„Ten może być uważany za geniusza, kto potrafi osiągać zwycięstwo, przystosowując swoją taktykę do okoliczności, które stwarza wróg” – zapisał Sun Zi w rozdziale „Sztuki wojny” noszącym tytuł „Siła i słabość”. Starożytnym, chińskim traktatem od lat zachwycają się politycy, dowódcy, analitycy i biznesmeni w krajach Zachodu. Czytają go namiętnie, lub mówią, iż to robią. A efektów lektury nie widać. Jest bowiem czymś niezwykłym, jak łatwo Unia Europejska i USA pozwoliły się chwycić za gardło przy pomocy czegoś tak taniego i powszechnego jak pierwiastki ziem rzadkich, zwane potocznie metalami ziem rzadkich lub po prostu ziemiami rzadkim. Przecież wedle danych Eurostatu w 2024 roku do krajów Unii sprowadzono łącznie 12 900 ton metali ziem rzadkich, płacąc za nie śmieszną kwotę 101 milionów euro. Tymczasem, jeśli Pekin zaciśnie swe palce i ogłosi całkowite embargo, to unijna gospodarka przestanie oddychać, a pierwsze skonają sektor lotniczy i zbrojeniowy.
Etapowe zaciskania palców
W czwartek 9 października chińskie Ministerstwo Handlu ogłosiło, iż rozszerza swój system wydawania licencji upoważniających zagraniczne podmioty do zakupu metali ziem rzadkich od chińskich producentów. Wprowadzono go 4 kwietnia 2025 r., zaraz po tym jak Donald Trump zaczął uderzać w chińską gospodarkę podwyżkami taryf celnych.
W odpowiedzi Pekin objął specjalnymi licencjami siedem z puli 17 pierwiastków ziem rzadkich. Chodziło o samar, gadolin, terb, dysproz, lutet, itr i skand. Do sytemu dorzucono magnesy neodymowe. Wyboru dokonano takiego, aby zabolało, lecz nie zabiło. Pod niewiele mówiącymi nazwami pierwiastków kryją się niezbędne składniki nowoczesnych urządzeń. Bez wspominanej siódemki nie da się wyprodukować najnowszych modeli silników elektrycznych, silników lotniczych, silników rakietowych, reaktorów jądrowych, czujników temperatur, monitorów, sonarów, twardych dysków, itd.
Zatem Ministerstwo Handlu Chin, na polecenie prezydenta Xi Jìnpínga przyznało sobie prawo decydowania o sprzedaży niezbędnych surowców producentom podzespołów do wymienionych urządzeń. Jak pokazała półroczna praktyka, Chińczycy mogą wydać licencję na zakup po miesiącu albo po trzech miesiącach. Ewentualnie odmówić jej wydania, bez zbędnego tłumaczenia się.
Tymczasem np. jeden egzemplarz supernowoczesnego myśliwca F-35 zawiera ponad 400 kg metali ziem rzadkich. W jego przypadku są one nie do zastąpienia. Podobnie jak w przypadku nowoczesnych czołgów, okrętów, ale też samochodów elektrycznych, smartfonów, laptopów, baterii, itd. Nie ma dostępu do ziem rzadkich, nie ma produkcji.
Teraz, decyzją z 9 października, Ministerstwo Handlu Chin daje sobie prawo do określania, co będzie produkowane w krajach Zachodu. Trik polega na tym, że do sytemu licencyjnego wprowadzono pięć kolejnych pierwiastków: holm, erb, tul, europ, iterb oraz pokrewne magnesy i materiały. Bez nich nie da się zbudować m.in.: laserów, dalmierzy, czujników podczerwieni, najlepszych półprzewodników. Ta lista podpowiada, w jakie gałęzie produkcji Pekin może uderzyć.
Chińskie ziemie rzadkie jedynym wyborem
Chińczycy zresztą komunikują się już bez niedomówień. Ministerstwo Handlu poinformowało, iż celem rozszerzenia systemu licencyjnego jest: zapobieganie: „bezpośredniemu lub pośredniemu wykorzystywaniu materiałów (ziem rzadkich – red.) w celach wojskowych i innych wrażliwych dziedzinach”. Zatem będzie odrzucać wnioski licencyjne, dotyczące zakupów na potrzeby produkcji zbrojeniowej.
W przypadku producentów zaawansowanych komputerów, chipów i firmy zajmujące się sztuczna inteligencją ich wnioski zostaną rozpatrzone „ze szczególną uwagą”. Zaznaczono przy tym, iż jeśli współpracują z przemysłem zbrojeniowym, to odejdą z kwitkiem. Co ciekawe, w tym samym rozporządzeniu surowo zabroniono obywatelom Chin, oraz chińskim firmom, by poza granicami kraju uczestniczyli (bez zgody Pekinu) w wydobywaniu i przetwarzaniu tych metali ziem rzadkich, które są składnikami elektromagnesów. Bez takich magnesów nie zadziała nowoczesny silnik elektryczny, nie poleci dron i nie będzie się obracała turbina wiatrowa.
Oczywiście UE mogłaby w tym momencie stwierdzić, że europejskie państwa i producenci poszukają sobie innych dostawców. Niestety to nie takie proste. Informuje o tym raport Europejskiego Banku Centralnego pt. „Jak bardzo strefa euro jest podatna na ograniczenia nałożone na chiński eksport pierwiastków ziem rzadkich” z czerwca 2025.
Już wprowadzenie systemu licencyjnego 4 kwietnia zabolało. „Decyzja ta wywołała szok podażowy: w maju chińskie dostawy magnesów ziem rzadkich spadły o około 75 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim, co zmusiło niektórych producentów samochodów do wstrzymania produkcji” – podkreślają analitycy EBC. Teraz zaboli Europę mocniej, niezależnie czy jakiś kraj jest w strefie euro, czy nie.
„Chiny dostarczają 70 proc. importu pierwiastków ziem rzadkich do strefy euro. Nawet jeśli strefa euro pozyskuje produkty wtórne zawierające pierwiastki ziem rzadkich z krajów innych niż Chiny, dostawcy są w dużym stopniu uzależnieni od Chin” – ostrzega raport. Wynika z niego również, że aż 80 proc. dużych firm we Wspólnocie jest zależna od chińskich dostawców. Często jest tak, że pierwiastki ziem rzadkich sprzedają pośrednicy, którzy sami najpierw kupują je w Państwie Środka. Pośrednictwo niewiele zmienia, ponieważ Ministerstwo Handlu Chin zamierza śledzić, kto jest odbiorcą końcowym. A są nimi – jak zauważa EBC – kluczowe koncerny: Airbus, BASF, Volkswagen, Renault i Telefónica.
„Szczególnie narażone są sektory wytwórcze, ponieważ niedobory pierwiastków ziem rzadkich mogą potencjalnie wstrzymać produkcję” – podkreślono w raporcie. Poza tym EBC ostrzegał, iż „nagłe wstrzymanie dostaw pierwiastków ziem rzadkich z Chin do Stanów Zjednoczonych miałoby poważne konsekwencje dla firm ze strefy euro ze względu na centralną pozycję firm amerykańskich w globalnej sieci dostaw”.
Stałoby się tak ponieważ „firmy amerykańskie – w tym czołowe firmy technologiczne, takie jak Microsoft, Apple i Intel – działają w strategicznych branżach, takich jak produkcja półprzewodników, precyzyjna produkcja magnesów i przetwórstwo chemiczne, i są uzależnione od pozyskiwania surowców z Chin”.
Gdyby Chiny uderzyły licencjami jedynie w Amerykanów i tak unijna gospodarka oberwie rykoszetem. Te alarmujące ostrzeżenia sformułowano, nim 9 października Pekin zaczął zaciskać palce na szyi Zachodu, przed spodziewanym w listopadzie bezpośrednim spotkaniem Donalda Trumpa z Xi Jinpingiem.
„Bliski Wschód ma ropę naftową, a Chiny mają metale ziem rzadkich” – ogłosił Deng Xiaoping w 1992 r., gdy wizytował w Mongolii Wewnętrznej kopalnię ziem rzadkich. Te słowa brzmią proroczo w kontekście tego, jak wstrząsnęło Zachodem naftowe embargo, nałożone na sojuszników Izraela przez kraje arabskie podczas wojny Jom Kipur. Wówczas na początku listopada 1973 tygodnik „Der Spiegel”, opisując rozlewanie się kryzysu naftowego na cały świat, z niedowierzaniem zauważał: „A jednak ten pobłyskujący niewyraźnie w oddali, trochę niesamowity, a trochę żałosny świat Wschodu, znów po wiekach chwycił Zachód za gardło”.
Dziś można by napisać prawie to samo, acz w przypadku ropy naftowej jej sprzedaż generuje olbrzymie zyski. Natomiast pierwiastki ziem rzadkich, przy kluczowym surowcu energetycznym globu, zdają się być tanim dodatkiem. Firma konsultingowa IMARC Group w 2024 r. wyceniała wartość globalnego rynku ziem rzadkich na 12,44 mld dolarów. To jest mniej niż Polska wydaje na program 800 plus (wydaje około 70 mld zł). A jednocześnie w świecie, w którym niemal wszystko co ważne zasila energia elektryczna, okazują się niezastąpione. Trudno powiedzieć czy Deng ponad trzydzieści lat temu dostrzegł tę zależność, lecz jego działania spełniają definicję bycia geniuszem – sformowaną przez Sun Zi.
Na początku lat 90. poprzedniego stulecia prymat największego producenta pierwiastków ziem rzadkich dzierżyły Stany Zjednoczone. Kopalnia Mountain Pass w Kalifornii zaspokajała 33 proc. światowego zapotrzebowania na nie. To stale rosło, a Chiny budowały własne kopalnie oraz co ważniejsze rafinerie, pozwalające tanio pozyskiwać pierwiastki ziem rzadkich z kopalnianej rudy. Jednocześnie Pekin prowadził wojnę cenową z firmami i kopalniami z USA, Australii, Malezji oraz Indii. To chińskie metale ziem rzadkich były oferowane jako zawsze najtańsze. To rafinerie z Chin gwarantowały najlepsze oferty dla kopalń z całego świata. W dziesięć lat wykończono konkurencję, włącznie z kopalnią Mountain Pass, która ogłosiła bankructwo w 2002 r.
Dzięki tej strategii w 2010 r. Państwo Środka skupiło w swym ręku 97 proc. globalnego wydobycia i rafinacji pierwiastków ziem rzadkich. Dopiero wówczas, gdy na pewien czas Chiny wstrzymały ich dostawy do Japonii z powodu konfliktu o wyspę Senkaku, Zachód zaczął się budzić. Reaktywowano kopalnię Mountain Pass i zaczęto szukać nowych złóż. Ale i tak do dziś około 70 proc. pierwiastków ziem rzadkich wydobywanych jest w Chinach, a jedynie 11 proc. w USA. Natomiast Unia Europejska zdecydowane działania dotyczące pozyskania własnych złóż ziem rzadkich i osiągniecia samowystarczalności, zadekretowała w europejskim akcie o surowcach krytycznych w marcu… 2024 r.
O ile więc Stany Zjednoczone szybko zwiększają wydobycie i poszukują nowych złóż (dotyczy tego m.in. umowa Trumpa z Zełenskim), UE ledwo co zmobilizowała się do działania. Na dokładkę Zachód kompletnie zaniedbał rozbudowę przemysłu rafinacyjnego i nadal 90 proc. ziem rzadkich wędruje do Chin, by tam je rafinowano.
Na wyrwanie się z tej pułapki potrzeba co najmniej kilku lat. Zaś Pekin zaciska palce na gardle Zachodu już teraz. Jeśli prezydent Xi lubił czytać „Sztukę wojny”, to mógł zapamiętać wskazówkę z rozdziału pt. „Sztuka osiągania przewagi”. Brzmi ona: „jeśli masz przewagę, wykorzystuj szansę zawartą w danej sytuacji”. Pekin zdobył przewagę i ma możność ją wykorzystać do dyktowania swej woli Zachodowi.