Unia Europejska konsekwentnie ogranicza zakupy rosyjskiego gazu i zapowiada, że do końca 2027 roku całkowicie uniezależni się od tego surowca. To poważny cios dla Moskwy, która już odczuwa skutki sankcji i spadku popytu. Obecnie rosyjski gaz zaspokaja jedynie 19 proc. europejskiego zapotrzebowania, podczas gdy przed wojną było to około 40 proc. Dostawy realizowane są głównie w formie LNG oraz przez rurociąg TurkStream biegnący przez Turcję.
Gazprom traci
Skutki są dotkliwe – jak podaje Reuters, Gazprom w 2023 roku zanotował stratę 7 mld dolarów. Ucierpiał także rosyjski budżet, który przez lata był silnie uzależniony od przychodów z eksportu surowców energetycznych.
Moskwa podejmuje próby odbudowania handlu z Europą. Według źródeł agencji, przywrócenie Rosji statusu dostawcy gazu mogłoby być elementem ewentualnego porozumienia pokojowego z prezydentem Władimirem Putinem. Kreml liczy, że udział Stanów Zjednoczonych w rozmowach mógłby przełamać opór polityczny części państw unijnych wobec powrotu do współpracy energetycznej.
Eksperci wskazują, że choć większość krajów Europy znalazła alternatywne źródła dostaw, część odbiorców wciąż korzysta z rosyjskiego gazu. Istnieją też obawy, że w przypadku zawarcia pokoju część z nich mogłaby ponownie zwiększyć zakupy.
„Historyczny błąd”
Na taki scenariusz nie zgadza się jednak przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. 7 maja podczas posiedzenia Parlamentu Europejskiego jasno podkreśliła, że powrót do rosyjskich surowców byłby „historycznym błędem”. – Rosja wielokrotnie dowiodła, że nie jest wiarygodnym dostawcą – zaznaczyła.
W obliczu spadających przychodów i utraty strategicznych rynków, Kreml znalazł się w trudnej sytuacji. Europa, stopniowo uniezależniając się od gazu z Rosji, pozbawia Moskwę jednego z najważniejszych narzędzi wpływu politycznego i finansowego.