
Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu „Interia bliżej świata” publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. „Financial Times”, brytyjski dziennik założony w 1888 roku w Londynie, specjalizuje się w tematyce gospodarczej, finansowej i politycznej. Od kilkunastu dekad dostarcza pogłębione analizy, komentarze i raporty, które kształtują debatę publiczną i decyzje liderów biznesu oraz polityki.
Brian Mast, kongresmen republikanów, którego okręg obejmuje dom Donalda Trumpa na południu Florydy, ma w swoim gabinecie w Waszyngtonie duży drewniany stół konferencyjny, na którym zawsze stoją niewielkie butelki wody dla odwiedzających.
Codziennie przyjeżdżają do niego goście z ambasad w Waszyngtonie i stolic z całego świata. Ostatnio były Nigeria, Turcja, Azerbejdżan, Tajwan i dwa inne kraje, których nazw nie potrafi sobie teraz przypomnieć.
Wszyscy oni przyjeżdżają gotowi sprzedać Ameryce to, co mają do zaoferowania – twierdzi Mast, który jest przewodniczącym komisji spraw zagranicznych w Izbie Reprezentantów.
– Każdy, który tu przychodzi, mówi „mamy ten minerał najlepszej jakości”, „mamy tamten minerał najlepszej jakości”, albo „mamy najlepsze zdolności do przetwarzania tego minerału” – mówi, siedząc w swoim biurze na Kapitolu.
To jak nowy trend, dodaje, z trudem poszukując odpowiedniej metafory. Coś jak nowa modna sukienka? – My nazywamy to nową torebką. Każdy ją ze sobą przynosi – mówi.
Transakcyjność jest jednym z głównych tematów polityki zagranicznej Trumpa podczas drugiej kadencji. Pytanie obecnie nie brzmi, co Waszyngton może zrobić dla innego kraju, ale co inne kraje mogą zrobić dla Waszyngtonu.
Drugą cechą charakterystyczną są wysłannicy.
„Polityka oparta na osobowości”, jak określa to jeden z byłych urzędników, zastąpiła procesy i instytucje, które były przez dekady podstawą polityki zagranicznej USA. Zamiast Departamentu Stanu – jest deweloper Steve Witkoff, długoletni przyjaciel i partner biznesowy prezydenta, który stał się specjalnym wysłannikiem ds. negocjacji pokojowych, i który lata między Moskwą, Rijadem, Jerozolimą i jeszcze dalej, by zawierać porozumienia.
U jego boku zasiada Jared Kushner, inwestor i zięć Trumpa, który nie ma żadnego stanowiska w rządzie, ale który znalazł czas między robieniem interesów z monarchiami z Zatoki Perskiej na odgrywanie z ramienia USA kluczowej roli w rozmowach pokojowych na Bliskim Wschodzie i w Ukrainie.
Tom Barrack, długoletni powiernik Trumpa i darczyńca na rzecz jego kampanii, pełni rolę ambasadora w Turcji, ale co ważniejsze, jest też pośrednikiem w sprawach dotyczących pokoju w Syrii i Libanie.
Massad Boulos, libańsko-amerykański teść Tiffany – córki Trumpa, przez długi czas stał na czele imperium biznesowego w zachodniej Afryce. Nic dziwnego więc, że jest również wysłannikiem Trumpa w Afryce.
Nie ma już tradycyjnych kanałów doradczych, nadzoru i „hierarchii zobowiązań politycznych”, które niegdyś władały tą przestrzenią – mówi jeden z byłych urzędników służących w kilku administracjach, w tym również obecnej. Nie ma też merytorycznych ekspertów i dekad doświadczenia w praktycznej dyplomacji.
– Krąg osób jest szokująco mały – mówi były urzędnik.
Mouaz Moustafa, dyrektor wykonawczy Syryjskiej Grupy Zadaniowej ds. Nagłych Wypadków, lobbował na rzecz Syrii u kolejnych administracji USA i był negocjatorem z nowym syryjskim rządem. – Jeśli jesteś dawnym kolegą deweloperem jak Steve Witkoff czy Tom Barrack, to jesteś szefem. Ivanka i Jared też są szefami – mówi na temat córki i zięcia Trumpa.
– Może jeszcze syn prezydenta Donald Jr – dodaje. Według niego niżej w hierarchii są sekretarz stanu i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Marco Rubio i wiceprezydent JD Vance.
To są osoby, które coś znaczą w podejściu Trumpa 2.0 (chodzi o drugą kadencję Trumpa – przyp. red.) do świata. Są nieoficjalnymi kanałami komunikacji. Biały Dom prezentuje to jako celową zmianę długoletniego „oddolnego” podejścia na „odgórny proces kierowany przez prezydenta”.
– Wiele z tych zadań jest kierowanych przez Trumpa do wysokich rangą urzędników, którym ufa – mówi „Financial Times” Anna Kelly, zastępczyni rzeczniczki prasowej Białego Domu.
– Prezydent nie ma typowego dla polityki życiorysu tak samo, jak duża część jego zespołu. Jared i Steve są biznesmenami. Cieszą się jednak zaufaniem – dodaje.

Każda administracja miała swoich wysłanników, w tym takich, którzy sprawowali władzę nieproporcjonalną do pełnionej funkcji lub wykazywali względną pogardę dla struktur.
Jednak nawet wtedy agencje funkcjonowały – zaznacza jeden z urzędników. Obecnie w środowisku, w którym według Amerykańskiego Stowarzyszenia Służby Zagranicznej „amerykańskie zdolności dyplomatyczne są niszczone od wewnątrz”, nie ma nikogo, kto mógłby kontrolować wysłanników.
Poprzez ograniczenie środków Departamentu Stanu, odsunięcie na bok wysokich rangą urzędników i zastępowanie ich grupą potentatów biznesowych pełniących funkcje doradców zajmujących się amerykańskimi sprawami za granicą Trump całkowicie zmienił sposób uprawiania polityki zagranicznej przez Waszyngton – twierdzą urzędnicy ds. polityki zagranicznej, dyplomaci i kongresmeni.
– Rada Bezpieczeństwa Narodowego nie ma znaczenia. Departament Stanu nie ma znaczenia. Nikt nie ma znaczenia, oprócz szefów – twierdzi Moustafa.
Dla wielu sojuszników przyzwyczajonych do tradycyjnych kanałów dyplomacji zdobycie dostępu do administracji jest wyzwaniem. Przykładem może być Korea Południowa, której negocjatorzy byli w tym roku zmuszeni do kilku wyczerpujących 30-godzinnych podróży do Waszyngtonu, czasami dwa razy w tygodniu, by przedstawić swoje stanowiska bezpośrednio Trumpowi.
– Na początkowych etapach istniały think-tanki i grupy lobbistyczne, które twierdziły, że mają bliskie związki albo dostępy do Białego Domu, tak jak było to za czasów pierwszej administracji Trumpa – wspomina pewien japoński dyplomata. Szybko okazało się, że „te powiązania zostały zerwane lub nie istniały”.
Co więcej, grupa ludzi, którzy faktycznie są w bliskim kręgu Trumpa, jest niezwykle mała. – Są tysiące ludzi, którzy twierdzą, że mają bezpośredni dostęp do Trumpa. Później okazuje się to bujdą – mówi jeden z europejskich urzędników.
Prezydent Argentyny Javier Milei nawiązał stosunki z wewnętrznym kręgiem Trumpa dzięki corocznym pielgrzymkom na konferencję Conservative Political Action (CPAC), czyli pewnego rodzaju Woodstock dla zwolenników MAGA. Tańczył z synową Trumpa Larą Trump na organizowanej przez siebie edycji CPAC w Buenos Aires.
Jednak ich wspólny pogląd na świat uzupełniają osobiste powiązania m.in. argentyńskiego wiceministra gospodarki Jose Luis Dazy z sekretarzem skarbu USA Scottem Bessentem.
Bessent, który zaprzyjaźnił się z Dazą, gdy obaj pracowali na Wall Street, okazał się przydatnym sojusznikiem. Sekretarz skarbu odwiedził w kwietniu Buenos Aires i zainicjował pakiet wsparcia ze strony amerykańskiej administracji w sytuacji, gdy pomoc dla innych części świata drastycznie malała.

Ci, którzy podzielają podziw Trumpa dla autokracji i pogardę dla zasad, mogą łatwiej funkcjonować w jego Waszyngtonie.
– Państwa Zatoki Perskiej, które mają podobny wizerunek do administracji Trumpa, bo mieszają „aspekty osobiste, polityczne i gospodarcze” najszybciej potrafiły się przystosować – mówi amerykański dyplomata, który służył w różnych administracjach.
– Bardzo się cieszymy – usłyszał od swojego odpowiednika w jednym z państw Zatoki Perskiej, gdy Trump wrócił na stanowisko. Nowe zasady są dużo łatwiejsze do zrozumienia, niż za czasów administracji Bidena – stwierdził z ulgą urzędnik znad Zatoki, mówiąc amerykańskiemu urzędnikowi, że kontakty z „naszymi przyjaciółmi” wśród wysłanników Trumpa pozwalają rozwiązywać sprawy szybko i „nie muszą już one przechodzić przez cały problematyczny proces”.
– Każdy musiał się przystosować. Jest kilka dróg do tronu – mówi urzędnik jednego z państw z Azji Południowo-Wschodniej, którego rząd jest przyzwyczajony do współpracy z państwami, w których nieoficjalne kanały komunikacji i schlebianie są konieczne, by uzyskać dostęp do partnerów. – Jednak radzenie sobie z państwem, w którym osobiste powiązania znaczą więcej niż cokolwiek innego, nie jest znajome wielu krajom naszego regionu – twierdzi.
Trump twierdzi, że nie chce mieszać osobistych interesów z rolą przywódcy wolnego świata, ale z jego retoryki nie wynika jasno, gdzie kończy się interes Ameryki, a zaczyna jego.
– To najpotężniejsze miejsce na świecie – stwierdził ostatnio w Gabinecie Owalnym, zanim zwrócił się do siedzącego obok księcia koronnego Arabii Saudyjskiej Mohammeda bin Salmana ze stwierdzeniem, że poprosiłby go „o czek” na ufundowanie nowej sali balowej, gdyby nie „ograniczenia” dotyczące dotacji zagranicznych.
Doniesienia ze Szwajcarii o urzędnikach dających zegarek Rolex i wygrawerowaną sztabkę złota do prezydenckiej biblioteki Trumpa wywołały niepokój w kraju. Jednak gest pomógł obniżyć zapowiadane dla tego kraju 39-procentowe cła do 15 procent.
W tej nowej erze amerykańskiej dyplomacji oferta złożona w odpowiednim czasie jest kluczowa. Gdy kilku afrykańskich prezydentów przyjechało do Białego Domu na wspólną audiencję u Trumpa w lipcu, każdy wykorzystał szansę na sprzedanie mu wartościowych złóż minerałów swojego kraju.

Duże sukcesy w tej grze osiąga Pakistan. Grupa biznesmenów z USA i pakistańskiego pochodzenia z państw Zatoki Perskiej nawiązuje relacje z rodziną Trumpa i Witkoffem, którego syn w tym roku spotkał się w Islamabadzie z pakistańskim strongmenem Fieldem Marshalem Asimem Munirem, by zaproponować umowę dotyczącą kryptowalut i minerałów krytycznych. Tak twierdzi pewien dubajski inwestor, który uważa się za pakistańskiego „ambasadora gospodarczej dyplomacji” i twierdzi, że ma nieoficjalne kanały kontaktu z wewnętrznym kręgiem prezydenta USA.
– Dla nas, Pakistańczyków, to bardziej naturalny sposób robienia interesów. Trump i Witkoff rozumieją wartość relacji – mówi.
– Wszystko jest względne. Nic nie jest pewne, jeśli nie angażujesz się w tę grę – mówi jeden z europejskich ministrów spraw zagranicznych pytany o to, czego nauczył się z pierwszego roku drugiej kadencji Trumpa.
Administracja twierdzi, że transakcyjna natura Trumpa przynosi korzyści Amerykanom. USA muszą zmniejszyć swoje zadłużenie i zabezpieczyć dostęp do minerałów krytycznych, które zasilają armię, infrastrukturę i dane – twierdzi.
Pod rządami Joe Bidena „urzędnicy niskiego szczebla odbywali spotkanie, później urzędnicy średniego szczebla odbywali spotkanie, później urzędnicy wysokiego szczebla odbywali spotkanie i dopiero wtedy i tylko wtedy, możliwe było ewentualne spotkanie dwustronne” – formalne rozmowy polityczne między przedstawicielami najwyższego szczebla obu krajów – twierdzi Kelly, zastępczyni rzeczniczki prasowej Białego Domu.
– Oczywiście Trump ma aparat polityki zagranicznej, z którego korzysta – dodaje Kelly. Jednak administracja postrzega rezygnację z pośredników jako coś pozytywnego.
Krytycy Trumpa kontrują, że ograniczył proces w celu płynnego połączenia jego osobistych interesów z polityką zagraniczną.
– W pracy z klientami mam do czynienia z podobnymi sytuacjami m.in. w Demokratycznej Republice Konga, Iraku, Syrii i Libii – mówi Jonathan Winer, wysoki rangą urzędnik w Departamencie Stanu w czasach administracji Obamy.
– Model biznesowy polega na tym, że zagraniczni urzędnicy mają pomagać czerpać osobiste korzyści bliskim Trumpa – twierdzi.
Cory Booker, doświadczony senator demokratów zasiadający w senackiej komisji spraw zagranicznych, jest „oszołomiony” zmianą, jaka zaszła w urzędnikach zajmujących się sprawami zagranicznymi, których znał od lat. To ludzie, którzy teraz bardzo „świadomie” przedstawiają interesy prezydenta w rozmowach urzędnikami administracji.
– To jest szokujące, że częścią ich polityki zagranicznej jest zaangażowanie na rzecz prywatnych interesów prezydenta – twierdzi.

Gdy administracja podpisała w tym miesiącu porozumienia z Rwandą i Demokratyczną Republiką Konga, dające amerykańskim firmom dostęp do złóż mineralnych tych państw, sam Trump twierdził, że „mamy w ciągu zaledwie 10 miesięcy dokonane lub obiecane inwestycje o wartości 18 bilionów dolarów” w Ameryce.
– To pewnego rodzaju odwrócenie tego, jak działałoby to w ramach innych administracji. Wtedy minister spraw zagranicznych spotkałby się z innym ministrem spraw zagranicznych i stwierdziliby, że „powinniśmy zorganizować spotkanie izb handlowych i spróbować zawrzeć jakieś umowy – mówi jeden były amerykański urzędnik.
Nowy sposób polega na tym, że banki i biznesmeni wychodzą „szukać możliwych umów”, a następnie rząd wykorzystuje je na korzyść Trumpa – dodaje.
Nawet niektórzy adwersarze USA nie ukrywają podziwu dla tego, co postrzegają jako kulturę dworską panującą w Waszyngtonie Trumpa.
Przywódca wspieranej przez Iran irackiej milicji był pod wrażeniem tego, w jaki sposób Trump przyjął w sierpniu europejskich przywódców w Gabinecie Owalnym, by rozmawiać na temat Ukrainy. Porównał ich do „uczniów siedzących przy jego biurku”. – Trump to silny przywódca. Podziwiamy to, chociaż nie zgadzamy się z jego polityką – mówi.
Wielu europejskich sojuszników Waszyngtonu twierdzi, że interesy oparte na pochlebstwach są upokarzające, jednak większość z nich się na to zgadza, wiedząc, że taka strategia jest niezbędna w niekonwencjonalnej erze.
Trump chce, by Modi do niego zadzwonił i powiedział „Jesteś wielki, zawrzyj ze mną umowę”. To się nie zdarzy.
Sekretarz generalny NATO Mark Rutte zaskoczył wiele osób w czerwcu, gdy w momencie, w którym Europa próbowała desperacko przekonać Trumpa do dalszych inwestycji w obronę Ukrainy, nazwał prezydenta USA na wspólnej konferencji prasowej „tatuśkiem”.
No i jest jeszcze golf. Zmarły premier Japonii Shinzo Abe jako pierwszy przywódca przyleciał do USA, jeszcze zanim Trump po raz pierwszy złożył przysięgę w 2017 roku i dał przyszłemu prezydentowi pozłacany kij golfowy, a następnie zagrał z nim mecz.
Abe wyprzedzał swoje czasy. Przed wiosennym spotkaniem Trumpa z brytyjskim premierem Keirem Starmerem brytyjscy urzędnicy zastanawiali się, kto w rządzie ma najlepsze uderzenie.
Prezydent Finlandii Alexander Stubb reprezentował swój kraj w golfa. Jego ojciec często mu powtarzał, że gra przyda mu się później w życiu. Wtedy w to nie wierzył, ale marcowy mecz z Trumpem pozwolił mu dołączyć do najwyższych rangą europejskich przywódców. Chciał, żeby Trump wysłuchał go w sprawie Ukrainy, więc zaoferował mu lodołamacze do wykorzystania w Arktyce.

Ci, którzy zaproponowali zbyt mało lub wzbraniali się przed składaniem pochwał, spotkali się z nieprzyjemnymi konsekwencjami. Gdy brazylijskie władze nie zgodziły się na oczyszczenie byłego prezydenta Jaira Bolsonaro z zarzutów zamachu stanu, Trump nałożył na nie 50-procentowe cła.
Od tego czasu Brazylia negocjuje zniesienie części ceł, m.in. zwracając się o pomoc w lobbingu do amerykańskich firm.
Premier Indii Narendra Modi został ukarany, ponieważ najwyraźniej nie chwalił wystarczająco Trumpa, mimo że podczas jego pierwszej kadencji obu liderów łączyła szeroko opisywana przyjaźń. Modi był oburzony tym, że Trump przypisywał sobie zasługi za zawieszenie broni z Pakistanem po czterodniowym konflikcie w maju w przeciwieństwie do Pakistanu, który nie szczędził pochwał amerykańskiemu prezydentowi.
Rząd Modiego zatrudnił Jasona Millera, superlobbystę z Waszyngtonu i byłego doradcę Trumpa podczas kampanii wyborczej, ale długo oczekiwana umowa handlowa USA z Indiami została wstrzymana. – Trump chce, by Modi do niego zadzwonił i powiedział mu „Jesteś wielki, zawrzyjmy umowę”. To się nie wydarzy – mówi Raja Mohan, profesor Uniwersytetu Narodowego w Singapurze.
Głównym pytaniem administracji Trumpa jest „czego potrzebujemy od tego kraju lub regionu”, a dopiero później pojawia się pytanie „czego ten kraj lub region chce od nas” – mówi Mast.
– Później następuje najważniejsza część: czy jeśli damy im to, czego potrzebują, to czy dostaniemy to, czego my potrzebujemy? Czy nie? Bo jeśli nie, to musimy usiąść do stołu ponownie – dodaje.
Autorzy: Abigail Hauslohner i Alec Russell (Współpraca: Leo Lewis w Tokio, Raya Jalabi w Bagdadzie, Andres Schipani w Nowym Delhi, Michael Stott w Rio de Janeiro, Ciara Nugent w Buenos Aires, Humza Jilani w Islamabadzie, Richard Milne w Oslo i Christian Davies w Nowym Jorku)
Data Publikacji: 16 grudnia 2025 r.
© The Financial Times Limited 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone. Zakaz rozpowszechniania, kopiowania i modyfikowania. Interia ponosi pełną odpowiedzialność za tłumaczenie. The Financial Times Limited nie odpowiada za jego jakość i dokładność.
Tłumaczenie: Krzysztof Ryncarz
Tytuł, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji











