Norwegia jest największym producentem hodowlanego łososia na świecie, eksportując rocznie około 1,2 mln ton tej ryby. Od lat 80. XX wieku dzikie populacje łososia atlantyckiego w norweskich rzekach zmniejszyły się jednak o połowę – z ponad miliona do około 500 tys. Obserwowane dziś wyniki połowowe należą do najgorszych w historii, co budzi coraz większe zaniepokojenie zarówno naukowców, jak i organizacji ochrony przyrody.
Minister ds. klimatu i środowiska, Andreas Bjelland Eriksen, przyznał na konferencji w Londynie, że sytuacja łososi stanowi dla kraju realny problem: „To w gruncie rzeczy egzystencjalne zagrożenie dla dzikiego łososia atlantyckiego i jeśli je zbagatelizujemy, nie podejmiemy koniecznych działań”. Mimo to stwierdził jednoznacznie, że rząd nie planuje wprowadzenia całkowitego zakazu tzw. open-net farms, czyli otwartych klatek w morzu, w których hodowane są na przemysłową skalę ryby.
Eriksen tłumaczy decyzję chęcią „zachowania produkcji żywności” i uważa, że wyzwaniem nie jest sama hodowla, ale jej zanieczyszczenia i wpływ na środowisko. – „Moim głównym zadaniem nie jest blokowanie działalności człowieka jako takiej, ale ograniczenie emisji do takiego poziomu, który będzie akceptowalny dla natury i umożliwi przetrwanie populacji dzikiego łososia” – mówił w wywiadzie dla dziennika “Guardian”.
W styczniu 2025 roku Norweska Agencja Środowiskowa zaproponowała najbardziej restrykcyjny w historii okres połowowy i dodatkowe limity dotyczące poławiania dzikiego łososia. Powodem jest drastyczny spadek liczebności ryb notowany w kolejnych latach. Już w 2024 roku władze zdecydowały się na zamknięcie aż 33 rzek – w tym słynnej Gauli – zaledwie trzy tygodnie od rozpoczęcia sezonu łososiowego, co według obserwatorów i lokalnych mieszkańców nie zdarzyło się nigdy wcześniej.
Postępujący kryzys: główne przyczyny spadku populacji
Zdaniem naukowców i ekologów na kryzys populacji dzikiego łososia wpływ ma kilka czynników jednocześnie. Pierwszym z nich jest postępujące ocieplenie klimatu. Raport „Atlantic Salmon in Numbers” stwierdza, że zmiany temperatury wód oceanicznych utrudniają łososiom dostęp do żerowisk i wpływają na zwiększoną śmiertelność w fazie morskiej.
Drugim – bardziej namacalnym w norweskim kontekście – problemem jest rosnąca liczba hodowlanych łososi w otwartych klatkach (tzw. net pens), co wiąże się gwałtownym rozprzestrzenianiem się pasożytów, zwłaszcza wszechobecnych widłonogów nazywanych “wszami morskimi”. Z danych przywołanych przez portal Fishfarming.com wynika, że miniony rok był rekordowy pod względem liczby tych pasożytów w regionie północnej Norwegii, gdzie zanotowano „wybuchowy wzrost” populacji wszy na fermach.
Co więcej, intensywna hodowla wiąże się z ryzykiem ucieczek ryb – dziesiątki tysięcy łososi hodowlanych mogą przedostawać się do rzek i skrzyżować się z dzikimi populacjami. – „W dłuższej perspektywie grozi nam zamiana łososia atlantyckiego w hybrydę, w której zagubi się cała lokalna adaptacja ryb z każdej z 450 norweskich rzek” – ostrzega dr Torbjørn Forseth z Norwegian Institute for Nature Research (NINA).

Otwarte klatki morskie czy zamknięte systemy?
W obliczu lawinowo rosnących populacji pasożytów, część ekspertów i aktywistów twierdzi, że jedynym skutecznym rozwiązaniem jest przejście na system zamkniętych akwakultur. Przykładem mają być plany w Kolumbii Brytyjskiej (Kanada), gdzie wyznaczono termin wycofania się z otwartych klatek.
„Hodowle w otwartych klatkach osiągnęły swój biologiczny limit” – ocenia Forseth z NINA. Podkreśla, że rozdzielenie dzikich i hodowlanych ryb jest kluczowe dla przetrwania genetycznie unikatowych odmian łososia. Te lokalne populacje w poszczególnych rzekach są bowiem przystosowane do specyficznych warunków środowiskowych i mają wysoką wartość przyrodniczą.
Organizacje branżowe, jak Sjømat Norge (Norweska Federacja Producentów Owoców Morza), wskazują jednak na złożoność problemu. – „Systemy zamknięte pochłaniają znacznie więcej energii niż standardowe sieci w otwartych wodach. Na dużą skalę takie rozwiązanie generowałoby znaczny wzrost zapotrzebowania na energię” – mówił rzecznik prasowy Sjømat Norge, Henrik Wiedswang Horjen.
Komentatorzy branżowi przyznają jednak, że norweski system licencjonowania i nadzoru nad hodowlami wymaga zmian. Rząd zapowiedział białą księgę (white paper) poświęconą sektorowi akwakultury, która ma się ukazać wiosną 2025 roku. Zdaniem Evena Tronstada Sagebakkena, sekretarza stanu w norweskim rządzie, dokument ma na celu „wyszukanie rozwiązań czyniących działalność bardziej przyjazną środowisku i jednocześnie bardziej opłacalną”.
Inwazja pasożytów i rekordowe temperatury w morzu
Jedną z głównych przyczyn rekordowej ilości pasożytów jest wyjątkowo wysoka temperatura morza, która przyspiesza cykl rozwojowy wszy i zwiększa ich zdolność do infekowania ryb. Na głębokości 3-4 metrów w wielu farmach temperatura wody jest obecnie o 3-4 stopnie Celsjusza wyższa od średniej z ostatnich lat.
– „Choć wszy morskie występują naturalnie, to większość obecnych pasożytów pochodzi właśnie z farm hodowlanych. W sprzyjających warunkach może to oznaczać miliony larw na pojedynczej fermie” – zaznacza w rozmowie z fishfarming.com Anne Sandvik z Instytutu Badań Morskich . Z tego względu naukowcy obawiają się, że ryby migrujące, np. pstrąg morski, będą szczególnie narażone na zakażenie i mogą masowo ginąć.
W południowej części Norwegii sytuacja jest bardziej stabilna, bo temperatury utrzymywały się na poziomie zbliżonym do średniej z ostatnich lat. Niemniej jednak eksperci prognozują, że przy dalszym wzroście średnich rocznych temperatur problem rozprzestrzeniania się wszy może tylko narastać, obejmując kolejne obszary hodowlane.