Tesla na minusie, Grok na plusie, wczoraj Biały Dom, dziś… no właśnie. Wakacyjne interesy Elona Muska charakteryzuje mocno bollywoodzka dynamika – czasem słońce, czasem deszcz. W jednym tygodniu triumf, w drugim niespodziewane potknięcie. To przypomina jazdę na rollercoasterze, gdzie każdy ruch budzi emocje i niepewność, co przyniesie kolejny zakręt. Rynki reagują z mieszanką fascynacji i niepokoju — ale czy taki niestabilny spektakl to rzeczywiście skuteczny marketing, czy raczej ryzykowna gra, która może zakończyć się spektakularną klapą?
Pentagon bierze Groka od Muska
W połowie lipca Pentagon postawił na Groka od Muska. Jak informował wówczas „Washington Post”, Pentagon przeznaczył 200 milionów dolarów na współpracę z firmami technologicznymi rozwijającymi modele sztucznej inteligencji, w tym xAI, OpenAI, Google oraz Anthropic.
Dla niewtajemniczonych to ten sam kontrowersyjny chatbot AI, który obwołał się MechaHitlerem i który za 30 dolców miesięcznie oferuje dwa sympatyczne awatarki: Bad Rudy i Ali. Jeden to rysunkowa panda ruda, która udaje ulicznego twardziela i bez skrupułów potrafi namawiać użytkowników nawet do przestępstw. Drugi — postać jak żywcem wyjęta z japońskiej anime — uwodzi romantycznymi rozmowami, a gdy zajdzie potrzeba, bez większych oporów zrzuca ponoć ubranie. „A pan woli w koszuli, czy żebym na goło była?” – może nawet powie, kto wie.
Relacje Muska z Trumpem – strategiczna gra
Wydawać by się mogło, że po kulturalnym wykopie z Białego Domu taki kontrakt nie przejdzie, a jednak. Jak zauważa doktor Piotr Balcerowski, decyzja Pentagonu wcale nie zaskakuje.
— Elon Musk, jako współtwórca takich projektów jak SpaceX czy Starlink, od wielu lat ściśle współpracuje, jeśli nie bezpośrednio z US Army, to z całą pewnością z najbliższym technologicznym jej otoczeniem czy zapleczem. Trudno jednoznacznie zdefiniować ten konglomerat wojskowych służb, absolwentów najlepszych politechnik (w tym MIT) czy dużych i zaufanych inwestorów. W każdym razie Musk jest od wielu lat jego częścią i to po prostu ułatwiło mu zdobycie tego kontraktu – wskazuje w rozmowie z „Wprost” wiceprezes Instytutu Staszica.
Jego zdaniem nie można też lekceważyć faktu, że deklaracje ideowe Muska z zeszłego roku dotyczące m.in. powrotu do amerykańskich korzeni i etosu tzw. ciężkiej pracy oraz odpowiedzialności za siebie i wspólnotę, dodatkowo związały go mentalnie z decydentami US Army.
— Środowisko wojskowe jest konserwatywne, rozumie, że egzotyka psychiczna w stylu woke to droga donikąd. W każdym razie na pewno nie do utrzymania globalnej przewagi Ameryki m.in. nad Chinami – zauważa dr Piotr Balcerowski.
Dodaje, że nie bez znaczenia są w tym przypadku relacje Muska z Trumpem.
— Bezpośrednie ingerowanie władz politycznych w kontrakty w tak silnych i podmiotowych strukturach systemu amerykańskiego jak US Army czy CIA nie jest wcale takie proste, nawet dla prezydenta. Ale mimo wszystko przypuszczam, iż Trump nie zdecydował się na tę konfrontację, gdyż de facto dalej potrzebuje Muska i długofalowo liczy na ułożenie z nim relacji. Musk pozostaje ikoną, która w niemałym stopniu przyczyniła się do zwycięstwa Trumpa w 2024 roku. Trump rozumie, że ta konfrontacja jest strategicznie dla amerykańskiej prawicy i jego osobiście szkodliwa. Powstanie bowiem American Party pod przewodnictwem Muska i zapowiadany start w wyborach może przyczynić się do zwycięstwa Demokratów w kolejnych wyborczych potyczkach – stwierdza dr Balcerowski.
Kanada nie bierze internetu od Muska
O ile „przyjaźń” z Trumpem przyniosła w połowie lipca wspomniany kontrakt z Pentagonem opiewający na 200 mln dolarów amerykańskich, to pod koniec miesiąca Musk stracił umowę na dostawy internetu do prowincji Ontario, wycenianą na około 100 mln dolarów kanadyjskich.
Co prawda dolar amerykański dolarowi kanadyjskiemu nierówny, a i kwota kontraktu mniejsza, jednak sprawa nabiera wymiaru symbolicznego. Musk stał się chłopcem do bicia w sporze celnym między Kanadą a USA — prowincja Ontario w końcu zerwała umowy, a politolog z Uniwersytetu Waterloo nawoływał do zakazu działalności firm Muska w Kanadzie, uznając to za odpowiedź na „gospodarczą agresję” ze strony USA.
Musk tesluje Teslą
A nad tym wszystkim mityczna Tesla. Marketingowe akrobacje Muska w odniesieniu do Tesli sięgają już niedościgłych wyżyn. Wizje autonomicznej jazdy, które miały zrewolucjonizować transport, zderzają się z brutalną rzeczywistością. Robotaxi, obiecywane przez Muska jako przyszłość mobilności, wciąż pozostają w sferze obietnic.
Ostatni zryw Muska, ogłaszający płatne usługi Robotaxi w San Francisco, może i uwłacza inteligencji odbiorców, ale nie uderza w biznesowy, a przede wszystkim marketingowy honor właściciela. Tesla ma się sprzedawać, czy nam się to podoba, czy nie. A to, że Robotaxi śmigają po amerykańskich ulicach z człowiekiem, który siedzi na miejscu kierowcy i „nadzoruje” roboprzejazd, to tylko szczegół. Ważne, żeby Musk na Tesli się nie przejechał.
Musk i Trump — dwa bratanki?
„Przyjaźń” z Trumpem z punktu widzenia sposobu prowadzenia muskowych biznesów wcale nie dziwi. Dla imperatora Donalda Musk może być poniekąd uwspółcześnioną wersją bezpardonowo zaradnych chłopców z Dzikiego Zachodu. Tylko czy tacy chłopcy będą się jeszcze „sprzedawać”?
Zdaniem futurolożki Oony Horx-Strathern, autorki książki „Kindness Economy. Nowy cud gospodarczy”, Elon Musk uosabia „szczyt nieprzyjazności”, który w jej ocenie chyli się ku upadkowi pod naporem „ekonomii życzliwości”.
Przyjmując taki punkt widzenia, sprzedaż w stylu Muska powinna odejść do marketingowego lamusa. Opanowany przez niego po mistrzowsku marketing wysokiego napięcia – tak spektakularny w social mediach, ale zawsze grożący zwarciem w Excelach – daje mu jednak ciągle globalny rozgłos.
Pytanie, jak długo świat będzie chciał płacić za bilety na one man show, który z elektryzującego spektaklu przemienia się coraz częściej w kosztowną farsę.