Premier Donald Tusk zaprezentował w środę skład rządu po rekonstrukcji. Na czele kilku resortów dojdzie do zmian.
Szef rządu już wcześniej zapowiadał, iż ruch ten ma na celu nie tylko odchudzenie gabinetu, ale i usprawnienie jego prac.
Rekonstrukcja rządu. „To nie jest zapowiedź polityki ciepłej wody w kranie”
Co zrekonstruowany skład rządu mówi nam o obecnej kondycji politycznej Donalda Tuska? – Potraktujmy to jako całość. Nie tylko samą rekonstrukcję, nie tylko jej kształt, nie tylko to, że do niej doszło, ale też to, co premier mówił i to, kto tymi ministrami został, a kto przestał nimi być – mówi Interii prof. Olgierd Annusewicz. – To po pierwsze mówi, że premier nadal ma zdolność do tego, żeby dogadywać się ze swoimi koalicjantami.
Według politologa druga informacja, którą wynika z decyzji premiera jest taka, że bardzo dobrze rozumie wyzwania i zagrożenia, które stoją zarówno przed krajem, ale i przed rządem. – To nie jest zapowiedź polityki ciepłej wody w kranie. Czy te zapowiedzi przerodzą się w realną politykę, w realne działania, nie potrafię odpowiedzieć – podkreśla politolog.
Rekonstrukcja rządu. Nowa rola Macieja Berka
Szczególną rolę w rządzie Donalda Tuska otrzymał Maciej Berek, który zostanie ministrem ds. nadzoru nad wdrażaniem polityki rządu. Jak zapowiedział premier, nowy zespół pod wodzą Berka i z udziałem m.in. Jana Grabca, zajmie się „kontrolą i egzekucją” działań, do których zobowiązali się ministrowie. – Nie będzie tłumaczenia, będziemy to kontrolowali i rozliczali na bieżąco – wyjaśnił Tusk.
– Minister Berek jest od lat jednym z najbliższych współpracowników Donalda Tuska. Premier jest mocno zajęty na kilku płaszczyznach jednocześnie – mówimy o wymiarze międzynarodowym, koalicyjno-partyjnym i wreszcie o wymiarze parlamentarnym – zauważa prof. Olgierd Annusewicz.
Według politologa funkcja osoby, która ma dbać o spójność działań poszczególnych ministerstw jest sposobem na zarządzenie potencjalnymi konfliktami czy różnicami zdań pomiędzy poszczególnymi ministrami i „zwolnieniem Donalda Tuska z bycia arbitrem”.
– Oczywiście funkcja z taką nazwą nie istniała w polskim rządzie. Jednak to nie jest tak, że premierzy nie mają ludzi, którzy odpowiadali za taką spójność – dodaje i wymienia choćby Łukasza Schreibera, który podobną rolę pełnił w rządzie Mateusza Morawieckiego.
– Był swego rodzaju gatekeeperem – mówi Annusewicz.
Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: [email protected]