-
Donald Trump zmienia swoje podejście do spraw europejskich, w tym wsparcia dla Ukrainy oraz relacji z UE i Kanadą.
-
Sekretarz generalny NATO Mark Rutte okazuje się kluczową postacią w budowaniu nowej strategii przekonywania Trumpa do korzystnych dla Europy działań.
-
Priorytety USA w polityce zagranicznej stawiają Europę na końcu, więc przywódcy NATO próbują podnieść jej znaczenie poprzez asertywność i zobowiązania finansowe.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Opowieść o nowym pomyśle Europy na Trumpa zaczniemy wydarzeniem z początku czerwca. Wówczas, na szczycie G7 w Kanadzie prezydent USA przedwcześnie zakończył obrady. Według „Financial Times” miał być zirytowany dyskusją z Emmanuelem Macronem. Co więcej, nie chciał spotkania z Wołodymyrem Zełenskim, zaplanowanego na drugi dzień.
Tymczasem podczas szczytu NATO w Hadze Donald Trump nie tylko porozmawiał z prezydentem Ukrainy, ale oświadczył, że rozważy przekazanie Kijowowi większej liczby rakiet systemu obrony powietrznej Patriot. Ponadto stwierdził, że Władimir Putin „naprawdę musi zakończyć tę wojnę”.
Skąd taka zmiana w nastawieniu Trumpa? Media i komentatorzy za ojca operacji przekonywania prezydenta USA uznały sekretarza generalnego NATO Marka Ruttego. Operacji ważnej dla Sojuszu Północnoatlantyckiego, dla którego wojna w Ukrainie pozostaje głównym priorytetem w kontekście wyzwań i zagrożeń.
„Drogi Donaldzie”. Medialny taniec uprzejmości
Sam Rutte jeszcze przed szczytem zasłynął wiadomości wysyłanymi do Trumpa, których prezydent USA nie omieszkał opublikować.
„Panie prezydencie, drogi Donaldzie, gratulacje i podziękowania za twoją decydującą akcję w Iranie – była czymś prawdziwie niezwykłym i czymś, na co nie odważyłby się nikt inny. (…) Zmierzasz do osiągnięcia kolejnego wielkiego sukcesu w Hadze tego wieczora. Nie było to łatwe, ale oni wszyscy podpiszą 5 procent”
Rutte w wiadomości nawiązywał do zobowiązania państw NATO, by inwestować 5 proc. PKB na obronność.
To nie wszystko, bo podczas spotkania w trakcie szczytu, kiedy Trump mówił, że Iran i Izrael są jak walczące dzieciaki na boisku, Rutte przerwał mu i powiedział, że w takich przypadkach czasami „tatuś musi użyć silnego języka”.
Jednak jak wskazują nasi rozmówcy, naiwnie byłoby sądzić, że samo chwalenie Trumpa wystarczy, by zmienić jego nastawienie czy ocenę sytuacji w jakiejkolwiek sprawie.
Po pierwsze, Donalda Trumpa nieszczególnie obchodzi opinia innych ludzi na jego temat.
– Wielu byłych urzędników prezydenta Trumpa z pierwszej kadencji powtarza, że on nie bierze do siebie tego, co inni liderzy o nim mówią: pozytywnie czy negatywnie – podkreśla w rozmowie z Interią amerykanista Rafał Michalski.
– John Bolton (były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego – red.) w swojej książce napisał, że Donald Trump doskonale wie, że inni liderzy zagraniczni go nie lubią, nie cenią, ale nadal to są sojusznicy, więc trzeba z nimi rozmawiać – kontynuuje nasz rozmówca.
Mark Rutte to nie pochlebca. Działa według strategii
Po drugie, Trump niekoniecznie zapamiętał Ruttego jako pochlebcę. Jak usłyszała Interia w holenderskim ministerstwie obrony, już w trakcie pierwszej kadencji Donalda Trumpa na stanowisku prezydenta USA, między nim a Rutte zawiązała się dobra relacja. Trumpowi miała zaimponować asertywność wówczas premiera Holandii, który potrafił mówić „nie” Trumpowi bez owijania w bawełnę. Z jednego z takich wydarzeń w 2018 roku zachowało się nagranie.
Trump dzielący przywódców na „mięczaków” i „twardzieli” umieścił Rutte w tej drugiej kategorii i od tamtej pory okazywał mu szacunek, czego nie można powiedzieć o relacjach Trumpa z wieloma innymi europejskimi przywódcami.
Typowa dla Holendrów bezpośredniość wymieszana z pochlebstwami sprawiły, że Rutte zyskał miano „zaklinacza Trumpa” – i właśnie dlatego koniec końców to on został sekretarzem generalnym NATO. Gdy światowi przywódcy zastanawiali się, kto mógłby zastąpić Jensa Stoltenberga, argument, że Rutte „w razie czego dogada się z Trumpem” był jednym z najistotniejszych – a działo się to jeszcze przed wyborami w USA.
Rafał Michalski zaznacza jednak, że Trumpa nie interesują wyłącznie personalne relacje. Liczą się interesy polityczne. W tym miejscu dochodzimy do sedna sprawy, trzeba przyznać, trudnej dla Europy.
Trzy priorytety USA. Europa na końcu
– Strategię Donalda Trumpa wskazał Brian Mast, czyli obecny przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych w Izbie Reprezentantów. Wielokrotnie rozmawiał z prezydentem i uważa, że są trzy fronty w polityce zagranicznej USA. To front Pacyfiku, front Bliskiego Wschodu, front Europy. Dokładnie w tej kolejności priorytetów – podkreśla amerykanista.
– Klucz polega na tym, żeby przekonać Donalda Trumpa, że po pierwsze te trzy fronty są połączone, ale też, że Europa jest frontem dużo ważniejszym, niż może się wydawać nowej administracji – dodaje Michalski.
I również w tym kierunku lobbował w ostatnich dniach sekretarz generalny NATO.
CNN określił działania Ruttego podczas szczytu w Hadze mianem „możliwego majstersztyku dyplomacji”.
Wiadomości wysyłane przez sekretarza generalnego do Trumpa nie spotkały się z krytyką europejskich przywódców. Komentując je, prezydent Finlandii powiedział dziennikarzom, że „dyplomacja ma wiele różnych form”.
Mechanizm prowokacji. Trump dostał szansę w Europie
Na korzyść europejskiej części NATO i strategii Ruttego działa sytuacja, w jakiej znalazł się Trump. Michalski wskazuje, że nawet w ocenie republikańskich kongresmenów pierwsze 100 dni rządów Trumpa nie wypadło najlepiej w kontekście polityki zagranicznej. Sztandarowym przykładem jest wojna w Ukrainie, którą nowy prezydent USA miał zakończyć błyskawicznie.
To wszystko sprawia, że amerykański przywódca pilnie potrzebuje sukcesów w polityce zagranicznej.
Rutte chwali Trumpa za Bliski Wschód. Pokazuje mu, że sukces jest możliwy także w Europie i daje ku temu narzędzie.

– Kraje europejskie próbują przywrócić Donalda Trumpa do swojej europejskiej grawitacji. Próbują sprowokować nowe otwarcie. Takim symbolicznym elementem, być może najważniejszym, jest deklaracja o 5 proc. budżetu na obronność – mówi Interii Rafał Michalski.
– To jest temat szalenie istotny dla Donalda Trumpa, był obecny w pierwszej kadencji. – wyjaśnia nasz rozmówca. I wskazuje, że Trump wielokrotnie skarżył się wówczas współpracownikom, że Europa robi ze Stanów „frajera” w kontekście wydatków na obronność.
Według Michalskiego deklaracja o wydatkach na obronność to „duży sukces”, który należy docenić w kontekście szczytu w Hadze. Rutte i sojusznicy wykorzystali zobowiązanie do złagodzenia polityki Trumpa wobec Europy, nie tylko w wymiarze wojskowym.
– W ostatnich tygodniach nie słyszymy wielu ataków na Unię Europejską, jeżeli chodzi o wojnę handlową. Tutaj w administracji amerykańskiej doszło do pewnego rodzaju refleksji, że silnie antagonistyczny kierunek, który widzieliśmy przez pierwsze 100 dni rządów, prowadzi donikąd, do izolacji Stanów Zjednoczonych. Doszło do ocieplenia nastrojów i ten szczyt pokazał, że faktycznie Donald Trump trochę się zreflektował – podsumowuje Rafał Michalski.
Jakub Krzywiecki, Michał Michalak