dziecko któregoś z dużych dinozaurów rogatych, ale zapewne osobnik dorosły zwierzęcia znanego jako Aquilops. Zostało ono odkryte w 1997 r. w Montanie w USA, zatem już po pierwszym „Parku Jurajskim”.

Aquilops to najstarszy znany ceratops Ameryki Północnej i zarazem najmniejszy. Osiągał tylko 60 cm długości, potrafił być może stawać słupka na tylnych nogach. To prawdziwe zwierzę i – co ważne – osobnik dorosły.
Prawdziwe są także spinozaury, które w morzu niedaleko Surinamu towarzyszą mozazaurowi. To nowe przedstawienie spinozaurów jako drapieżników ziemnowodnych i spędzających sporą część życia w wodzie jak krokodyle.
Wychodzi ono naprzeciw nowym odkryciom na temat tego zwierzęcia, przedstawianego niegdyś jako lądowy kolos z żaglem na grzbiecie – takiego spinozaura widzieliśmy przecież w „Parku Jurajskim 3”, gdzie był jednym z głównych antagonistów bohaterów i powalił nawet t-rexa. Był to efekt nowych odkryć na temat tego drapieżnego dinozaura żyjącego około 100 mln lat temu na terenie Afryki – jego szczątki odkryto w Egipcie, Maroku, Tunezji i Algierii.

Przez chwilę przemyka też na ekranie niewielkie zwierzę ze skrzydłami, jakby nietoperz albo ptak. To z kolei jeden z najmniejszych pterozaurów zwany Anurognathus, którego szczątki znaleziono w słynnym kamieniołomie Solnhofen w Bawarii w Niemczech – tam, gdzie odnaleziono też archeopteryksa. Anurognat miał 12 cm długości, był mniejszy od wróbla.
Wreszcie w sieciach rybaków w Surinamie widzimy też odgryziony (pewnie przez mozazaura) łeb. To dunkleosteus – pancerna ryba, która żyła na terenie także w Polski, ale nie w mezozoiku, ale wcześniej, w erze paleozoicznej. Gatunek zamieszkiwał wody świata ponad 360 mln lat temu.
No i prawdziwy jest oczywiście tyranozaur rex, który pojawia się także w tej wersji filmu – tym razem jako zwierzę dobrze pływające.
Cała reszta to już wizja twórców, którzy stworzyli rozmaite mutanty. Do nich należy Mutadon, czyli uskrzydlony drapieżnik – ni to pterozaur, ni raptor. Takich dinozaurów w mezozoiku nie było, nie znajdujemy wśród tych zwierząt gatunków latających aktywnie, co najwyżej szybujące.
Fikcją jest wreszcie największe monstrum tego filmu, czyli zmutowany olbrzym zwany Distortus rex. Stworzony w 2008 r., ma rozmiary ogromnych zauropodów i dodatkową parę kończyn, podobnych do małych łap t-rexa. Jest genetycznym eksperymentem. Takie zwierzęta nigdy nie istniały.