Ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk była w środę gościem programu „Graffiti” w Polsat News. Jednym z wątków rozmowy była kwestia wprowadzenia emerytur stażowych. W Sejmie znajdują się dwa projekty ustaw w tej sprawie. Pierwszy złożyli posłowie Lewicy, drugi to inicjatywa obywatelska wspierana przez NSZZ „Solidarność”.
Oba projekty zakładają możliwość przejścia na emeryturę po wykazaniu stażu ubezpieczeniowego – 35 lat dla kobiet i 40 lat dla mężczyzn. Przy czym jednym z warunków byłoby zebranie w ZUS składek pozwalających na wypłatę co najmniej minimalnej emerytury (obecnie wynosi ona 1878,91 zł brutto). Oba projekty przeszły pierwsze czytanie na początku 2024 roku i trafiły do sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.
Dziemianowicz-Bąk o emeryturach stażowych
– Ustawy są w Sejmie i to od Sejmu zależy, jak szybko będą procedowane. Jedna z tych ustaw, to jest ustawa Lewicy. Jesteśmy otwarci na dyskusję, jest to dla nas ważny postulat. Jeśli nie ścieżką rządową – a projekty nie są rządowe – to ścieżką poselską będziemy je realizować – powiedziała w „Graffiti” szefowa resortu pracy.
– Dobrze byłoby, gdybyśmy przyjęli stanowisko rządu do tych projektów, bo nie ma sensu mnożyć bytu ponad potrzeby. Skoro są dwie ustawy, komisje mogą się nad nimi pochylić i wspólnie pracować. Stanowisko ministerstwa wobec obu tych projektów jest pozytywne – dodała.
Szacunkowy koszt wprowadzenia emerytur stażowych to dodatkowo ok. 13 mld zł rocznie z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i ok. 1,5 mld zł rocznie po stronie Funduszu Emerytalno-Rentowego Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego.
Z wyliczeń przedstawionych przez „Fakt” wynika, że osoba, która zdecydowałaby się zakończyć aktywność zawodową w wieku 53 lat i uzbierała w ZUS kapitał na poziomie 800 000 zł, mogłaby liczyć na emeryturę w wysokości 2380 zł brutto.